Patrzę to na Cassiana, to na Noel, to na Nate'a, który stoi po mojej prawej stronie. Nie mogę pozwolić, aby coś się stało Nathalii. Szczególnie, kiedy właśnie próbuje mnie uratować. Nathan byłby zadowolony. Na to też nie mogę pozwolić. Gdyby to chodziło o coś innego, to może... Ale przecież chodzi o nią.
— Nat to zrobiła, ale to zupełnie wbrew zasadom. Tylko że ona odpowie przed Dianą i zasady dotyczą jej trochę inaczej, a ciebie możemy zatrzymać. — Nathan bawi się pistoletem, imitując przy tym kwaśną minę.
I wtedy najlepszy i równocześnie najgorszy pomysł wpada mi do głowy. Spokojnie, żeby nie wywołać w drużynie jakiejś gwałtownej reakcji, wsuwam rękę do plecaka. Oni nawet nie podejrzewają, że mogę mieć pomysł nieco lepszy, niż zwykłe grożenie bronią. Patrzą na mnie z pobłażaniem, aż mnie to trochę irytuje. Wyciągam probówkę z kwasem. Otwieram ją i pokazuję reszcie.
— Puśćcie mnie, jeśli nie chcecie, żeby komuś stała się krzywda. Mam na myśli was — dodaję, jakby rzeczywiście była tak potrzeba.
Obracam się, by móc zobaczyć każdego z osobna. Mają kamienne miny.
— Grozić to nie umiesz — mruczy niechętnie Terry, ale nie rusza się z miejsca.
— Teraz mnie puścicie. Jeśli spróbujecie coś zrobić, to chlapnę was tym.
— Nie zrobisz tego.
To co mówię, jest obrzydliwe. A jeszcze gorsze jest to, że to najprawdziwszy kwas. I chcąc nie chcąc oblałabym ich lub siebie. Najpewniej siebie. Zwilżam wargi. Oby o tym nie wiedzieli.
— Zrobię — przekonuję ich. — Nie jesteście dość szybcy, by tego uniknąć. Ktoś poza Terry'm wyjdzie z tego bez szwanku? — Zadaję to pytanie, doskonale wiedząc, że teraz zaczną się zastanawiać. — No, ciekawe na kogo trafi? Noel? — patrzę na nią z uśmiechem psychola. Nie wiem, czy to kupią, ale jeśli tak, to potem będę mieć problem z tłumaczeniem się Dianie. Chyba jeden wyskok w tę czy we w tę nie robi już takiej różnicy. — A może Cassian? Cass, jak szybie uniki robisz?
Casper krzywi się lekko, nie wiem, czy bardziej z pogardą do mnie, czy może po prostu wyobraża sobie ranę po oparzeniu kwasem.
— Wiesz, że mogą cię za to wydalić? — Nate zadaje to pytanie tak, jakby naprawdę chciał się upewnić, czy w ogóle rozumiem, co robię.
— To chyba nie jest wasz problem?
— Zależy, jak na to spojrzeć — zaczyna Cassian. — Z pewnej perspektywy jest. Uwierz mi, że nikt tutaj nie chce, żeby cię wywalili. No, może teraz się to powoli zmienia — dodaje cierpko, pod nosem, przewracając przy tym oczami.
Jeśli chodzi o ich poirytowanie moim zachowaniem, to ja także mam kilka wyrzutów.
— Oskarżyliście mnie o konszachty z wrogiem, w ogóle nie dając mi się wytłumaczyć. W tym momencie wbrew wszelkiej logice i mojemu bezpieczeństwu, chcę się upewnić, że nasza kapitan wyjdzie z tego bez szwanku. Puśćcie mnie i będziemy kwita — proponuję rzeczowo, mając nadzieję, że przedstawiłam im już dość dużo dobrych argumentów. W tym momencie bawi mnie, jak spokojnie mogą wyglądać negocjacje. Jakbyśmy siedzieli wszyscy razem nad kubkiem gorącego... kwasu. — Nie zamierzam zrobić nic złego, ani głupiego. Nawet mój limit się dzisiaj wyczerpał. Chcę tylko upewnić się, że Nathalii nic się nie stanie przez mój wyskok.
— Skoro nie chcesz zrobić nic złego, to po co ci ten kwas? Dla jaj? — syczy Nathan.
— Nie, to dlatego, że wbrew pozorom nie jestem głupia i wiem, że nie dam rady pokonać żadnego z was. Kwas stanowi jedyną możliwość, byście mnie naprawdę puścili. I stanowi o mojej desperacji. A, uwierzcie mi, jestem n a p r a w d ę zdesperowana.

CZYTASZ
Invictus
Science FictionInvictus to jednostka do zadań specjalnych, których członkami są tylko młodzi ludzie o specyficznych predyspozycjach. Dzięki genetycznym modyfikacjom przeprowadzanym w S-Bridge Lab są jeszcze bardziej wyjątkowi i przygotowani na różne warunki pracy...