16.2. Transmisja

149 17 27
                                        

Nathalia rozłącza się w końcu. Kiedy tylko to robi, spogląda na mnie, jak na problem, który trzeba rozwiązać. Po chwili zamyśla się głęboko. Wzrok ma skierowany nadal na mnie, ale z pewnością mnie nie widzi. Boję się choćby poruszyć. Zastanawiam się, czy właśnie w tym momencie podejmuje decyzję mnie dotyczącą. Jeśli tak, to nie chciałabym tego procesu zakłócać.

W końcu odwraca głowę w stronę drzwi i podchodzi do nich.

— Dobra, chodź, zobaczymy, czego się nauczyłaś przez ten czas.

Nie wiem, czy czuję większą nadzieję, czy przerażenie, kiedy pokonujemy drogę do sali, na której trenuję boks. Z jednej strony dostałam właśnie szansę i wszystko zależy już teraz ode mnie. Z drugiej to właśnie tego się boję – kiedy coś zależy ode mnie, to zazwyczaj idzie kiepsko. Przynajmniej ostatnio zauważyłam taką prawidłowość. Nie sposób jej zaprzeczyć.

Sala bokserska wita nas jak zwykle przyjemnym chłodem i zapachem skóry. Światła nie są zbyt mocne, co stanowi kontrast z częścią szpitalną, w której oświetlenie jest znacznie ostrzejsze. To miejsce mnie trochę uspokaja, ale czuję lekki stres nawet, kiedy staję już na ringu. Jednak prawdziwy dreszcz przebiega mi po plecach, kiedy Nathalia przeciska się między linkami i staje przede mną.

— Co robisz? — pytam, cofając się o krok, kiedy wysuwa lewą nogę do przodu i przyjmuje pozycję do walki.

— Dawaj, pokaż, czego cię ten Carl nauczył.

Marszczę brwi, cofając się jeszcze kawałek. Widzę rozbawienie na jej twarzy. Mam z nią walczyć? Właściwie to powinnam się była tego spodziewać. No bo jak inaczej niby miałabym się teraz wykazać? Z workiem treningowym? Ale to jakoś zupełnie mi nie pasuje. Mam podejść i ją uderzyć? Przyjmuję taką samą pozycję, jedną ręką chronię gardło a drugą twarz. Zbliżam się do niej powoli. Wiem, że czeka, aż ją zaatakuję, ale nie mogę. Moje ręce zwyczajnie nie chcą nawet drgnąć. Gdyby to był Dave, albo nawet Cole, to nie miałabym z tym problemu. I to nawet nie dlatego, że to faceci, bo z Noel też mogłabym walczyć. No może z Cole'em też byłam początkowo ostrożna, ale jednak walczyłam. A teraz?

Nathalia wyprowadza prawy prosty, a ja bez problemu go blokuje. Wiem, że chce mnie tylko zachęcić. Kiedy widzi, że nic to nie daje, próbuje mnie kopnąć. Znów nie muszę wkładać zbyt wielkiego wysiłku w to, by zrobić unik. Obserwuję ją dokładnie i zauważam, że specjalnie dla mnie zostawia luki w gardzie. I chociaż wiem, że powinnam, to z nich nie korzystam. Wciąż nie jestem w stanie zmusić się do próby zrobienia jej krzywdy.

— No dalej, nie mamy całego dnia, a ja dam sobie z tobą radę — zachęca mnie, unosząc lekko podbródek.

Oczywiście wiem, że da sobie radę, ale dla mnie myśl, że jednak w jakiś sposób może udać mi się ją uderzyć, jest mocno hamująca. Wyobrażam to sobie i nie jestem w stanie celowo tego zrobić. Zaciskam szczękę, zdając sobie sprawę z tego, że to ja teraz jestem dla siebie największym przeciwnikiem. Ta psychiczna blokada jest nie przeskoczenia.

— O rany — wzdycha cicho, wyraźnie tracąc cierpliwość.

Doskakuje do mnie szybko i próbuje uderzyć w twarz. Blokuję cios, równocześnie czując uderzenie w brzuch. Nie jest najsilniejsze, ale i tak zginam się wpół. Wtedy podcina mnie, kopiąc w tył kolan. Upadam na ziemię cokolwiek zdziwiona. Dziewczyna krzyżuje ramiona i przygląda mi się z góry beznamiętnie. Tak obojętna nie była już dawno.

InvictusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz