Podczas lotu przebudzam się kilka razy. Zwykle nie wiem nawet, gdzie jestem, ale czuję, że wcale nie potrzebuję tej wiedzy do szczęścia. Jednak podczas jednego z przebłysków świadomości słyszę dialog, który przykuwa moją uwagę. Gdyby nie okoliczności, to z pewnością brałabym w nim udział.
— Wiecie, tak sobie teraz myślę... — To na pewno Noel. — W sumie, nie wiem. Czy James nie chce nas po prostu zabić?
— Pewnie tak. A przy tym wypróbowuje swoje pomysły. Dwa w jednym — odpowiada jej z pełnymi ustami Terry. Je coś, pewnie te batony.
— Zastanawiam się, czy zemsta to wystarczający motyw.
— Razem z chęcią do eksperymentów? Pewnie tak.
Ktoś czymś szeleści, a inna osoba chyba rozkłada i składa z nudów broń. Ten dźwięk wyjątkowo mnie irytuje. Chcę znów zasnąć. Poza nimi nic mi nie przeszkadza. Jest mi ciepło, łagodne bujanie jest przyjemne, a maszyna jest dobrze wyciszona, więc z zewnątrz słychać tylko lekki szum. Kiedy się na nim skupiam, znów czuję, że powoli wkraczam w krainę snu.
— Ej, a myślicie, że działa sam? — rzuca niemal pogodnie Nate i to pytanie mnie ciekawi.
— Nie ma szans. Na bank ma jakiegoś sponsora, z którym współpracuje.
Głos Nathalii całkowicie mnie odpręża. Skoro tu siedzi, to mogę spokojnie iść spać i nie obchodzi mnie, co kto na ten temat myśli. W dodatku po tych słowach na dłuższy moment zapada cisza. Potem jeszcze rozmawiają coś o zyskach, które można czerpać z współpracy z Jamesem, ale niewiele już z tego rozumiem. Zasypiam.
***
Budzę się dopiero w S-Bridge, na lotnisku. Helikopter akurat zjeżdża w dół na platformie, a ja ponownie jestem przykryta czyjąś kurtką. Właściwie wcześniej chyba też byłam, ale kompletnie nie zwróciłam na to uwagi. Siadam powoli, obserwując jak reszta drużyny szykuje się do wyjścia. Michael dobudza Cassiana, który spał po przeciwległej stronie. Noel i Clara już stoją przy drzwiach. Z kokpitu próbuje wygramolić się Nate, który w barkach ledwie mieści się miedzy fotelami.
— Masz — nagle słyszę koło siebie głos Terry'ego. Drgam lekko i patrzę na niego. Wyciąga w moją stronę rękę z batonem. To ten sam, którego wcześniej dawała mi Nathalia. — Powinnaś coś zjeść.
Wiem, że powinnam. Ale im dłużej jestem obudzona, tym bardziej nic mi się nie chce. Fizycznie naprawdę wypoczęłam, ale psychicznie czuję się po prostu źle. Mam wrażenie, że nie jestem w stanie wziąć na siebie absolutnie żadnego obowiązku ponad to, co muszę zrobić, by przeżyć. Czuję, że wspomnienia próbują dostać się do mojej świadomości, jakby pukały w tył mojej czaszki. Nie chcę im otworzyć.
— Nie jestem głodna.
— Kiedy ostatnio jadłaś? — pyta mnie tym razem Clara. Nie odpowiadam. — Tak myślałam. Powinnaś dużo zjeść, ale rozumiem, że jest to niemożliwe. Dlatego ten baton jest dobrym rozwiązaniem. Wcinaj — nakazuje i zaczyna ubierać kurtkę.
Przyjmuję dar od Terry'ego i dziękuję mu cicho. Rozdzieram opakowanie, co zajmuje mi chwilę, bo mam problemy z zaciśnięciem palców. Kiedy już mi się to udaje, zauważam, że wszyscy mnie obserwują. Marszczę brwi, ale mam już gdzieś, jak żałośnie wyglądam, nie radząc sobie z rozpakowaniem batona. Gryzę go. I w pierwszym odruchu mam ochotę go wypluć. Smakuje jak połączenie orzechów z mydłem, imbirem i słabym czekoladowym aromatem. Moja mina sprawia, że drużyna zaczyna rechotać. Z trudem połykam ten kawałek, nawet nie gryząc. Jestem na nich wściekła. Co oni mi dali za gówno?

CZYTASZ
Invictus
Science FictionInvictus to jednostka do zadań specjalnych, których członkami są tylko młodzi ludzie o specyficznych predyspozycjach. Dzięki genetycznym modyfikacjom przeprowadzanym w S-Bridge Lab są jeszcze bardziej wyjątkowi i przygotowani na różne warunki pracy...