1.2. Dylemat

667 64 309
                                    

— Co z tobą? — syczy Mick, kiedy siadam obok niego na angielskim. — Dlaczego nie było cię na dwuklasowej?

— Cóż... — Faktycznie nie było mnie na niej, choć miałam pójść. Wolałam ochłonąć. Trwało to całą lekcję, ponieważ miałam dużo do przemyślenia. A w połowie nie było sensu wracać. Ostatecznie lepiej mieć nadzieję, że nikt nie zauważy, niż się spóźnić, zwracając uwagę wszystkich. Facet od matmy czasem zapomina o sprawdzeniu obecności. — Musiałam coś załatwić.

Nic nie odpowiada, prawdopodobnie jest wkurzony, że nic mu nie powiedziałam i dalej nie chcę. Być może ma rację. Ale gdybym mu powiedziała, to on powiedziałby mojej cioci. I wszystko poszłoby na marne. Postanawiam udobruchać go jednak pewną informacją.

— Chyba połamałam nos Reggie'mu.

— No co ty? — Od razu się uśmiecha, patrząc na mnie z nieskrywanym podziwem.

— Następnym razem nie podejdzie do mnie sam.

— Chwila. Co teraz będzie? Zemści się — zauważa z niepokojem.

— Nie sądzę. Jeśli tak, to będzie miał do czynienia z Nathalią. — Uśmiecham się, sama w to nie do końca wierząc. Ale wiem, że on uwierzy i przynajmniej na jakiś czas zapomni, że odpowiedziałam mu wymijająco.

— Czekaj, z tą Nathalią? — Wytrzeszcza oczy.

Przytakuję. Mickey zakochał się w niej już dwa lata temu i tak mu zostało. Muszę przyznać, że jest atrakcyjna, a jej 'ratunek' to raczej niezłe osiągnięcie, nawet jeśli niekoniecznie się z tego cieszę. I też właśnie dlatego, że mu się podoba, nie jestem zadowolona, że to akurat ona ze wszystkich osób mi pomogła.

— Oddychaj. — Ściskam jego ramię. — Nie martw się, nie wierzę, że faktycznie zrobiłaby cokolwiek, gdyby ten gnojek znów się do mnie przyczepił — mówię , zanim zastanowię się nad logiką tego zdania. — Mam tylko nadzieję, że on wierzy.

— Mogłaby się z tobą zaprzyjaźnić, wtedy bym ją poderwał — stwierdza śmiało i wydaje mi się, że zaraz zacznie zacierać ręce. Wprost idealny pomysł.

Nie chcę mu mówić, że raczej nie ma u niej szans, bo w sumie, kto wie? Jest bardziej towarzyski, niż ja, więc może? Ale na pewno ja nie miałam szans na przyjaźń. Jeśli do tej pory nie stało się nic, co by nas połączyło, to co miałoby to zmienić? Zresztą nie wiem, czy to byłby dobry pomysł, żeby poznać ją bliżej. Czasem zdaje mi się, że wiele ukrywa. Ale może kiedyś w końcu mój przyjaciel sam weźmie się w garść i zagada? Na to też się nie zapowiada, ale jeszcze nie skreślam tej możliwości.

Biorę przykład z przyjaciela i pochylam się nad książką. Nie zapowiada się ciekawie. Trzy razy czytam ten sam akapit, bo kompletnie nie mogę się skupić. A jest długi, słowo daję. Lubię czytać książki, ale zdecydowanie nie te fragmenty tekstów w podręczniku. Mickey wydaje się pochłonięty. Zastanawiam się, czy nie rzucić liściku do Cole'a, ale on unika mojego wzroku. No tak, po moim szantażu mogło mu się odechcieć wszelkich interakcji ze mną.

— Zróbcie teraz ćwiczenia ze stron...

Puk puk puk.

Wszyscy spoglądają w stronę drzwi. Te otwierają się ze skrzypieniem. Stoi w nich Holder. Pewnie jest z jakimś ogłoszeniem. Mickey trąca mnie w ramię na wypadek, gdybym nie zauważyła, kto wszedł. Przewracam oczami.

— Zacznij działać, Casanova — szepczę w odpowiedzi.

— Dzień dobry — odzywa się uprzejmie Nathalia, a jej wzrok spotyka się z moim. Moje serce zaczyna bić szybciej. Chodzi o mnie? — Dyrektor prosi Carolyn Whyte do gabinetu. Weź swoje rzeczy, to może chwilę potrwać.

InvictusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz