17.1. Konkurs

282 17 31
                                    

Wychodzę z siłowni bardzo poirytowana. Nienawidzę Martina i jego drwiącego wzroku, śledzącego każdy mój ruch, jakby czekał aż się potknę. Z drugiej strony pod pewnymi względami czuję się o wiele lepiej.

Po obejrzeniu transmisji potrzebowałam treningu. Chciałam jakoś odreagować i oderwać myśli od rozsmarowanego na podłodze mózgu Granta. W dodatku czułam, że jeśli nie zajmę się czymkolwiek, to zaraz znów będę widziała padającego na ziemię Borsukowatego. W gruncie rzeczy byłam więc wdzięczna Martinowi, że zgodził się na trening już dzisiaj. Kompletnie zignorowałam jego krzywy uśmieszek i zadowolenie z wizji zniszczenia mnie wysiłkiem fizycznym. Wszelkie wady tego pomysłu przysłaniały znacznie większe korzyści. Bo oczywiście podziałało to wspaniale - to jaki on jest wkurzający, skutecznie odwróciło moją uwagę od innych problemów.

Opuszczam szatnię po uprzednim wzięciu prysznica. Właściwie to jest mi już dużo lepiej. Oczywiście nawet nie żywiłam nadziei, że po treningu nie będę więcej myślała o wydarzeniach z pubu. Ale przynajmniej jakoś się z tym oswoiłam. Kiedy idę korytarzem dręczy mnie raczej inna myśl.

Morderstwa, których byłam świadkiem, a także to, które popełniłam - na samą myśl robi mi się niedobrze - sprawiły, że zastanawiam się, czy nie powinnam usunąć uczuć. Właściwie nie: czy nie powinnam ich usunąć, tylko: jak dam radę bez usuwania? Bo pozbawienie się połowy zawartości emocjonalnej ani mi się śni. A już zwłaszcza po tym, co działo się ze mną w symulacji. Może zastanowiłabym się nad taka opcją, gdyby stało się coś strasznego. Ale w tym momencie nie rozważam nawet takiej opcji. Dlatego zastanawiam się znów nad tym, kiedy - i czy w ogóle - się do tego przyzwyczaję. Kiedy zacznę patrzeć na krew tak samo obojętnie jak na sok malinowy? Albo kiedy będę zdolna torturować kogoś, kto nie skrzywdził mnie osobiście? Czy dojdę do momentu, kiedy będę potrafiła odebrać komuś życie, ponieważ „tak należy"? Z drugiej strony żołnierze mają całość uczuć i jakoś żyją. No, może potem mają PTSD, ale ostatecznie leczą się i dają sobie radę. A co jeśli oni są mniej wrażliwi ode mnie, tak po prostu? Może przecież tak być. Poza ostatnimi dość jasnymi dowodami na to, że nie jestem wyzuta z ludzkich uczuć, to wiedziałam to już od dawna. Może nie jestem jakaś wyjątkowo wrażliwa, ale wydaje mi się, że i tak plasuję się gdzieś powyżej przeciętnej.

Idę w stronę windy i wyciągam telefon. Jest dwudziesta trzecia. Pewnie będę musiała zamówić taksówkę. Cole raczej już śpi, bo zwykle stara się przesypiać osiem godzin, by nie popalić mięśni. A nawet jeśli się jeszcze nie położył, to nie będę go ciągać po nocy bez sensu. S-Bridge nie jest wcale tak blisko. Włączam internet i wchodzę w wiadomości, by napisać chłopakowi, że załatwię sobie transport, ale wtedy na czacie pojawia się wiadomość, którą napisał dziesięć minut temu:

Od: Cole

Miałaś napisać jak skończysz

Pamiętaj że mogę przyjechać

Uśmiecham się do siebie pod nosem. To niewiarygodnie miłe uczucie, kiedy ktoś troszczy się o ciebie z wzajemnością. Zastanawiam się, co mu odpisać. Naprawdę nie chcę wracać taksówką i być zmuszona do prowadzenia pustych rozmów, ale nie marzy mi się też, żeby chłopak jechał tu specjalnie po mnie. Zaczynam wpisywać treść wiadomości i skręcam za róg, kiedy na kogoś wpadam.

Ledwie udaje mi się złapać mój telefon, zanim zderzy się z podłogą. Prostuję się i napotykam wzrokiem zielone tęczówki. Nathalia stoi przede mną z lekko zaskoczoną miną. Korzystam z sekundy jej zdezorientowania, żeby jej się przyjrzeć.

Musieli niedawno wrócić, myślę. Nadal ma sobie strój z misji. Zdjęła tylko kamizelkę kuloodporną. Pewnie była u Diany, zdać jej raport. Wygląda na zmęczoną i zupełnie niezainteresowaną światem dookoła. Myślałam, że na jej widok poczuję coś... Właściwie to nawet nie wiem co. W każdym razie coś związanego z zabójstwem, które widziałam. Ale ja po prostu cieszę się, że ją widzę.

InvictusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz