10.1. Paczka

151 18 52
                                        

Idę korytarzami S-Bridge, mając szczerą nadzieję, że się już nie zgubię. Oczywiście wczoraj musiało się to stać i spóźniłam się przez to na trening z Dave'em. Na szczęście okazał się wyrozumiały. W dodatku przyznał, że sam kiedyś często się tu gubił. Ciężko było mi uwierzyć, że żołnierz mógłby stracić orientację w terenie, więc uznałam, że powiedział to, aby mnie pocieszyć. Tak czy inaczej okazał się bardzo miłym chłopakiem, obdarzonym niezwykłym spokojem. Jest wysokim mulatem z czarnymi, bystrymi oczami i kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, skojarzył mi się z czarną panterą, choć absolutnie nie potrafię tego uzasadnić. To chyba coś związanego ze sposobem jego poruszania się i spojrzeniem. Wygląda, jak drapieżnik i nie chciałabym być jego wrogiem.

Dave pokazał mi, jak działa broń palna i jak ją rozkładać, czyścić i składać. Coraz szybciej potrafiłam przeładowywać pistolet, a i mój cel zdecydowanie się poprawił. Chłopak powiedział, że szybko się uczę i wydaje mi się, że tym razem nie był tyko miły. Dzisiaj pokazał mi magazyn broni, który w S-Bridge znajdował się jeszcze niżej, niż sala gimnastyczna. Ale zeszliśmy tam schodami, najpierw pokonując kilka bardzo dobrych zabezpieczeń. Dave musiał dać odcisk palca, pokazać się w kamerze, odpowiedzieć na kilka pytań, wpisać kod i odbić kartę. Mam szczerą nadzieję, że nigdy nie będę miała wstępu do tego pomieszczenia.

W środku znajdowało się mnóstwo broni, powieszonej na ścianach i stojącej w gablotach z pancernego szkła. Wyglądało to, jak nowoczesny sklep z bardzo drogimi butami, tylko że zamiast obuwia wszędzie była broń. Miotacze ognia były najnudniejszym jej przykładem. Dużo bardziej zainteresowały mnie te strzelające wiązkami laserów, przypominające blastery z Gwiezdnych Wojen. Dave pokazał mi nawet prototyp miecza świetlnego, ale nie pozwolił mi go dotknąć. Jednym z ciekawszych jeszcze obiektów był pistolet, który strzelał pociskami, które uderzając w cel, dzieliły się na części, by zadać większe obrażenia. Właściwie nie uważam, by to było takie wyjątkowe, ale wyobrażenie, że dostaję kulkę z tego pistoletu sprawiło, że zapamiętałam go bardzo dobrze.

Gdy trening się kończy jestem trochę zmęczona przez liczne atrakcje. Przebieram się jak najszybciej i wychodzę na główny korytarz. Kiedy przechodzę obok rejestracji, woła mnie Vivian. Uśmiecham się, widząc ją, a nie tego gburowatego chłopaka.

— Dobrze, że dzisiaj to ty tu jesteś — wzdycham, nie kryjąc ulgi.

— Och, nie polubiłaś Anthony'ego? — śmieje się perliście i myślę, że brzmi to, jak dźwięk delikatnych dzwoneczków na wietrze.

— Chyba średnio. — Wzruszam ramionami.

Spotykałam go tutaj przez ostatnie dni i ani razu nie raczył mi odpowiedzieć na przywitanie, więc przestałam już nawet próbować. Dzisiaj rano też on tu był, dlatego teraz bardzo się ucieszyłam widząc sympatyczną Vi, z którą można pogadać.

— Mam dla ciebie paczkę. Rano przyniósł ją nasz wewnętrzny kurier — informuje mnie. Domyślam się, że wewnętrzny kurier to taki, który zajmuje się paczkami z S-Bridge do... innych miejsc.

— Paczkę? — Marszczę brwi. — Nic nie zamawiałam, to na pewno do mnie?

— Jeśli jesteś Carolyn Whyte, to tak, to do ciebie. — Uśmiecha się, opierając łokcie na kontuarze. — Nie musiałaś nic zmawiać, czasem Diana zamawia dla was niezbędne zaopatrzenie. Zwykle i tak jest ono tworzone tu, na miejscu, ale dostajecie je w paczkach, by nie paradować potem na przykład z bronią po budynkach. W zeszłym tygodniu Clara dostała nowe radio, bo tamto się zepsuło. Zawsze paczki przychodzą do mnie, bo...

— ...to bezpieczniejsze, niż wysyłanie ich na nasze adresy — kończę za nią, dobrze wiedząc, że to naprawdę logiczne rozwiązanie. Lepiej, żeby nikt nie przechwycił przypadkiem naszych danych. — No i wiesz o Invictusie.

InvictusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz