Umawiam się z nią pod jej domem. Przez większość nocy nie śpię ze stresu związanego z podjętą decyzją. Nadal nie wiem, czy była słuszna. Jedyna rzecz, jaka przeważyła to fakt, że dilowanie na pewno nie byłoby dobrą decyzją. Ostatecznie to chyba wybór pomiędzy złym, a gorszym. Mam nadzieję, że to złe nie będzie jednak aż tak złe.
Przez to, że kiepsko spałam, rano jestem w większej rozsypce, niż zwykle. Po ubraniu dziwnie skompletowanych przeze mnie koszulki i dżinsów zauważam, że w ogóle do siebie nie pasują, więc muszę się przebrać. Nie mogę znaleźć portfela, a mam w nim dokument tożsamości, który może mi się przydać. Bądź, co bądź idę chyba na rozmowę o pracę? Nawet nie wiem, jak to nazwać. Pytałam Nathalii i zastrzegła, żebym się nie stroiła. To dobrze, bo nie jestem w nastroju. Dokumentu szukam piętnaście minut i w końcu znajduję pod łóżkiem. Potem idę się pomalować i po dwóch nieudanych próbach decyduję, że makijaż nie jest dzisiaj konieczny. Zresztą w ogóle rzadko jest. A ja nie wyglądam tak źle. Nawet moje piegi nie przeszkadzają mi aż tak, żeby podjąć trzecią próbę.
Staram się ogarnąć w myślach, czy pamiętałam o wszystkim. Nie jestem przekonana, ale nie mam już czasu, żeby się zastanawiać. Wychodząc zatrzymuję się, słysząc nieszczęśliwy pomruk naszego starego kota.
- Co tam, Książę?
Książę spogląda na mnie i macha swoim czarnym lśniącym ogonem. Jest równie piękny, co humorzasty.
- Muszę iść. Przykro mi.
Wychodzę czym prędzej, wiedząc, że teraz na pewno będzie na mnie obrażony. Oby tylko nie narobił mi do butów. Jest dziwnym kotem. A może po prostu: kotem.
Patrzę jeszcze w stronę garażu z tęsknotą. W końcu będę musiała naprawić swój motor, a wtedy nie będę zdana na łaskę innych. Potem ruszam szybko, by złapać autobus.
Podczas drogi dzwonię do Mickeya, żeby mu powiedzieć, że nie będzie mnie na zajęciach, bo muszę pojechać coś załatwić. Obiecuję mu, że wszystko mu opowiem później. Oczywiście nie zamierzam mówić mu całej prawdy. Może tylko jakąś część, ale coś muszę mu powiedzieć - mam świadomość tego, że on mówi mi wszystko. No, może tego nigdy nie będę mogła być pewna, bo pewnie on to samo myśli o mnie. A tu proszę - już teraz zatajam przed nim sporo. Oczywiście w dobrej wierze, ale i tak czuję się z tym nie najlepiej. W zasadzie to go nie okłamuję. Nie mówię tylko całej prawdy. Ale jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to na pewno powiem mu, że pracuję w S-Bridge na jakimś stażu, czy coś takiego. Przecież nie mogę ukryć nieobecności w szkole. Może nie będzie ich tak dużo, ale Nathalii często nie ma, więc zakładam, że może to być powiązane z jej pracą. Właśnie. Jak on zareaguje na to, że z nią pracuję? Zapewne będzie mnie prosił, żebym pomogła mu się z nią umówić. Tak, zrobię to. Na tyle, na ile będę mogła.
Proszę go jeszcze, żeby nie mówił nic cioci Miriam. To byłaby katastrofa. Obiecuje mi to. Pyta o usprawiedliwienie dnia, ale odpowiadam mu, że to załatwię. Nawet się o to nie martwię, bo Nathalia na pewno wszystkim się już zajęła. W końcu muszą utrzymać w tajemnicy mój wyjazd do S-Bridge.
Wysiadam na wskazanym przez dziewczynę przystanku i ruszam w górę ulicy, mijając wiele domków z ogródkami. Większość z nich ma kamienny murek sięgający mojej klatki piersiowej i służący oczywiście wyłącznie jako ozdoba. Pokonanie go nie stanowiłoby dla złodzieja żadnego problemu. Zakładam jednak, że w środku jest pełno alarmów. Pewnie każdy dom ma drzwi antywłamaniowe. Ja bym takie wstawiła, jakby mogła. Właściciele są obrzydliwie bogaci, bo wszystkie domki są bardzo ładne i nowoczesne. Gdybym miała wybierać, to z pewnością nie zdecydowałabym się tylko jeden z nich. To byłoby po prostu za trudne.

CZYTASZ
Invictus
Science FictionInvictus to jednostka do zadań specjalnych, których członkami są tylko młodzi ludzie o specyficznych predyspozycjach. Dzięki genetycznym modyfikacjom przeprowadzanym w S-Bridge Lab są jeszcze bardziej wyjątkowi i przygotowani na różne warunki pracy...