14.3. Bomby

126 18 34
                                    

Pada już naprawdę mocno, kiedy wszyscy stoją nad dwoma ciałami. Jestem przy nich pierwsza. Staję między Nathalią i Cassianem. Obserwuję, jak deszcz obmywa mutantów z krwi. Jeden, ten agresywniejszy, leży na wznak, a ziemia wokół niego jest czerwona, choć w świetle księżyca przebijającego się przez gałęzie nie jestem tego pewna. Nie wiem też, gdzie jest jego twarz. Mam okropne przeczucie, a mimo to coś każe mi tam podejść. Na szczęście Nathalia łapie mnie za ramię:

— Nie patrz.

Od razu odwracam wzrok, jakbym dopiero teraz mogła to zrobić. Nie chcę tego widzieć. Drugi z mutantów, chyba Daniel, leży na brzuchu z rękami ugiętymi przy głowie. Jego serce jest przestrzelone, ale wygląda to bardziej jak naprawdę dobry artystyczny makijaż niż jak prawdziwa rana. To chyba kwestia tego, jak mój mózg stara się wyprzeć wszelkie fakty, chociaż przecież wiem, jaka jest prawda.

— Co tu się w ogóle stało? — pyta Clara, gdy Michael kuca przy nim.

— Ten... Evert nas zaskoczył. Rzucił się na mnie nagle — odzywa się Cassian, ale w jego głosie nie ma żadnych emocji. Mówi to zupełnie apatycznie, patrząc na ciało mężczyzny. Nawet jego twarzy nie ma wyrazu. — Nic mi nie zrobił, poza odrzuceniem na kilka metrów, ale musiałem go zastrzelić, zanim mnie dopadł. Cholera, potrzebowałem kilku kul, żeby padł.

Kiwam głową. Tego się przecież spodziewaliśmy, kiedy dostał w żebra i ledwie to poczuł.

— A ten... A Daniel? — pytam ostrożnie, bojąc się odpowiedzi. To zabójstwo było o wiele spokojniejsze.

— Daniel tego chciał — mówi powoli Nathalia, patrząc na niego, jakby wspominała ten moment. — Musiał na chwilę odzyskać część... człowieczeństwa. Musieliśmy mu pomóc.

Wpatruję się w swoje zabłocone buty. Nie mam odwagi spojrzeć jeszcze raz na któreś ciało. Nie chcę nawet myśleć, jakie to jest uczucie zostać tak potraktowanym. Nawet nie jak zwierzę, a jak przedmiot. Jak jakiś śmieć, który można zmodyfikować. Nienawiść do Jamesa chyba po raz pierwszy tak mocno mnie wypełnia. Biedni, przypadkowi ludzie, wbrew własnej woli zamienieni w potwory. Byli świadomi tej przemiany, do pewnego czasu. Zmuszani do robienia rzeczy, których nie chcieli robić. Gdyby tylko ten facet tu był, to zabiłabym go z zimną krwią.

— Zwabili nas, by przetestować swoje dzieło — oznajmia Nathalia, nie kierując tej wypowiedzi do nikogo konkretnego.

Wszyscy milczą. Wiem, że nie są tak zszokowani śmiercią dwójki ludzi jak ja, ale z pewnością nie mogą uwierzyć, że James zrobił coś takiego. To akurat budzi zgrozę nawet w nich.

— Wszyscy go znaliśmy — szepcze Terry, co potwierdza moją teorię.

Nikt nie odpowiada. Nie interesuje nas nawet, czy ci ludzie wyjdą z tego pieprzonego bunkra i przylecą tu do nas. Póki co nic na to nie wskazuje. Nie przeżyliby walki z nami. Właściwie z drużyną, bo ja jakoś bardzo bym nie pomogła.

— Hej, słuchajcie... On ma w tej obroży kamerę. — Michael odwraca się w naszą stronę i wskazuje sprawą dłonią na metalową obręcz na szyi jednego z mutantów.

— Można ją ściągnąć?

— Da się zrobić, ale nie jedną ręką. — Krzywi się lekko. — Casper, zrobisz to?

Chłopak też klęka i zaczyna majstrować przy obroży.

— Weźmiemy ją, zawiniemy w coś i włożymy do szczelnego pudełka. Nie chcemy, by James dowiedział się czegokolwiek więcej.

Cassian chce odpiąć obrożę, kiedy ta wydaje z siebie trzask, wiązka prądu po niej przebiega i wkrótce zaczyna unosić się dym.

— Cholera.

InvictusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz