3.2. Pierwszy wypadek

264 26 78
                                    

Kiedy idziemy dalej w las, zaczynam się zastanawiać, czy na pewno ten budynek istnieje. W zasadzie mówił mi o nim wyłącznie Brian, więc mógł nawet nie istnieć. Nathalia naturalnie zauważa moje zwątpienie.

- Czy ty się właśnie zgubiłaś?

- Nie... Jeszcze nie.

Wkrótce widzę to, czego szukałam i czuję ogromną ulgę. Już sobie wyobrażałam, jak tłumaczę Nathalii, że to, czego szukałam, nie istnieje. A jednak na dużej polanie stoi przed nami spory, dwupiętrowy budynek z szarego surowego kamienia otoczony wysokim, żelaznym płotem. Problem jest taki, że nie jestem w stanie stwierdzić, czy jest tu monitoring. Dlatego jeszcze bardziej cieszę się z towarzystwa, w którym się znajduję. Kto lepiej potrafiłby mi odpowiedzieć na takie pytanie, niż kapitan Invictusa? Staję blisko ogrodzenia i krzyżuję ręce na piersi.

- Przyjechaliśmy do tego? Masz tu rodzinę? - pyta.

- Bardzo zabawne, Nathalia, bardzo.

- Oj no żartuję. - Trąca mnie łokciem.

- Poznaj moją najnowszą, eksploracyjną zdobycz. - Wyciągam rękę, pokazując jej z zadowoleniem cały dworek. - Powiedz mi, czy widzisz kamery?

Obie teraz rozglądamy się dookoła. Ale nie mogę dostrzec nic poza bluszczem na murach i ścianach oraz licznymi pęknięciami.

- Tu - nie, ale dalej mogą być. Stąd ich nie zobaczymy. Inna sprawa, że możemy zobaczyć je później, niż one nas.

Przypatruję się całemu dworzysku, ale z mojej perspektywy naprawdę ciężko jest coś dostrzec. W końcu tracę cierpliwość. Upewniam się, że nikogo nie ma i zaczynam włazić na ogrodzenie.

- Ja idę, ty możesz zostać, jak chcesz. Jakbym długo nie wracała to znaczy, że połamałam sobie kark. Albo się zagapiłam.

Nathalia przewraca oczami i zaczyna włazić za mną. Obie zręcznie skaczemy na miękką, obrośniętą mchem ziemię. Wygląda, jakby robiła to wciąż, prawie lepiej, niż ja. No, pewnie robi to wciąż. Która dziewczyna nie miałaby problemu z pokonaniem takiej trzymetrowej bramy? Jej zawód to wyjaśnia, ale ja jakoś wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić. Po prostu wcześniej w życiu nie dałabym rady wyobrazić sobie idealnej Nathalii przełażącej przez płot. Muszę jednak przyznać, że podoba mi się to zburzenie jej obrazu, który kreował się w mojej głowie przez te parę lat.

Ruszamy z wolna, rozglądając się. Cieszę się, że jestem tu z nią, a nie z kimś innym. To chyba przez jej doświadczenie. Nawet z Cole'em nie czułabym się bezpieczniej w takim miejscu. Może ewentualnie z Mickiem, bo do niego mam ogromne zaufanie. Właśnie.

- Muszę ci coś powiedzieć - mamroczę, a ona skupia się na moich oczach. - Nie mów, że ja ci to mówiłam, ale Mick jest w tobie zadurzony od paru lat.

Czuję się źle, mówiąc jej o tym, ale wiem, że nie będzie nikomu rozpowiadać, a to jest jedyny sposób, by jakkolwiek mu pomóc.

- Wiem. Nie on jeden. - Wzrusza ramionami z niewinnym uśmiechem. - To widać - odpowiada na moje pytające spojrzenie.

Ja tam nigdy nic nie widzę.

- Mogłabyś wiesz, nie wiem. Jezu, nie mogę cię prosić, żebyś się w nim zakochała, ale...

- Gdyby zaprosił mnie do kina, albo na kawę, zgodziłabym się.

Wiem, że chłopak się ucieszy, ale ja jakoś nie mogę.

- Super, dziękuję...

- Poznam go, ale dobrze wiesz, że nic z tego nie będzie - zastrzega. - Jest naprawdę fajnym chłopakiem, ale... Sama wiesz.

InvictusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz