11.1. Mecz

174 17 52
                                    

Biegnę przez szkolny korytarz, żeby nie spóźnić się na rozgrzewkę. Nie mogę uwierzyć, że akurat dzisiaj Książę musiał być dla mnie taki złośliwy. Zabrał mi moją koszulkę i zaczął ganiać z nią po domu, a kiedy udało mi się go złapać, to pobiegł nasikać mi do butów. Dziękowałam wtedy Bogu, że go wykastrowaliśmy. I że nie narobił mi do obuwia do piłki nożnej. Przez całe zamieszanie aż Mickey, który czekał na mnie w aucie, postanowił wejść i sprawdzić, co się dzieje. Spóźniliśmy się więc razem.

Moja drużyna powinna być już przebrana, dlatego bardzo mi się spieszy do szatni. Niestety czuję, że ktoś łapie mnie za ramię i ciągnie do toalety. Udaje mi się wydać zduszony okrzyk zaskoczenia i wpadam na Cole'a. Odbijam się od niego i pewnie upadłabym, gdyby mnie nie podtrzymywał. Czuję się trochę niekomfortowo w tej sytuacji, więc wyswobadzam się z jego objęć.

— Co ty robisz? — pytam z lekkim wyrzutem.

— Cześć, też miło mi cię widzieć. — Uśmiecha się tak uroczo, że nie sposób się gniewać.

— Cole, ja też się cieszę, że cię widzę, ale trochę się spieszę — odpieram z lekkim zniecierpliwieniem. — Co jest?

Chłopak rozgląda się po toalecie i przechodzi obok kabin, by sprawdzić, czy nikogo tutaj nie ma. Marszczę brwi, widząc, co robi. Osobiście też wolałabym, żeby żaden samiec alfa nie wyszedł stamtąd, zapinając rozporek, ale zachowanie blondyna mnie trochę niepokoi.

— Dobra, słuchaj. — Staje przede mną już śmiertelnie poważny. — Reggie jest zły, że nie było waszego pojedynku. W ogóle jest średnio zadowolony z meczu. Nie będzie grał grzecznie.

— No tak, to było do przewidzenia, chyba rzadko kiedy gra grzecznie...

— Carolyn. — Mówi stanowczo, używając mojego całego imienia tak, jakby tylko to mogło zamknąć mi usta. — On chyba nastawił się na to, żeby coś ci zrobić. Zemścić się. Zaplanował, że stanie ci się krzywda.

Potrzebuję kilku sekund, żeby przetrawić tę informację. Uważam, że mogłam się tego spodziewać. Ale tak naprawdę – nie myślałam za dużo o meczu. Przecież to logiczne, że na głowie miałam raczej panią Clearty, paczkę, szczura, treningi i samego Jamesa. Oczywiście ja nie zajmowałam się tym przez większość czasu, jak niektórzy z Invictusa, ale w dalszym ciągu zaprzątało to moje myśli. W zasadzie koncepcja, że on myślał o meczu i o tym, jak zrobić mi krzywdę, sprawia, że czuję ogromną satysfakcję.

— Naprawdę go upokorzyłam — stwierdzam.

— Czy ty w ogóle słyszałaś, co mówiłem? — Chłopak nie kryje już nawet, że ma wątpliwości co do tego, czy jestem normalna. — Mamy w drużynie tylko dwie dziewczyny, wiedziałaś o tym? — Zbliża się do mnie i patrząc mi prosto w oczy, zaczyna machać ręką przed moją twarzą. — Instynkcie samozachowawczy Caro, jesteś tam?

— No bardzo śmieszne. — Odpycham go od siebie. — Pogadam z moimi, może coś się wymyśli. — Właściwie wątpię, że to zrobię. Myślenie o realnym zagrożeniu ze strony mojego byłego chłopaka, w towarzystwie pisuarów nie idzie mi najlepiej. Zresztą gram z ludźmi z Invictusa. Kto tutaj powinien się bać? — Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś.

— Oczywiście. Uważajcie na siebie.

— Damy radę — zapewniam go.

Rzucam mu jeszcze pełen wdzięczności uśmiech i wychodzę z toalety, żeby zaraz puścić się biegiem. Mijam kilku graczy z przeciwnej drużyny. Słyszę, że śmieją się ze mnie, ale nie mam czasu zwracać na to uwagi. Mam ważniejsze rzeczy do przemyślenia.

InvictusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz