9. Krwawisz!

5.8K 240 446
                                    


tt: #notachancewatt, jazda w komentarzach kochani

— Odwieziesz mnie? — zapytałam bruneta, wchodząc na parking.

Po naszej rozmowie oboje stwierdziliśmy, że najlepszym pomysłem będzie powrót do domu. Było już dosyć późno i nie ukrywam, że zmęczenie dawało o sobie znać, a przez wypity alkohol zaczynało mi szumieć w głowie.

— Tak — przytaknął, otwierając drzwi samochodu różniącego się od tego, którym wcześniej przyjechaliśmy. — Wsiadaj — dodał, zanim sam zajął tylnie miejsce.

Nie zastanawiając się, usiadłam na miejsce obok, zapięłam pasy i już nawet zrezygnowałam z pytania, kim jest osoba za kierownicą.

Po krótkiej chwili muzykę lecącą z głośników samochodu przerwał dzwonek telefonu bruneta.

— Spokojnie, Brian — westchnął. — Teraz? — zapytał zirytowany. — Nie mogę. Będę dopiero za jakąś godzinę — obrócił głowę w moją stronę, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał. — Dobra, daj mi dziesięć minut. Będę. — Rozłączył się.

— I to dziewczynom wmawiacie, że są zmienne — prychnęłam rozbawiona. — Słyszałeś się?

— Nie skomentuje tego — przewrócił oczami. — Jedziemy do mnie — rzucił jakby nigdy nic.

A ja oparłam rękę o drzwi, myśląc o szybkiej ucieczce i obróciłam głowę w stronę mojego towarzysza. No chyba sobie jaja robi.

— Żartujesz sobie?

— Wyglądam, jakbym żartował? — Nie zwracając kompletnie uwagi na moje oburzenie. Po chwili kierowca gwałtownie zawrócił. — O co ci znowu chodzi? — westchnął zirytowany, czując na sobie mój przerażony wzrok.

Nie do końca wiedziałam, jak ubrać w słowa mój strach i wizję zostania jego zakładnikiem.

— Aaron, rozumiem, spotkałam się z tobą w miejscu publicznym, żeby rozwiązać tę całą sprawę z parkingu, ale nie chce jechać do ciebie — przełknęłam ślinę. — Po prostu się boję — skrzyżowałam ramiona.

— Czy ja cię do tej pory skrzywdziłem w jakiś sposób? — zapytał. — Nie przypominam sobie takiej sytuacji.

— Nie przekonałeś mnie. Chce wysiąść — powiedziałam twardo, szarpiąc za klamkę.

— Już prawie jesteśmy — rzucił. — Obiecuję, że nic ci się nie stanie — popatrzył w moje oczy. — W sumie, to jesteś jedną z nielicznych osób, która przekroczy próg mojej posesji. — Zatrzymaliśmy się, czekając aż ogromna, metalowa brama się otworzy. — Masz swój szczęśliwy dzień.

Nie miałam ochoty dłużej się z nim przekomarzać, zwłaszcza że kierowca jechał w jakimś ekspresowym tempie i było już pozamiatane. Nie będę uciekać mu z domu jak wariatka.

— Skoro to jest twój dom, to czym był apartament, w którym ostatnio się spotkaliśmy? — zapytałam, zmieniając temat.

— Apartament też jest mój. Potrzebowałem miejsca w centrum — westchnął, jakby to było oczywiste. — Teraz jesteśmy na obrzeżach. Koniec pytań. — Dodał, wskazując ruchem głowy, żebym wyszła z samochodu.

Wysiedliśmy z pojazdu, który kierowca postawił na parkingu przed ogromnym domem i udaliśmy się w stronę drzwi wejściowych. Cała willa wyglądała bardzo nowocześnie.

Można powiedzieć, że krzyczała: patrzcie, mój właściciel nie ma co robić z pieniędzmi i jest pieprzonym, zarobionym gangsterem!

No nie potrafię zrozumieć brania udziału w nielegalnych akcjach między innymi po to, żeby zamieszkać w takiej posiadłości. Przecież uroczy domek na wsi z osobą, którą kochasz nad życie, pieskiem i widokiem na miasto za swoje własne, zarobione pieniądze, to nie tylko spełnienie marzeń, ale też satysfakcja!

Not a chanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz