24. Byłem pierwszy

4.8K 243 509
                                    

Czas na refleksje:

kocham was wszystkich mocno w chuj

całusek dla każdego i czytajcie sobie, ja poczekam na wasze reakcje


— Nie teraz — pokręcił głową. — Proszę.

Patrzę na niego i brakuje mi jakichkolwiek słów. Niczemu winien chłopiec widział jak jego dziadek, który powinien być dla niego jebanym autorytetem, zabija mu mamę.

Dusił mu mamę. I to po śmierci ojca.

Słowa Briana z imprezy urodzinowej nabrały sensu Jego tu nie ma. Nie ma Castio. Nie ma tego nieludzkiego śmiecia, który zniszczył mu serce i psychikę.

— Wracamy? — zapytałam cicho, podnosząc się powoli. — Chodź, spadamy. — Wystawiłam do bruneta dłoń, którą słabo chwycił i stanął zaraz obok.

Szliśmy wspólnie w stronę samochodu. Ominęliśmy drogę przez stolik, przy którym siedziała banda skończonych kretynów, wybierając poboczną ścieżkę od strony magazynów. Dostaliśmy się na parking i odnaleźliśmy samochód.

— Jedziemy do mnie, czy chcesz wrócić do siebie? — Przeszłam na stronę kierowcy i otworzyłam sobie drzwi, przy których czekałam na decyzję bruneta.

— Do mnie — stwierdził. — Ale nie ma szans, że prowadzisz mój samochód. — Podszedł w moją stronę i stanął naprzeciwko. Kiedy uniosłam prowokacyjnie obie dwie brwi, zamknął mnie w swoich ramionach, kładąc ręce po obu stronach moich ramion.

— Nie ma szans, że będziesz prowadził w takim stanie — przedrzeźniłam go. Naprawdę martwiłam się o nasze bezpieczeństwo. Dosłownie chwilę temu był w całkowitej rozsypce.

— Jesteś uparta — dodał od siebie, przybliżając swoją twarz do mojej. Posłał mi nawet mały uśmiech, który automatycznie sprawił, że wyszczerzyłam się jak dzieciak. Cieszyłam się, że przy mnie te natrętne wspomnienia, które przywołał Castio, chociaż w najmniejszym stopniu schodzą na drugi plan. — I cieszysz się jak kretynka, a ja nie wiem z czego.

— Mało istotne. — Wzruszyłam ramionami. — Po tym, co usłyszałam, to jest chyba moja bezwarunkowa, ukryta broń na to wszystko, co się aktualnie dzieje w mojej głowie — wypuściłam powietrze. — A ma miejsce jakaś mała, krwawa wojna myśli, w której nie mam ochoty brać udziału. — Dodałam szeptem, kładąc głowę na ramieniu bruneta.

— Nie przekonasz mnie tym. Wyjazd na pasażerskie Levine. — Kiwnął głową na lewą stronę samochodu.

Nie miałam ochoty się z nim kłócić ani udowadniać mu swoich racji, bo wiedziałam, a nawet czułam w kościach, że to po prostu by się źle skończyło dla nas obojga. Dlatego szybkim ruchem wślizgnęłam się na miejsce za kierownicą.

— Wygrałam — wydęłam wargę i przegoniłam bruneta gestem ręki.

Pokręcił głową, ale się poddał. Zamknął za mną drzwi i przeszedł brązowego mercedesa.

Po kilku minutach drogi, kiedy zebrałam w sobie wystarczające siły, byłam gotowa zapytać Aarona, o to wszystko, co się dzisiaj wydarzyło. Sięgnęłam ręką w stronę pokrętła, którym chciałam ściszyć lecącą z głośników muzykę, ale brunet mnie powstrzymał. Położył dłoń na mojej.

— Nie chcę — popatrzył na mnie. — Nie dzisiaj.

— Okej — odpowiedziałam cicho. Moja twarz automatycznie przybrała kolor soczystego buraka. Nie pomyślałam o tym, że może nie chcieć poruszać tego tematu, kiedy widziałam go chwilę wcześniej w stanie, który mógł być dla niego w pewien sposób co najmniej niekomfortowy.

Not a chanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz