DODATEK NA 100tyś - Co robiłaś w moim łóżku?

3K 123 91
                                    

wybaczcie spóźnienie, ale się stresuje!

Brakowało mi oddechu. Zwykłego zatrzymania się w tym wszystkim, co się działo tak niezauważalnie szybko i nie dawało mi określić priorytetów. Będąc na terapii, którą ostatecznie zadecydowaliśmy rozdzielić z Aaronem, znalazłam klucz do samej siebie. Jakkolwiek głupio i stereotypowo to nie brzmi. Zagubiłam się wtedy w tej całej sytuacji, która pochłonęła mnie w parę miesięcy i kosztowała tyle negatywnych uczuć i zdrowego rozsądku, że najprostszym, a zarazem tym najtrudniejszym rozwiązaniem okazało się znalezienie siebie. Ale jak możemy skupiać się na sobie, kiedy nasze myśli zajmuje ten jeden szorstki dotyk, to jedno spojrzenie, które potrafiło przełamać negatywne emocje, ramiona zapewniające bezpieczeństwo. Osoba, którą kocha się jak wariat. Nawet zaczęłam wyobrażać sobie świat, w którym o sobie zapominamy. Skończyło się drzemką, mój mózg nie przyswajał takiej informacji, a serce to już dawno oszalało.

— Peter! — krzyknęłam przerażona, zwracając uwagę na mojego rocznego chłopca, zjadającego w całości czerwony klocek, którym miał aktualnie wypchane policzki. Siedziałam na kanapie przykryta kocem z tabletem, na którym szkicowałam swoje projekty. — Dziecko moje śliczne.

Wstałam z męczeńskim westchnieniem, przeklinając pod nosem i podbiegłam do malucha, wyciągając przed niego dłoń.

— Pluj — rzuciłam. — Nie patrz tymi niebieskimi gałami, tylko oddawaj obśliniony klocek. W tym momencie. — zmrużyłam na niego oczy. Nie potrafiłam rozmawiać z takimi maluszkami. Są dla mnie nowością. Nie byłam gotowa na zostanie ciocią! Ostrzegałam!

Mały pluną w moja stronę klockiem i wybuchnął śmiechem. Chwała Bogu. Mógł równie dobrze zacząć się wydzierać i doprowadzić mnie po raz piąty tego dnia do szału. Wytarłam ręce w bawełnianą szmatkę, zgarnęłam Petera na swoje ramiona i wróciłam na kanapę. Położyłam chłopca na brzuchu i poświęciłam mu całą swoją uwagę.

— Nie zdajesz sobie nawet sprawy jak ja cię kocham. — zmarszczyłam do niego nosek. — Wniosłeś do mojego życia tyle radości, spokoju i harmonii, której mi brakowało. Tylko daj mi czas na zostanie tą cool, bogatą ciocią. Na razie jestem tylko cool. — Przebiegłam palcami po jego krótkich ledwo widocznych włosach i przyjrzałam się jego oczkom. Szukałam w nich Masona, ale jednak Cassie, je zdominowała. Były duże i niebieskie jak wieczorne niebo. Masona były błękitne.

Usłyszałam otwieranie się zamka w drzwiach naszego mieszkania i automatycznie obróciłam się przez ramię, żeby zaraz zobaczyć Masona, albo potencjalnego włamywacza. Wyszczerzyłam się dostrzegając roześmianego blondyna, rozmawiającego przez telefon. Kiedy urwał połączenie, skupił spojrzenie na nas.

— Jestem dumny. To już kolejny dzień ciotkowania na pełen etat i jesteście wyszczerzeni jak nie wiadomo co. — Zdjął buty i podszedł do nas. Chwycił chłopca pod ramionkami i podniósł, witając się. — Fajną masz ciocię. Adalyn jest niezastąpiona.

— Nazywaj to jak chcesz. — Wzruszyłam ramionami. Nadal czułam się niepewnie zostając z tak malutkim i drobnym człowiekiem. — Kiedy wraca Cassie?

— Dzisiaj. —  odpowiedział od razu, siadając na fotelu obok. Widziałam jego szklące się oczy. Kochał ją jak szczeniak. — Dzisiaj też wraca ktoś inny.

No tak. Aaron przyjeżdża z wyjazdu, na który zdecydował się z Brianem rok temu. Mieli odpocząć, odciąć się od tutejszej rzeczywistości i skupić na biznesie, który musieli ogarnąć po całej zeszłej sytuacji z Castio. Przy okazji była to dla nas dłuższa przerwa. Nie widzieliśmy się już rok, a ja nadal nie przestaję o nim myśleć, martwię się i no po prostu dwanaście miesięcy może wydawać się kupą czasu, ale przy tym co nas łączyło to zleciało jak niecały miesiąc. Praktycznie cały czas byliśmy w kontakcie. Telefony i rozmowy, które trwały po godziny.

Not a chanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz