4. Zaufaj mi

6.6K 269 567
                                    


— Naprawę, jeszcze raz przepraszam za opóźnienie! — uśmiechnęłam się do telefonu, rozmawiając z panią, która zamówiła sukienki na wczoraj. — Cieszę się, że wszystko pasuje na dziewczynki — dodałam zadowolona i przede wszystkim dumna ze swoich wymiarów.

Co prawda, dostarczyłam je późnym wieczorem w poniedziałek, pomimo że babeczka chciała je na rano. No, ale jest, jak jest.

Czasami nie wszystko idzie po naszej myśli.

Skończyłam rozmowę z klientką i ucieszyłam się, widząc powiadomienie o zrobionym przez nią, satysfakcjonującym przelewie. Przynajmniej będę w stanie się dołożyć do tych czternastu tysięcy, które pożycza mi Mason.

Właśnie, dzisiaj spotykam się z tym gangiem dupków.

Stresuję się. Nie chce tam iść. W końcu ja nie jestem wcale tak wyrachowana, jak wtedy kiedy alkohol wziął nade mną górę. Nie będę ukrywać przed samą sobą, że się ich nie boję. Oni mogą się mnie pozbyć w kilka sekund albo Masona, a tego nie przeżyję.

Wstałam z łóżka, rozciągając się i otworzyłam okno. Kiedy w pokoju się wietrzyło po całej nocy, zeszłam do kuchni.

— Dzień dobry — mruknęłam do siedzącego przy stole blondyna.

— Cześć — rzucił z uśmiechem. — Masz tam koktajl, wypij, dobrze ci zrobi.

— Sam go zrobiłeś? — zapytałam, unosząc brew.

— No co ty. Byłem w sklepie i zahaczyłem o kawiarnie Lydii, akurat miała dwa malinowe.

— Dzięki — popatrzyłam na niego z niepokojem.

— Adalyn? — zaśmiał się. — Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha, co się dzieje?

— Nie chcę tam iść, Mason — oparłam ręce na stole, chowając twarz w dłoniach. — Nie chcę.

— Hej, będę przy tobie. Jak chcesz, to załatwię to za ciebie. Zapłacę im więcej, jak będzie trzeba — uśmiechnął się.

Możecie mi zaufać, że ten jeden uśmiech jest w stanie naprawić wszystko.

— Nie będziesz jeszcze więcej płacił za moją głupotę — westchnęłam. — Jak będziesz obok to dam radę.

*

Szesnasta. Sama nie wiem kiedy, minęły ostatnie cztery godziny, odkąd wstałam. Przecież ja nawet nic nie zdążyłam zrobić oprócz stresowania się. Czy ja naprawdę, przez ten cały czas przeglądałam na uspokojenie kotki ze schroniska? Zapewne. Kiedyś zaopiekuję się takim maluchem.

Patrząc na zegarek, mam jakieś półtorej godziny, zanim wyjedziemy z Masonem z apartamentu, więc postawiłam na szybki prysznic.

Wyszłam z łazienki owinięta miękkim ręcznikiem i spięłam włosy na szybko w luźnego koka. Wyjęłam z garderoby czarne dzwony, a na górę założyłam różową bluzę. Może wprowadzę jakiś kolor pomiędzy te ich ciemne garniaki.

Schodząc po schodach, rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami.

— O, Adalyn! Chodź, szybko cię przedstawię i zawijamy. Nie mamy czasu, a lepiej się nie spóźnić, bo może im odwalić — powiedział Mason, a siedzący obok niego koło siedemdziesiątki gość, się do mnie słabo uśmiechnął.

Jak można to było w ogóle nazwać uśmiechem.

Podeszłam do nich, przedstawiając się Castio i usiadłam na fotelu obok. Pierwsze, na co zwróciłam swoją uwagę, to dosyć charakterystyczny tatuaż na twarzy mężczyzny. Coś w stylu jakiegoś bliżej nieokreślonego kwiatu.

Not a chanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz