niesprawdzony, ale obiecałam na 00:01 także here you go, miłego!
Sobota. Minął tydzień od moich badań i nadal nikt się do mnie nie odezwał. Niech chciałam popadać w zbędną panikę, ale nic nie poradzę na to, że każda ostatnia noc kończyła się nadmiernym myśleniem, co nie dawało mi spokoju.
Dzisiejszy poranek spędziłam spokojnie i powolnie. Wstałam późno, wzięłam orzeźwiający prysznic, krzyknęłam do Masona, żeby zrobił mi kawę i wróciłam do łóżka, w którym po odpisywałam na maile dotyczące nowych zamówień, które ostatnio zaniedbałam.
— Jesteś niesamowicie leniwa — westchnął blondyn, kopiąc delikatnie w drzwi mojego pokoju, bo w oby dwóch rękach trzymał prawdopodobnie moje śniadanie.
— Biegałeś? — zapytałam, spoglądając na niego jednym okiem znad laptopa.
Stał przede mną w krótkich dresowych spodenkach, czarnej bluzie, a na twarz opadły mu pojedyncze mokre kosmyki włosów.
— Tak i ty też byś się mogła ruszyć z tego łóżka — przewrócił oczami, podchodząc w moją stronę. Położył białą paczuszkę na pościel obok mnie, a na szafce nocnej postawił napój w kartonowym kubeczku. — Proszę bardzo. Masz pozdrowienia od Lydii.
— Jesteś przesympatyczny — podniosłam się na łokciach, zaglądając do białej torebeczki. — O tak, bajgiel z serkiem — popatrzyłam na kanapkę z entuzjazmem i ugryzłam kawałek. — Pychotka — dodałam zadowolona.
— Nie chce ci rujnować tego pięknego sobotniego poranka, ale nie powinnaś się już powoli zbierać? — uniósł brew, spoglądając na swój nadgarstek, gdzie miał przewiązany czarny zegarek. — Jest po czternastej, a jak chcesz tam zdążyć na dziewiętnastą, musimy wyjechać przynajmniej o osiemnastej — dokończył, wywołując moje zmieszanie.
— Czternasta? — padłam powrotem na poduszkę. — Jakim cudem?
— Tak to wygląda, jak wstaje się w południe — poklepał mnie po nodze. — Pomóc ci w czymś? — zapytał, rozglądając się po pokoju.
— Pomyśl, w co możemy zapakować szalik — wskazałam palcem na zrobiony przeze mnie wczoraj szalik na drutach, który będzie dopełnieniem mojego prezentu urodzinowego dla Briana.
— Za chwilę przestane odróżniać cię od mojej babci — zaśmiał się, chwytając materiał w dłonie. — Miły w dotyku. Zrobisz mi taki? — nałożył sobie na szyję.
— Zapytaj babci — przewróciłam oczami, podnosząc się do siadu. Przetarłam twarz dłońmi i po chwili, żeby złapać jakąkolwiek równowagę, wstałam i leniwym krokiem podeszłam do szafy. — Chyba będę miała problem — stwierdziłam, patrząc w stronę wiszących sukienek. Odwróciłam przez ramię głowę, zerkając na blondyna, który zdążył rozsiąść się na łóżku.
Cieszę się, że jest świadomy tego, że to nie będzie szybka sprawa.
— Jak nie wiesz co ubrać, to załóż czarną — wzruszył ramionami, podbierając ciastko z opakowania, które leży obok mojego łóżka.
— Może ta? — wyjęłam niezdarnie sukienkę wiszącą na wieszaku, obracając ją w stronę mojego towarzysza.
— Mamy inne pojęcie czarnego — westchnął. — To jest fioletowa sukienka, Adalyn. Powinnaś iść do okulisty, a nie na imprezę.
— Pomyślałam, że poprzypominam twoją babcię jeszcze bardziej — przewróciłam oczami.
Faktycznie sukienka, którą trzymałam, była fioletowa, ale nie chciałam iść na takie wydarzenie w zwyklej czarnej. Zanurzyłam wzrok z powrotem w szafie i po przeglądnięciu wieszaków wyjęłam brązową sukienkę sięgającą mniej więcej do połowy ud, z dekoltem z serek, który ładnie podkreślał moje niewielkie piersi. Była na cienkich ramiączkach.
CZYTASZ
Not a chance
Roman d'amourAdalyn Levine „[...] nie mając żadnej osoby, która zrobiłaby dla niego bezgraniczne wszystko." [opowiadanie 18+] start: 16 luty 2021 koniec: 9 sierpnia 2021 ©cowwie25 twitter: #notachancewatt @/ awesjaa