14. Jego tu nie ma, otaczają cię ludzie.

5.2K 211 251
                                    

Tłum śpiewających ludzi, każdy z nich upojony alkoholem, który krąży również w moich żyłach. Staliśmy w ogrodzie rudowłosego, będąc zupełnie w innym świecie. Procenty odebrały całe nieszczęście i negatywne emocje, a muzyka i towarzystwo pozwalały się wyłączyć i zapomnieć o rzeczywistości.

Noc, podczas której gwizdy zapisywały wspomnienia, których zapewne nie będziemy pamiętać jutro rano.

Podczas wznoszenia toastu za solenizanta szumiało mi w głowie. Szczerzyłam się jak kretynka, widząc szczęście rudowłosego i wszystkich otaczających go znajomych. Brunetowi stojącemu obok mnie również poprawił się humor. Nawet dałam radę go namówić na wspólny taniec!

Staliśmy w ogrodzie i cierpliwie czekaliśmy aż Brian, uwolni się od wszystkich składających mu życzenia i znajdzie chwilę dla naszej dwójki.

— Jak się poznaliście? — zapytałam, łapiąc chłopka za rękaw marynarki i ciągnąc go, aby był na mojej wysokości. Chciałam, żeby mnie usłyszał przez tłum śpiewających ludzi.

— Chodziliśmy do tego samego liceum — zaczął, pochylając się do mnie i odsunął nas trochę dalej od tłumu. — Nie znaliśmy się. Siedziałem na parkingu po zajęciach w moim samochodzie i czekałem na ważny telefon — prychnął, wracając wspomnieniami. — Podszedł do mnie, zapukał w szybę, przez co się zirytowałem, bo byłem wtedy niestety dosyć strachliwą osobą — przewrócił oczami, widząc moje uniesione w zdziwieniu brwi i głupi uśmiech na twarzy.

No co? Nie moja wina, że nie jestem w stanie wyobrazić sobie mojego groźnego towarzysza przestraszonego od pukania w szybę.

— Przestań robić taką minę, Levine — odchylił głowę. — W każdym razie otwarłem okno, on się zapytał, jaki to samochód to ja mu powiedziałem, żeby spierdalał. Nie byłem wtedy zbytnio wylewny ani koleżeński — mówił od niechcenia. — Następnego dnia przyjechał takim samym tylko szarym, więc podszedłem do niego, a on mi odpowiedział dokładnie tym samym co ja mu dzień wcześniej i odszedł — wzruszył ramionami, patrząc przed siebie jak rudowłosy przytula i dziękuje wszystkim zgromadzonym. — Tak w skrócie.

— Faktycznie, urocza historia. Mogłeś mówić wcześniej, że spierdalaj jest dla ciebie sentymentalne — zmarszczyłam nos, klepiąc bruneta w ramię.

— Aaron, chłopie! — krzyknął w oddali rudowłosy, idąc szybkim tempem w naszą stronę. Trzymał ledwo w rękach trzy kieliszki, które niósł ze sobą.

W sumie to go podziwiam. Dajcie mi dwa do ręki, to w moim stanie cudem uratowałabym ewentualnie jeden od nieszczęśliwego upadku.

— Adalyn! Wiecie, że jak będę siwieć na starość, to nie będę już rudy? — stanął przed nami, podając nam alkohol. — Cały urok w pizdu — rozłożył ręce, krzywiąc się.

— Masz dwudziesto-piątkę! — uśmiechnęłam się. — Będę cię farbowała, ale tylko wtedy, kiedy ty mnie — wskazałam na niego palcem wskazującym. — Baby też siwieją, ale pamiętaj kolego, ludzie się nie zmieniają, więc nadal będziemy tak samo atrakcyjni. A wiesz, jacy będziemy szczęśliwi? Życie weryfikuje. Będziemy tylko z osobami, które na nas zasługują, a my na nie. Nasze serca będą z nimi bezpieczne i będziemy goić wszystkie rany — zatrzymałam się, bo zgubiłam wątek. Zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam, czy to, co mówię, może mieć jakikolwiek sens. — W każdym razie na starość będę odpoczywać. Z moim kotem. I psem. No i dzieciaki! — mówiłam, będąc całkowicie w swoim świecie.

Czułam na sobie wzrok oby dwóch z nich, ale całkowicie mi to nie przeszkadzało.

— Będziesz już mieć wnuki! — Brian wystawił do mnie ręce. — Ja też! Ja pierdole. — chwycił się za głowę.

Not a chanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz