Rozdział 4
Otwieram oczy i pierwsze co robie to wybucham płaczem. Miałam nadzieje, że wszystko będzie dobrze. A On ? On chce mnie zabić. Bo po co by to robił? Teraz żałuje, że tato mnie nie wprowadził w swój świat. Może byłabym silniejsza, mądrzejsza i wiedziałabym jak sobie radzić z takimi jak On. . Jednak ja zawsze powtarzałam „Po co tato? Wprowadź Dawida, ten świat jest dla mężczyzn". Dziś żałuje, ale chyba jeszcze nic straconego. Nie mogę poruszyć głową, szyja tak strasznie mnie boli. Wstaje a na białej poduszce widzę ślady krwi. Nie przypominam sobie aby mnie bił, jednak spojrzenie w lustro skutecznie pozbawia mnie złudzeń. Musiał mnie uderzyć jak straciłam przytomność, rana na policzku się otwarła, a pod okiem miałam coś koloru śliwkowego. Pobiegłam do toalety i zwróciłam całą kolację. Dość tego. Szybko nim wróci przebieram się w dres i wyciągam walizkę pakując do niej kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Wkładam kosmetyczkę i słyszę jak ktoś naciska klamkę.
-Wstałaś już?
-Odchodzę Dawid. – mój mąż, którego jeszcze wczoraj kochałam i podziwiałam roześmiał się w głos.
-Dobry żart. -jego oczy płoną gniewem. Podchodzi do mnie- moja piękna głupia Bianko, nie odejdziesz. Jeśli to zrobisz, zabije Twoich rodziców.
-Jasne – teraz to ja wybuchnęłam śmiechem. Dawid wyciąga telefon nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Rafał ? Zabierz Krystiana i Nikodema. Za dwie minuty macie podstawić jeepa i audi. Pojedziemy na przejażdżkę. -idzie w moją stronę. Jego wzrok i mój strach mnie paraliżują. Łapie za włosy i ciągnie do dołu. Oczy wypełniają się łzami.
-Puść mnie, proszę. – znów ten śmiech. – Przecież mnie kochasz.
-Kocham? Proszę Cię! Ożeniłem się z Tobą, tylko po to, aby podniósł się mój prestiż i pozycja moich usług na rynku. Wcześniej nikt się ze mną nie liczył, a teraz? Nie ma dnia, aby ktoś nie zaproponował mi układu, współpracy czy swoich usług. Ty się nawet dupczyć nie potrafisz, a ja mam dość udawania, że waniliowy seks sprawia mi przyjemność.
-Puść mnie! – zaczynam się szarpać i go okładać – jadę do rodziców, wszystko im powiem!
-Jedziemy!- puszcza moje włosy i łapie za nadgarstek ciągnąc za sobą. -Pokaże Ci co może się z
Nimi stać jeśli chociażby piśniesz słowo. -Na zewnątrz widzę tego kierowcę o bursztynowych oczach, patrzy na mnie z litością i współczuciem, a pozostałych dwóch ludzi się uśmiecha.
-Dokąd szefie?
-Do Szymańskiego. Nadal wisi mi kasę i nie kwapi się, aby oddać. Dziś jest niedziela i jego służba ma wolne, a ochrona jest w okrojonym składzie. Do obiadu wrócimy.
Rafał jedzie z nami jeepem, pozostali natomiast jadą za nami jakimś innym samochodem. Nie wiem, nie znam się na tym. Mam żal do siebie, że nie posłuchałam taty, gdy mnie przed nim ostrzegał. Kierowca co chwile spogląda do lusterka, chociaż staram się tego nie zauważać.
Chowam twarz w dłoniach, nie chce żeby na mnie patrzył. Pół godziny później podjeżdżamy pod zwykły, przeciętny dom. Taki jakich wiele na przedmieściach.
-Dawid, ja nie chce! – odzywam się.
-A wyglądam jakby mnie to interesowało? Kochana żono, niedługo będę królem, muszą się mnie bać.
-A nie boisz się, że ktoś doniesie mojemu ojcu?
-Nie doniesie – warczy na mnie, a ja czuje się taka mała i zdeptana. – Nawet gdyby chciał, nie zdąży.
Nie znam tego wydania swojego męża, a jesteśmy razem prawie cztery lata. Patrze na tego człowieka i jedyne co się we mnie budzi, to odraza. Jak mogłam nie dostrzec tego, że On udaje? No ale z drugiej strony, nigdy nie byliśmy razem, dłużej jak trzy dni, to co się dziwić. Głupia jesteś Bianka, oj głupia. Widzę jak dwaj pozostali ochroniarze wywlekają mężczyznę z domu i pakują go na tył samochodu.
-Co mu zrobisz? – pytam niemal przez łzy.
-Zaraz zobaczysz. Rafał puść chłopaków przodem, pokażą Ci gdzie jechać.
-Wypuść mnie Dawid. Dostaniesz wszystko czego chcesz – płacze próbując na niego wpłynąć, On tylko się uśmiecha.
-Wiesz czego chce? – kiwam przecząco głową- chce imperium Dąbkowskich, tego by każdy pierdolony człowiek uważający się za przestępcę, musiał się liczyć ze mną. Nic w tym kraju nie może się odbyć bez udziału Teścia. No i ma córkę, głupiutka jedynaczkę, dobrze że mój tato mi Cię pokazał i przygotował cały plan. Nikim więcej Bianko nie jesteś. Jesteś częścią mojego planu, pionkiem w grze.
Nic już nie mówię, to wszystko tak strasznie mnie boli. Opieram czoło o szybę i podziwiam krajobraz za oknem. Wjeżdżamy coraz głębiej w las, aż auto przed nami się zatrzymuje.
-Dokąd mnie zabierasz?
-Żebyś sobie kurwa popatrzyła. Kochasz rodziców?
-Co to za pytanie?
-To chyba nie chcesz skończyć tak jak On. Ty Rafał! Zaproszenie potrzebujesz?
-Mam tez iść?
-Obydwoje się musicie kurwa nauczyć, że ze mną się nie zaczyna. -Patrze na Szofera, po Jego wzroku domyślam się, że ta sytuacja też nie sprawia mu przyjemności. Po dziesięciu minutach marszu. Nikodem i Krystian popychają do przodu swoją ofiarę. Mężczyzna pada jak długi.
-Dawid wyluzuj, wypuść mnie kasę mam w domu w sejfie. -mój mąż wybucha śmiechem- naprawdę wszystko co do grosza.
-Kod do sejfu.
-165379.
-Dziękuję, odbiorę jak z Tobą skończę.- uśmiecha się. Widzę jak wyciąga broń i mierzy w człowieka. To jest impuls. Nawet nie wiem, kiedy podbiegam do Dawida i przewracam go na ziemie.
-Nie możesz być tak okrutny! Ty taki nie jesteś – uderza mnie bronią rozcinając przy tym luk brwiowy.
-Właśnie taki jestem! – uderza mnie jeszcze raz, po czyn zrzuca mnie na ziemie. Mało co widzę bo krew zalewa mi Oko.
-Daj mi rękę. – słyszę głos Rafała. – Pomogę Ci wstać.
-Dziękuję. – łapie go za dłoń, a miliony przyjemnych iskier drażnią moją skore.
-Macie patrzeć! -Krystian staje za mną, a Nikodem za Rafałem. -To spotka każdego, kto mi się przeciwstawi, a także kochana żono szanownych teściów jeśli cokolwiek im powiesz.
-Błagam Cię Dawid daruj mi, kurwa przecież Ci wszystko oddam! – spogląda na mnie – Proszę powiedz mu coś!
Huk wystrzału jest tak silny, że rozchodzi się echem po lesie. Mężczyzna upada, a blask w jego oczach gaśnie, niemal widać jak z dziury między jego oczami razem z krwią uchodzi życie. Dopiero gdy moim ciałem wstrząsają wymioty, zdaje sobie sprawę, że krzyczę. Zwracam treść żołądka. To co zobaczyłam, mnie przeraziło, mój mąż katem bez skrupułów.
-Ty szofer! – podchodzi do Rafała i szturcha go w ramie – Otrząsnąłeś się już z szoku? Jeśli tak to jedziemy. A właśnie i pomóż wstać mojej żonie. Nie chce jej dotykać, takiej upapranej wymiocinami.
-Chodź. – wzdrygam się od delikatnego dotyku, jego dłoni na moich plecach. -Nie bój się. Pomogę Ci.
-Jeśli masz ochotę, ją przelecieć to proszę bardzo. Tylko do chuja chodźcie już! – Głos mojego męża, odbijał się echem od drzew. Teraz już wiem, że nie ma z nim o czym dyskutować.
-Wstań i oprzyj się na mojej ręce.
-Pójdę sama. – nie chciałam aby ktoś mnie dotykał, ani mówił mi co mam robić. Nawet jeśli był umięśniony i miał bursztynowe oczy.
Powrót do domu mija nam bez słów. Patrze na profil Dawida i zastanawiam się jak można w jednej sekundzie kogoś znienawidzić, w dodatku kogoś kogo jeszcze dziesięć dni temu się kochało.
-Idź do sypialni małżonko i się ogarnij, za trzy dni mamy kolacje z Twoim ojcem i jego nowym kontrahentem. – staje naprzeciw mnie, odgarniając mi kosmyk włosów z twarzy.
-Nie dotykaj mnie! – strącam jego dłoń. Kładzie mi rękę na dekolcie i mocno przyciska do ściany.
-Będę robić co mi się podoba! Pamiętaj, że jesteś nikim! Możesz się stawiać! Proszę bardzo! Twoi rodzice skończą tak jak przed chwilą Pan Szymański. Twoja decyzja. – patrzy mi w oczy, nie poznaje go.
-Przepraszam.
-Co mówisz? Nie słyszę.
-Przepraszam. -Puszcza mnie.
-Spierdalaj, zejdź mi z oczu. – posłusznie odchodzę. Zamykam się w sypialni, dobrze, że kiedyś Dawid pomyślał o zamku. Mam pewność, że tu nie wejdzie. Rozbieram się i idę pod prysznic. Tylko tego mi trzeba. Siadam w kabinie prysznicowej, a woda po mnie spływa, przytulam do siebie kolana jeszcze bardziej, zastanawiam się co takiego zrobiłam, że mnie to spotkało. Pozwalam łzą płynąć tak długo dopóki same się skończą, nie staram się ich zatrzymać.
Wychodzę spod prysznica i staram się uspokoić. Wiem, że nerwy mi nic nie pomogą. Siadam na łóżku, a w głowie wciąż dudni mi odgłos wystrzału. Ktoś naciska klamkę.
-Otwórz drzwi – słyszę głos Dawida.
-Chcę zostać sama. Proszę Cię. – znów huk rozchodzi się echem, tym razem w drzwiach powstaje dziura.
-Pytał Cię ktoś, czego chcesz? Nie. Więc ustalmy kilka zasad. Nie zamykasz się i nie chowasz przede mną, przecież jesteśmy małżeństwem kochanie! – siada obok mnie i zaczyna całować moje ramiona. Broń odkłada na szafkę nocną. Powoli rozchyla ręcznik, który powoli mi na kolana. – jesteś piękna. Powinnam się odsunąć, ale nie potrafię. Niech robi ze mną co chce.- Mam na Ciebie ochotę. Jednak najpierw, przyniosę sobie szklankę whisky nim, przejdziemy do zabawy. Zostawia broń. Szybko wskakuje w dres i szeroki t- shirt. Łapie za pistolet, nie spodziewałam się, że jest taki ciężki. Otwieram okno i szybko przez nie wyskakuje. Biegnę do bramy, chce stąd uciec. To moja szansa.
-Lepiej się zatrzymaj – słyszę głos męża. W momencie się zatrzymuje. Jego głos mnie paraliżuje. Boje się. -Nie uciekniesz.
Nie muszę się odwracać, aby wiedzieć, że idzie w moją stronę. Trzymam broń, przed sobą tak, że On jej nie widzi. Oddycham głęboko. Odwracam się i gdy jest już blisko, mierze do Niego.
-Nie podchodź bo strzelę! – krzyczę, a On się śmieje.
-Nie strzelisz. Wiem to. Jesteś zbyt delikatna na broń, za bardzo się boisz. – łzy płyną po moich policzkach. – jesteś tchórzem Bianko. Nikim innym jak małą kobietą, która nadaje się do dupczenia. -Kładzie broń na lufie i powoli wyjmuje mi ją z dłoni. – Widzisz. Nic nie potrafisz.
Nawet nie wiem, kiedy zaczyna mnie bić. Dostaje z pięści w twarz i upadam na ziemie. Metaliczny płyn wypełnia moje usta. Kopie mnie w brzuch i plecy. Już nie reaguje, pomimo bólu. Widzę jak odchodzi i czuje ulgę. Jestem zmęczona.
Nadchodzi wieczór, a w moich myślach jest tylko Ona. Bianka. Widziałem co się z nią działo na polanie, a jej krzyk nadal brzmi mi w uszach bardziej niż huk wystrzału. Podpalam papierosa i zaciągam się dymem. Pozwala mi to uspokoić moje nerwy. Patrze przed siebie i dopiero po chwili dostrzegam jakąś leżącą postać na trawniku. Podchodzę bliżej z papierosem w ustach. Kurwa to Bianka! Ostatnie metry pokonuje biegiem. Jest taka wiotka i zakrwawiona, od głowy po stopy. Jakby tonęła we własnej krwi. Podnoszę ją na rekach i lekko do siebie przyciskam. Moje prywatne auto stoi za podwórkiem. Wiem, że jeśli teraz ją stad zabiorę, nie będę miał powrotu. Jebać to. Układam ją na tylnym siedzeniu, mojej E30 i z impetem wyjeżdżam. Drogę do najbliższego szpitala pokonuje z prędkością światła. Podjeżdżam na podjazd dla karetek i powoli wyciągam Biankę z auta.
-Wszystko będzie dobrze okruszku – szepcze do niej. Gdy wybiegam do poczekalni, od razu podlatuje do mnie pielęgniarka i lekarz. Przekładam Biankę na nosze i widzę jak ją zabierają.
-Kogo informować o stanie zdrowia pacjentki ? – pielęgniarka patrzy na mnie ze współczuciem jakbym wiedziała jaka funkcje tu pełnie.
-Jej rodziców. Już jadę ich zawiadomić. – wsiadam do BMW i pół godziny później jestem pod domek Dąbkowskich.
-Kim jesteś i czego chcesz? – rozmowa z ich ochrona nie należy do przyjemnych.
-Jestem kierowca Zdrojewskich. Poproś Państwa Dąbkowskich to naprawdę ważne.
-Co się tu dzieje? – widzę Ojca Bianki.
-Przepraszam, że o tak późnej porze. Bianka jest w szpitalu, sam ją tam zawiozłem. Wiem, że ona nie będzie chciała pomocy. Bo ten skurwiel jej zagroził. – wyrzucam jednym tchem patrząc w zmartwione oczy starszego Pana – że was zabije.
-Gdzie Ona jest? – mama Bianki wylatuje i patrzy na mnie.
-Zawiozę Was. Sam muszę się ewakuować. Bo jeśli mnie dorwie..
-Zostań tu. Umyj się. Podaj mi adres szpitala. – szybko odpowiadam i podaje dokładne namiary. – zaraz ktoś przyjdzie po Twój samochód. Odpocznij. Choćby nie wiem co się działo, nie pokazuj się.
-Proszę Pana, ja jestem tylko kierowcą. Nikim ważnym. -Starszy pan kładzie mi rękę na ramieniu.
-Każdy ma swoją rolę w tym świecie i każdy jest ważny pamiętaj o tym. Wrócimy do rozmowy później.
Patrze jak jej rodzice wychodzą, nie wiem czy mam tak stać czy siąść.
-Witam. Ty jesteś tą osoba która zawiozła córkę Państwa Dąbkowskich do szpitala. – kiwam przytakująco głową- Daj mi proszę kluczyki, schowam auto. Zaraz podejdzie Ada, która wskaże Ci Twój pokój.
Trzy godziny później, ktoś puka do moich drzwi. Dziwnie się czuje mając na sobie czyjeś ubrania, ale moje były całe zakrwawione i Ada zabrała je do pralni. Zresztą w dresie jest mi wygodniej.
-Proszę. – Drzwi otwiera Pan Dąbkowski z smutną miną, od razu wchodzi do środka – Możemy porozmawiać w gabinecie?
-Tak. Proszę prowadzić.- odpowiadam, a pomiędzy nami wisi jedno, zasadnicze pytanie.
-Siadaj proszę. – zajmuje miejsce naprzeciwko i chowa głowę w dłonie- Nie wiem jak mam Ci dziękować. Gdyby nie Ty Bianka – głos mu się łamie- Bianka by zmarła. Aktualnie lekarze wprowadzili ją w stan śpiączki farmakologicznej. Nie wiem jak Ona to przeżyje, gdy dowie się, że straciła ciąże.
-Bianka była w ciąży?
-Tak. To była młoda ciąża. Siódmy albo ósmy tydzień. Do tego ma złamany nos, pękniętą czaszkę, krwotok do jamy otrzewnej. To chyba na tyle, z tego co zapamiętałem.
-Dlaczego Pan nie pojedzie i go nie zabije! Przecież tak ją skrzywdził.
-Ma kilkoro sprzymierzeńców, którzy są moimi wrogami gdyby się zjednoczyli już dawno bym nie żył. Muszę go wykończyć stopniowo. Powiedz mi chcesz dla mnie pracować? Czego oczekujesz?
-Nie wiem. To co dziś widziałem, ta egzekucja. Czy zabijanie naprawdę sprawia Wam taka przyjemność?
-Zabijanie, nigdy nie sprawia przyjemności. Jednak czasem jest konieczne. A teraz podaj kwotę.
-Przepraszam nie rozumiem.
-Jakie honorarium Cię zadowoli, za uratowanie mojej córki.
-Nie dopuszczajcie do niej tego tyrana. – pukanie przerywa naszą rozmowę.
-Przepraszam Panów, Pan Dawid Zdrojewski przyjechał.
-Kurwa- wyrwało mi się – przepraszam.
-Idź do siebie. Nie wychodź pod żadnym pozorem. – moja sypialnia była tuż obok salonu, więc jeśli wyłączę światło i uchylę drzwi będę wszystko słyszał. Nie myliłem się.
-Dawid. Co Cię sprowadza o tej porze? – pan Dąbkowski dobrze grał.
-Bianka – mój były szef brzmiał smutno, gdybym nie wiedział co się stało, na bank dałbym się nabrać – nie ma jej tutaj?
-Nie nie ma. A co się stało?
-Nie wiem. Zniknęła Ona i ten nowy kierowca. Jestem przerażony! Cały trawnik był we krwi. Kurwa zatrudniłem psychola!
Mam ochotę wyjść i gnoja zajebać za tą gadkę, niestety nie mam jaj. Zawsze od bójek wolałem samochody, a teraz tego żałuję.
-Uspokój się Dawid! Przecież nie mogli odjechać daleko. Wyślę ludzi, a Ty wyślij swoich. Ja obdzwonię szpitale. Ty jedź do domu.
-A gdzie jest mama?- Zdrojewski nie daje za wygraną, jakby chciał wszystko sprawdzić.
-Wiesz, że ma kłopoty z migreną. Póki co nie będę jej martwić.
Kurwa, a co jeśli to mnie o wszystko obwinią? Kładę się na łóżko i Patrze w sufit. Nawet nie wiem kiedy zasypiam.
-Przepraszam, że Cię budzę. – Ojciec Bianki stoi nade mną. – Mam dziś ważne spotkanie, a większość moich ludzi szuka Bianki, która została przewieziona w bezpieczne miejsce.
-No, ale co mnie do tego – wstaje z łóżka.
-No tylko się nie śmiej. Ja nie potrafię prowadzić.
-Serio?
-Serio. A poza tym czy zgodzisz się aby oddać Twoje auto do prania?
-Spoko. To czym mamy jechać?
-Czym chcesz, jednak najpierw coś zjedz. Kurier przywiezie Ci zaraz jakieś ubrania. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe.
-Nie. Wszystko jest dobrze. Będę gotowy za pół godziny.
-Idealnie.
CZYTASZ
Zawieszeni
RomanceO czym myśli Panna Młoda stojąca w białej sukni przed dużym lustrem? Na pewno nie o tym, że jej przyszły mą, którego zna kilka ładnych lat okaże się tyranem. Co czuje, żona gdy mąż wymierza jej pierwszy cios? Powiem, Ci na pewno nie radość. Czy mąż...