Rozdział 27
Mama Rafała okazała się bardzo sympatyczną, starszą kobietą. Widać było po niej, że alkohol wyniszczył jej ciało. Jednak teraz była trzeźwa, nie piła, a to było chyba dla mojego przyszłego męża najważniejsze. Robi mi się ciepło na sercu, gdy stawia przede mną talerz z zupą. Wzruszam się niesamowicie, w mieszkaniu może i nie ma luksusów, ale jest czysto, schludnie i ładnie. Biorę łyżkę zupy do ust, jest wyśmienita.
-Mamo potrzebujesz czegoś?- Rafał wstaje i przechadza się po kuchni, której półki nie otworzy ta świeci pustkami, o lodówce już nawet nie wspomnę. - Zrób listę. Pojadę zrobić Ci zakupy.
-Nie Synku, tyle czasu o mnie dbałeś, a ja nie potrafiłam tego docenić. Widziałam tylko alkohol i nieodpowiednich mężczyzn. Za tydzień mam dostać rentę, do tej pory jakoś sobie poradzę. - Rafał patrzy na mnie, a ja mrugam do niego konspiracyjnie, wszystko wskazuje na to, że czeka nas wycieczka do supermarketu.
-Bianko masz coś przeciwko, żeby powiedzieć mamie?
-Czekałam kiedy mnie o to zapytasz.- Pani Bolowska jest odrobinę zdezorientowana- Możesz powiedzieć.
-Mamo widzę, jak bardzo się starasz.
-Chcecie się tu wprowadzić? -wtrąca się, a ja się uśmiecham- Nie jest tu za wiele miejsca, ale sobie poradzimy.
-Mamo, nie chcemy się wprowadzić. Mam dom, właściwie domy. Właśnie wpadłem na pomysł, ale o tym później. Mamo ja i moja narzeczona, spodziewamy się dziecka. Będziesz babcią. - głośny pisk wypełnił pomieszczenie. Reakcja mojej przyszłej teściowej, sprawiła, że sama zaczęłam się zastanawiać, jak zareagowaliby moi rodzice. -Druga sprawa jest taka, że najwyższy czas abyś wyprowadziła się z tego paskudnego mieszkania. Mój dom stoi pusty.
-Nie macie pojęcia jak się cieszę! Jaka jestem szczęśliwa! Nie wiem co powiedzieć- pani Małgorzata wyciera łzy z policzków, jej nastrój udziela się również mnie. Widzi to i szybko przychodzi i obejmuje, tak jak to robiła moja mama. Tak wiele bym dała, by była tu ze mną. By cieszyła się wnukiem, albo wnuczką.
-Mamo posłuchaj, nie płacz. Powiedz tylko ile czasu, potrzebujesz na spakowanie się.
-Nie wiem synku, co mam zabrać?
-No meble tam masz, te Twoje z resztą i tak się rozpadają. Zabierz ciuchy i jakieś pamiątki, jeśli chcesz.
-Jeśli potrzeba to zadzwonię po drugi samochód. - odzywam się.
-To może zróbmy tak, mama dziś się spakuje. Przywiozę zaraz pudła jakieś. Zrobisz sobie to na spokojnie.
-No ale Rafałku, co z dokumentami z oddaniem mieszkania spółdzielni, wiesz, że ja nigdy w to nie byłam dobra.
-Mamo, tu poprosimy o pomoc Biankę.
-Proszę zapisać dane na kartce, na jutro mój prawnik przygotuje dla Pani pełnomocnictwo w tych sprawach, zaoszczędzi to Pani czasu, papierologii i nerwów.
-Nie stać mnie na taką usługę. Dziecko ja mam tylko...
-Proszę się nie martwić, nic pani nie zapłaci. Proszę tylko dać sobie pomóc.
-Nie wiem co mam powiedzieć.
-Nic -wstaję z krzesła i podchodzę do kobiety, przytulając ją od tyłu- Proszę być najlepszą babcią dla swojego wnuka czy wnuczki.
-Postaram się.
Z uśmiechem na twarzy wychodzimy z mieszkania w którym wychował się mój przyszły mąż. Łapie go za dłoń i wspólnie schodzimy do auta. Naszym pierwszym przystankiem jest, supermarket. Rafał bierze duży wózek, a ja zastanawiam się czy to dobry pomysł, aby powiedzieć mu, że nigdy nie robiłam samodzielnie zakupów. Spożywczak był dla mnie czymś takim, jak dla przeciętnych ludzi butik Jimmy choo.
-Nie było tak złe jak sądziłam – odpowiadam niby do siebie podczas pakowania toreb do auta.
-No nie mów! – zaczyna – Nie byłaś nigdy w spożywczaku? – wzruszam ramionami – cieszę się, że mogę dać Ci tyle pierwszych razy. – uśmiecha się szeroko – Czego jeszcze nie robiłaś?
-Błagam Cie. Daj spokój. – czuje jak się rumienie, a On stoi i się patrzy jakby z choinki się urwał, dopiero po chwili, odsłania w uśmiechu swoje białe zęby.
-Wiesz czego ja, nigdy nie robiłem? - podchodzi do mnie i szepcze mi do ucha, a moje ciało przeszywa elektryzujący dreszcz- Nigdy nie kochałem się na tylnym siedzeniu w samochodzie.
-To jest nas dwoje, a teraz śmigaj odwieź ten koszyk i jedźmy przygotować Twój dom na przyjazd mamy.
-Dobra- przewraca oczami – już nie bądź taka zasadnicza.
Wsiadam za kierownicę, a mój telefon się odzywa. Nie patrzę na wyświetlacz bo tylko jedna osoba do mnie dzwoni.
-Dzień dobry Panie Rolandzie. – odzywam się z uśmiechem.
-Plan zemsty jest bliski- głos mojej ciotki sprawia, że włos jeży mi się na głowie- Ciesz się chwilą.
- Co się dzieje?– Rafał siada do auta na fotelu pasażera, jest tak szczęśliwy, że nie mam serca mu tego psuć. Pójdzie spać to zadzwonię do Rolanda.
-Cieszę się, że ze mną jesteś. – podnosi moja rękę do ust i ja całuje.
-Nie wyobrażasz sobie jaki jestem szczęśliwy, moja mama się ogarnęła, będę tata, mężem najcudowniejszej kobiety pod słońcem. Jedźmy do mnie, to znaczy do mojej mamy.
Anastazja zostawiła względny porządek, dzięki temu już po dwóch godzinach mamy wszystko zrobione i gotowe na jej przyjazd, zostało wypakować tylko zakupy.
-Kochanie pójdę tylko do warsztatu po dokumenty od księgowej. Dobrze?
-No dobrze idź. Tylko uważaj na siebie. – gdy tylko wychodzi wyciągam telefon i dzwonie do Miklenskiego. – Cześć.
-Cześć, coś się dzieje? – Roland nie owija w bawełnę i dlatego jest moim wspólnikiem
-Łucja do mnie dzwoniła. Powiedziała coś w stylu czas zemsty jest bliski.
-Gdzie teraz jesteście?
-U Rafała, poszedł na warsztat. Nie mam serca mu powiedzieć.
-Bianka musisz. On musi uważać.
-Powiem mu wieczorem. Teraz organizujemy przeprowadzkę jego mamy.
-Dzwon gdybyś widziała coś podejrzanego.
-Dzięki.- Wychodzę na podjazd i Patrze jak mój ukochany wkłada dokumenty na tylne siedzenie -Dam Ci znać jak- Urywam. Nie wiem co się dzieje, eksplozja jest tak duża, że upadam. Leżę tak przez chwilę, patrząc na płonący samochód. Rafał! Gdzie jest Rafał.
-Bianka! – głos w słuchawce dociera do moich uszu.
-Przyjedź, chyba stało się coś złego. -rozłączam się i właśnie w tym momencie do mnie dociera, że przecież Rafał był w samochodzie. Widzę odjeżdżający samochód. Biegnę do warsztatu i zabieram gaśnice. Jedna, drugą, trzecią skupiam się na tym aby ugasić miejsce gdzie jest Rafał. Przecież sam sobie nie poradzi, wybuch pewnie go ogłuszył. Muszę mu pomóc. Wyciągam go z auta i ciągnę na bezpieczną odległość. Kładę jego głowę na swoich nogach i dzwonię po karetkę. -Kochanie wszystko będzie dobrze, wiesz. Nic Ci nie będzie, jesteśmy przy Tobie, zaraz pewnie się ocknie. Podjeżdża jakiś samochód, a z oddali dochodzą odgłosy syren strażackich, czy jakiś tam.
Swąd spalonego plastiku i blach dochodzi do moich nozdrzy. To nic najważniejsze, że On jest cały, że zaraz odzyska przytomność.
-Bianka- słyszę głos Rolanda i widzę jego łzy w oczach. -Nic Ci nie jest?
-Nie- odpowiadam- nic nam nie jest. Wyciągnęłam Rafała z tego auta, czekam aż się ocknie.
-Bianka- podchodzi do mnie, klękając obok mnie. – Widziałaś Rafała?
-Tak patrzyłam na niego jak wkładał te dokumenty. Potem był wybuch i pożar, pobiegłam po gaśnice. Ugasiłam go i wyciągnęłam. Teraz jest już bezpieczny. Nic mu nie grozi.
-Posłuchaj mnie. – patrzy na mnie płacząc, a ja zupełnie nic nie rozumiem. – będę musiał go zabrać i zanieść do karetki.
-Ale po co, nic mu nie jest- Patrze w dół, a to co mam na kolanach wcale nie przypomina mojego ukochanego. Swąd spalonych włosów i skóry unosił się w powietrzu. Mój ukochany nie miał twarzy, jego oczy już nie były piękne i bursztynowe, tylko białe i wytrzeszczone. Ten obraz będę mnie prześladował. . – Nie, to nie może być prawda. – przytulam się mocno do Niego- To nie jest Rafał! To nie jest Rafał. Szukaj Rafała!
-Bianka, bardzo mi przykro. – To jest Rafał, On nie żyje. Słyszysz?
Mój krzyk odbija się echem, dopiero teraz na mnie dociera co się stało. Ktoś mocno mnie trzyma, a ktoś inny zabiera ode mnie Rafała.
-Nie wolno Wam mi go zabrać! Macie go zostawić! Słyszycie?! – Czuje ukłucie w rękę i nagle świat robi się jakby rozmazany. Nie wiem co się ze mną dzieje.
-Już już, nie walcz z tym.- czuje przyjemne ciepło.
Otwieram oczy, nie wiem gdzie jestem. Kładę sobie rękę na brzuchu, tutaj mam małą cząstkę jego. Wybucham płaczem, zbyt wiele. Straciłam go, już nigdy nie spojrzę w jego bursztynowe oczy, już nigdy mi nie powie „Musisz odpocząć" albo „Nie jedz tak szybko", już nigdy nie powie mi, że mnie kocha. Do tej pory czuje zapach spalonego ciała i włosów. Patrze na siebie i nie wiem skąd się wzięły plamy na moim ubraniu. Wstaje i rozglądam się, jestem w domu Rafała, w jego sypialni. Wychodzę przed dom, jak wtedy gdy nic nie zwiastowało jeszcze tragedii. Wrak samochodu jest już ugaszony, a obok niego kręcą się jacyś ludzie, jedni z policji. Drudzy jacyś cywile.
-Gdzie On jest? W szpitalu? – pytam Rolanda.
-Jakim cudem już wstałaś? – warczy na mnie, po czym spoglądając mi w oczy – Rafała zabrał koroner. Do zakładu medycyny sądowej, tam zrobią mu sekcje zwłok i dopiero później wydadzą nam ciało.
-Chce go zobaczyć. – kiwa przecząco głowa- muszę go zobaczyć! Słyszysz! Muszę przy nim być! On nie może być sam. – Roland mocno chwyta mnie za ramiona i patrzy mi w oczy.
-Bianka! Zrozum On nie żyje! Dotrze to w końcu do Ciebie. Rafał zginął!
-To nieprawda! – okładam go pięściami, chociaż wiem, że ma racje widziałam go. Nie żyje. Nie ma go. – To Twoja wina! – krzyczę na Niego- Ty chciałeś się go pozbyć! By mieć otwarta drogę do mnie! Pozbyłeś się go!
-Bianka co Ty pleciesz?! Byliście moimi przyjaciółmi! Będziecie mieli dziecko! Gdybym chciał się go pozbyć zrobiłbym to na samym początku! – szlocham mu w koszule -trzeba zawiadomić jego mamę. Jeśli chcesz, pojadę z Tobą. – kiwam tylko głowa- Tylko ona będzie mogła zabrać zwłoki z zakładu.
-Gdzie jest Łucja? Daj mi broń i zawieź mnie do niej. – mówię wycierając łzy. -Zabije ją!
-Nie tutaj do diabła! – ruchem głowy wskazuje na policjantów.
-W dupie to mam.
-Chcesz żeby Twoje dziecko urodziło się w więzieniu?
-Nie.
-No to zamknij się. Na Łucję przyjdzie czas.
-Pani Dąbkowska – zaczepia mnie policjant – musimy zebrać od Pani zeznania. Proszę mi powiedzieć co tu się wydarzyło.
-A nie widzi pan? Nie wiem co się wydarzyło! Wychodziłam z domu i usłyszałam huk. Odrzuciło mnie.
-Rozumiem. Proszę to chyba Pani telefon. Odblokowuje go a z wyświetlacza uśmiecha się do mnie zdjęcie Rafała. Byliśmy tacy szczęśliwi. Mam jedna wiadomość tekstową.
„Jesteśmy kwita"
Podaje telefon Miklenskiemu.
-Nadal twierdzisz, że mam czekać?
-Tak bo kurwa jesteś w ciąży. Dobrze, że w warsztacie nikogo nie było.
Stoimy wspólnie przed drzwiami do mieszkania mamy Rafała, otwiera nam taka radosna i szczęśliwa. Zupełnie nie spodziewająca się, że zaraz pęknie jej serce.
-Bianko! To ten adwokat? Wejdźcie. Ja już prawie się spakowałam. – zalewam się łzami.
-kilka godzin temu – jąkam się.
-Niech Pani usiądzie. – Miklensky, jak zwykle wie co zrobić – Jestem przyjacielem Bianki i Rafała.
-Muszę Pani coś powiedzieć- zaczynam wycierając łzy -kilka godzin temu, miał miejsce wypadek. Niestety Rafał nie żyje.
Niemal słychać w pomieszczeniu jak pęka jej serce, obydwie wybuchamy szlochem. Przytula się mocno do mnie. Nie wiem ile czasu schodzi nam wspólnym płaczu. Później Roland tłumaczy jej, skąd trzeba będzie odebrać i jak pochować zwłoki. Oferuje jej, że dziś może być u mnie. Jednak Ona odtrąca moja propozycje. Pewnie mnie obwinia. To już kolejna osoba, którą zabiłam.

CZYTASZ
Zawieszeni
RomansaO czym myśli Panna Młoda stojąca w białej sukni przed dużym lustrem? Na pewno nie o tym, że jej przyszły mą, którego zna kilka ładnych lat okaże się tyranem. Co czuje, żona gdy mąż wymierza jej pierwszy cios? Powiem, Ci na pewno nie radość. Czy mąż...