Rozdział 3

182 5 2
                                        

Rozdział 3

-Mamo, tato! – wołam już na progu- Gdzie jesteście?!
-Twoi rodzice są w ogrodzie. – odpowiada Ada. Jedna z naszych najstarszych gosposi.
-Dziękuję. – z całych sił staram się zatrzymać łzy, ale kiedy tylko widzę mamę i tatę, od razu wybucham płaczem.
-Co się dzieje córeczko? – mama i jej ciepły głos, leczą moje serce i duszę.
-Dawid mnie uderzył. – niemal szlocham.
-To jest nie do przyjęcia! – słyszę nerwy w głosie ojca. Wiem, że jest wściekły, patrzy na mnie smutnym wzrokiem.-Coś Cię boli? To rozcięcie na policzku to od niego?
Kiwam głową, a On podchodzi i mnie przytula, tak bezpiecznie i pewnie, że nie spotka mnie tu żadna krzywda.
-Chodź Bianko. Nikt nie ma prawa Cię krzywdzić. Absolutnie nikt. – mama prowadzi mnie do kuchni. Pomimo tego, że na co dzień mamy służbę, Ona zawsze gdy mam problem zabiera mnie do kuchni i coś gotujemy. Widzę, że wyciąga składniki na deser. Uśmiecham się przez łzy. -Powiesz mi dlaczego Cię uderzył?
-Cały urlop, siedział przed laptopem, ani razu nie zszedł ze mną na dół. Ostatniego dnia, poznałam Marka. Po prostu rozmawialiśmy przy basenie. Pech chciał, że akurat w tym momencie Dawid zdecydował się zejść. Nakrył nas na rozmowie i się zdenerwował.
-Tylko na rozmowie? – mama patrzyła na mnie podejrzliwie.
-Tak mamo. Wiesz, że kocham Dawida. Nie mogłabym go zdradzić. Jesteśmy z sobą już tyle lat, a On dopiero teraz... - utrwalam bo zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę mam żal do Niego, przez tyle lat dałam się zwodzić za nos.
-Wiesz, faceci bywają nerwowi.- spojrzałam na Nią z wyrzutem- Nie patrz tak. Nie chodziło mi o to, że ma On prawo Cię ranić i bić. Między mną a tatą, też nie zawsze świeciło słońce, jednak nigdy mnie nie uderzył. Krzyczeliśmy na siebie i rzucaliśmy się talerzami.
-Jak to? Przecież zawsze jesteście tacy zgodni!
-Zgodę trzeba sobie wypracować. Poznać drugiego człowieka, nauczyć się z Nim żyć. Chodź już – mama mnie objęła- jeśli chcesz, możesz dziś zostać w domu.
Siedzę w swoim pokoju w tych tak dobrze mi znanych czterech ścianach. Z dołu dobiegają odgłosy awantury. Wiem, że jeden głos należy do taty, a drugi do Dawida. Zbieram w sobie siłę i schodzę na dół. Mój mąż stoi i trzyma ogromny bukiet kwiatów.
-Dawid nie jesteś miłe widziany w naszym domu. – stałam u szczytów schodów dokładnie tak jak ponad tydzień temu. Z tym, że już nie czułam tego szczęścia i bezmiaru miłości. – Zaraz mam spotkanie z bardzo wpływową osoba. Zabieraj się stad.
Dopiero teraz, wszystkie oczy zostały na mnie zwrócone. Jakby wiedzieli, że tam stoję.
-Wybacz mi Kochanie i wróć do domu. – W głosie mojego męża słychać skruchę. Błagam Cię. Widzę, jak powoli idzie w moją stronę. – wiesz musimy się dotrzeć.
Idzie w moja stronę, wzruszenie w jego oczach przemawia do mnie. No i ciągle mam w głowie słowa mamy.
-Dawid.
-Przepraszam, obiecuje, że to się już więcej nie powtórzy. Wróćmy do Naszego domu. – błysk w jego błękitnych oczach i ta czułość w głosie sprawia, że mu ufam. Po raz kolejny.
-Dobrze, ja też postaram się już nie przysparzać Ci problemów. – całuje mnie w policzek i delikatnie łapie moją dłoń. Taki dotyk, znałam sprzed ślubu.
-Wracasz do męża? -Tata patrzy na mnie z niedowierzaniem.
-Tak tato.
-Gdyby coś się działo złego wracaj do domu. A Ty- zwraca się do Dawida – uważaj abym Ci nóg z dupy nie powyrywał.
Mój mąż powoli prowadzi mnie do wyjścia z domu. Uśmiecham się jeszcze do rodziców, wiem, że na kogoś czekają. Wsiadamy do audi. Widzę twarz szofera, który jest dość mocno zdenerwowany.
-Zawieź nas do domu- Dawid wydaje polecenie, a człowiek je realizuje. Moi rodzice, też nie zawsze grają legalnie. Wiele razy widziałam jak tato brał broń, albo jak żegnał się z mama przed jakąś akcja. Ona zawsze wtedy płakała dopiero wtedy, gdy już wyszedł. Nigdy mu nie pokazała, że wątpi w powodzenie Jego misji i to w nich było piękne. Ta miłość, zaufanie i pewność za drugiego człowieka.
Spoglądam na Dawida. Jeszcze tydzień temu, dałabym się za niego posiekać. Dziś już nie wiem, czy jestem w stanie się poświecić, jakkolwiek.
Podjeżdżamy pod dom, Dawid podnosi moją rękę do ust i czule całuje.
-Zapraszam Cię żono na kolacje. – mówi patrząc mi w oczy.
-Z miłą chęcią. O której mam być gotowa?
-Na osiemnastą.
-Dobrze.
Słyszę jak Dawid woła do siebie kierowcę, ale już nie reaguje. Mało mnie to interesuje. Teraz muszę się ogarnąć. Wpadam do sypialni i na wieczór wybieram czarną dopasowaną sukienkę z zabudowanym dekoltem, włosy prostuje aby w miarę swobodnie opadały na ramiona. Na nogi zakładam moje ukochane szpilki od Loubuttin, na twarz makijaż i po dwóch godzinach jestem gotowa do wyjścia. Teraz czekam tylko na mojego mężczyznę. Gdy nie przychodzi decyduje się wyjść do jadalni. Przecież nie zamykał mnie tu na sile. Cicha, spokojna muzyka wypełnia wnętrze ocali hol. W salonie na stole stoją piękne czerwone róże.
-Skarbie – słyszę ten piękny melodyjny głos, w którym się zakochałam. -Podoba Ci się? – nie mogę pohamować łez w oczach i wzruszenia- Zatraciłem się ostatnio. Mam nadzieje, że mi wybaczysz.
-Dawid ja...- urywam, bo podchodzi blisko mnie i kładzie mi palec na ustach
-Ciii- przesuwa nim po moich ustach- Daj mi skończyć. Byłem, chujem i dupkiem. Tak nie traktuje się swojej kobiety. Jednak tak wiele się działo, udało mi się dopiąć kilka spraw i w końcu mogę przez chwile odetchnąć.
-Rozumiem. Wiesz bałam się Ciebie w pewnym momencie. – mowie siadając jednocześnie na krześle- Przerażałeś mnie.
-Przepraszam, stres już nigdy mną nie zawładnie. – siada po drugiej stronie i łapie moją dłoń. -Jedz kochanie.
Patrze na Niego, znów był tym samym Dawidem ze śmiejącymi się oczami. Krewetki pięknie pachniały. Wie dobrze, że je uwielbiam i mogłabym je jeść non stop.
Kolacja powoli dobiega końca, a ja jestem ciekawa co jeszcze się wydarzy. Biorę do ust łyk szampana i patrze w te cudowne błękitne oczy. Mój mąż wstaje i wyciąga do mnie rękę.
-Zatańczymy ?- pyta tym swoim cudownym głosem.
-Będę zaszczycona. – przylegam do Niego szczelnie, zawsze miałam wrażenie, że idealnie do siebie pasujemy, a teraz nie wiem, ciężko jest odbudować wcześniej zawiedzione zaufanie. Podnoszę głowę do góry, nadal pląsając w rytm wolnej piosenki. Zbliża się do moich ust, powoli je całując. Jego wargi są przyjemnie ciepłe i delikatne. Jakby bał się mojej reakcji. Zaplatam mu dłonie na szyi i pogłębiam pocałunek, delikatnie, powolnymi ruchami swojego języka wychodzę mu na spotkanie. Przyjemne dreszcze rozchodzą się po moim ciele, całując się przechodzimy do sypialni. Dawid delikatnie wkłada rękę pod materiał sukienki, moja skóra reaguje od razu mrowieniem. Jego usta suną w dół mojej szyi, zaplatam mu palce we włosy, są takie cudownie miękkie. Po chwili moja sukienka ląduje na podłodze. Całuje delikatnie mój dekolt ugniatając przy tym moje piersi. Delikatnie popycha mnie na łóżko, gładząc przy tym moją cipkę przez cienką koronkę. Unoszę biodra do góry, moje stringi po chwili lądują na podłodze, a na swojej cipce czuje jego ciepły oddech. Już po chwili jego język zaczyna pieścić moją szparkę i łechtaczkę. Sprawne wilgotne ruchy doprowadzają mnie do szaleństwa. Jęczę głośno podczas gdy orgazm mnie paraliżuje. Podnosi się i ściąga spodnie, ciągle na mnie patrząc. Widzę, jak jego członek jest gotowy. Rozchyla moje nogi, powoli wspinając się do góry, wsuwa się powoli we mnie, rozpychając moją szparkę. Cudownie móc patrzeć mu w oczy. Rozkoszowałam się każdym jego ruchem, najmniejszym poruszeniem bioder. Przyjemne ciepło rozchodziło się od lędźwi do całego ciała, ciężko mi złapać oddech. Jęczę, wyginając plecy w łuk. Jego ruchy są coraz szybsze.
-Co jest z Tobą?! - pochyla się nade mną, jego dłonie powoli oplatają szyję, wzrok się zmienia. Boję się go. Tak strasznie się go kurwa boje. Czuję coraz większy ucisk, duszę się. Bije rękami na oślep, ale On nie przestaje patrzy mi w oczy, nie mogę złapać powietrza, białe kropki tańczą mi przed oczami, aż się zlewają w jedną wielką plamę.



Patrzę, jak wchodzi do domu swoich rodziców i czuje niewyobrażalne szczęście. W końcu jest bezpieczna, to nic, że nie będę mógł jej widywać. Jakoś przeżyje. Najważniejsza w tym wszystkim jest Ona. Szkoda tylko, że nawet się nie obejrzała. Czuje wibrację telefonu, spoglądam na wyświetlacz. Mhm, mój kochany szefcio.
-Gdzie jesteś? - w dupie. Biorę głęboki oddech.
-Pod domem Państwa Dąbkowskich.
-Biankę tam wiozłeś?
-Zgadza się.
-Wracaj szybko.- nie odpowiadam. To On tu jest szefem. Przekręcam kluczyk w audi i piętnaście minut później jestem już w swoim miejscu pracy i domu. Poniekąd. - Nareszcie.
-Co szef taki nerwowy?
-Stul mordę. Jedziemy do Sensual. - podnoszę brew ze zdumienia. -Nie patrz tak, tylko kurwa jedź.
Nie sprzeczam się, nie oponuje, ja tu tylko pracuje. To, że ja tu tylko pracuje powtarzam sobie jak mantrę.
-Dojechaliśmy. - mówię do szefa pogrążonego w telefonie.
-Widzę, idziesz tam ze mną.
-Sorry szefie, nie gustuje w kurwach.- ugryzłem się w język. A władca się roześmiał.
-Nie interesuje mnie w czym, ani w kim gustujesz. Idziesz tam po to, aby nikt mi kulki nie sprzedał jak będę dupczył. Rozumiemy się.
-Jasne.
Wchodzimy do burdelu, może i wstyd się przyznać, ale jestem tu pierwszy raz. Moi kumple kiedyś coś się śmiali, że chodzą do takich miejsc. Szaro- czarny gustownie urządzony elegancki bar, już na pierwszy rzut oka widać było, że nie jest to miejsce dla osób, które zarabiają trójkę na rękę. Patrzę kobiety tańczące na rurach i uśmiechniętych facetów, którzy pod gumkę z majtek wsuwają im pieniądze.
-W pracy jesteś. Idziemy- A ty masz kutasie żonę! Ja pierdole gdyby mi nie płacił, to już bym go ciskał tu o podłogę. Głęboki wdech i idę za blondynem. - Tu zostajesz. Nikt nie może mi przeszkadzać.
-Spoko. - opieram się plecami o ścianę i przeglądam newsy na portalach społecznościowych.
Mija pół godziny, gdy z pokoju, zaczynają dochodzić błagania prostytutki o pomoc i jej głośny płacz. Ja tam nie wejdę, ale w końcu korytarza dostrzegam ochroniarza.- Nie wiem czy to normalne, ale tam się chyba dzieje coś złego.
Koleś patrzy z wytrzeszczem, wybiera numer i gdzieś dzwoni.
-A ty nie miałeś go ochraniać ?
-Ja miałem być tylko kierowcą.
-Odsuń się,- po chwili przybiega trzech kolejnych i razem wchodzą do pokoju. Dziewczyna leży, kurwa chyba martwa. Nie rusza się- Dzwońcie po karetkę!
Patrze jak mojego szefa ze spuszczonymi gaciami, wywlekają z pokoju. Ostatni raz spoglądam na leżącą dziewczynę. Czy też byłbym taki obojętny gdybym zobaczył, że tam leży Bianka? Po wyjściu z budynku, dostaje cios w twarz. Wkurwia mnie ten koleś, więc od razu do niego doskakuje i nie zostaje mu dłużny. Niestety, On zna chyba lepiej sztuki walki niż ja. Dostaje cios, za ciosem. Aż w końcu się uspokaja.
-Masz miesiąc, aby spotulnieć, inaczej wylecisz i to bez pieniędzy. A teraz ogarnij się i jedziemy do kwiaciarni, a później do rodziców mojej małżonki i gówno mnie interesuje co o tym myślisz.
Ogarniam się i wycieram krew z wargi. Najchętniej bym jebnął ta robotą, ale nie znajdę nigdzie na szybko mieszkania, a do rodziców alkoholików nie wrócę. Nie ma takiej kurwa opcji, więc zostaje mi się męczyć. Chuj. Wsiadam do auta i po chwili zatrzymuję się w kwiaciarni. Ten idiota się nie odzywa, na szczęście.
Kiedy już stajemy na podjeździe, dzwoni mu telefon.
-Słucham- odzywa się.-Uspokój się, staram się wejść do spółki z Dąbkowskimi, ale to długa droga. Nie martw się oddam Ci za ten zjebany transport- Chwila ciszy- Dobra! Powiedziałem!
Zastanawiam się tylko, jaki udział w tym wszystkim ma Bianka. Bo po coś się z nią ożenił. Miłość na pewno tu nie wchodzi w grę.

ZawieszeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz