Rozdział 5

146 5 1
                                    

Rozdział 5

Idę do garażu i mam wybrać samochód, którym dziś będę woził pana Dąbkowskiego. Otwieram drzwi, a moim oczom ukazuje się chyba najpiękniejsza kolekcja samochodów, jaką kiedykolwiek widziałem. Od sportowych po klasyczne, od starych po nowoczesne. Takie samochody do tej pory mogłem oglądać sobie tylko w internecie. Mój wzrok przyciąga czarny Aston Martin DB-S. Jaram się okropnie, bo nigdy nie miałem okazji widzieć go na żywo, a co dopiero siedzieć za jego kierownicą. Samochód parkuje nad podjeździe i czekam na mojego nowego pracodawcę czy znajomego? Nie bardzo wiem, jak powinienem się do tego odnieść.
-Dobry wybór – starszy pan zajmuje miejsce i mogę ruszać.
-Gdzie mam jechać? – widzę jak sprawnie porusza się po ekranie nawigacji.
-Już ustawiłem, chociaż tyle potrafię zrobić- kątem oka dostrzegam, że się uśmiecha -Ile miałeś zarabiać u Mojego zięcia?
-Piętnaście tysięcy na miesiąc, dyspozycyjność dwadzieścia cztery godziny na dobę.
-Piętnaście?
-Tak tak , wiem, że to dużo. To wynagrodzenie mnie skusiło.
-Dobrze jeździsz. Daje dwadzieścia. Zgoda ? – odbiera mi mowę. Nie wiem co powiedzieć – i jeden dzień wolny. Póki co nieoficjalnie, jednak mam nadzieje, że jeszcze dziś wyklaruje się sytuacja z tym chujkiem.
-Pasuje. – odpowiadam.
Pół godziny później idziemy długim ciemnym holem w gigantycznym biurowcu w otoczeniu ochroniarzy i sekretarek. Jednej z nich buzia się nie zamyka, idzie na równi z szefem i coś mu tłumaczy, nic kompletnie z tego nie rozumiem. Wchodzimy do Sali konferencyjnej, gdzie siedzi już jeden dobrze zbudowany koleś w garniturze, po samym wyglądzie jego twarzy wiem, że nie chciałbym mu stanąć na drodze. Patrze na siebie, nie bardzo tu pasuje.
-Witam- mężczyźni w garniturach podają sobie ręce. Po czym ten, który na nas czekał odwraca się do mnie.
-Marek Katański. – podaje mi rękę
-Rafał Bolowski. – kultura wymaga by ładnie się przedstawić.
-To ten Twój zięć?
-Nie. On uratował moją córkę przed tym skurwielem. I sprawy trochę się skomplikowały. Teraz w pierwszej kolejności to ja potrzebuje Twojej pomocy.- Koleś odchyla się na krześle i zapłata ręce.
-Zamieniam się w słuch.
-Wczoraj mój jebnięty zięć pobił moja córkę. Nie wiem co będzie jak Bianka wybudzi się ze ....
-Zaczekaj, Twoja córka nazywa się Bianka? Jeszcze mi powiedz, że zięć nazywa się Dawid.
-No tak.
-Masz jakieś zdjęcie? Wiesz, nie wierzę w aż takie zbiegi okoliczności – pan Krystian podaje jemu telefon.
-Poznałem ich w Egipcie. No powiem Ci że nie zły wariat jest z tego Twojego zięcia. Jakbyś go widział, kiedy się na mnie rzucił! No ale wracając do Bianki, co z nią?
-No właśnie tu jest problem, bo ten skurwiel ją szantażuje, że Nas zabije! No i Bianka jest w szpitalu w śpiączce farmakologicznej pod zmienionym nazwiskiem, ale jak tylko ktoś się wysypie to może być nie ciekawie. Prawda Rafał?
-Tak zgadza się. Ten idiota zabrał ją na egzekucje.- zaczynam - ciągle jeszcze w uszach dzwoni mi jej krzyk. Sam też się bałem, cholernie się boję do tej pory, bo wiem co mi zrobi kiedy mnie dorwie. To ja zawiozłem Biankę do szpitala.
-Krystian, jaka jest w tym moja rola ?
-Chce zdeptać Dawida, jednak bardzo powoli, a do tego potrzebuje sojuszników.
-Kurwa zdarza mi się być chujem, nie powiem, że nie. Jednak nigdy na kobietę ręki nie podniosłem. Dam Ci ludzi, broń i towar. Mam tylko jeden warunek.
-Jaki? - serce mi wali jak oszalałe. Chciałem być kierowcą a znalazłem się w centrum mafijnych porachunków.
-Chce sam mu wpakować kulkę, jednak najpierw, sprawie by bał się iść w nocy do kibla, by każdy najmniejszy szmer go przerażał. - Marek zaciska pięści.
-Dzięki. Jutro spotkamy się u mnie i omówimy szczegóły. Zostaw papiery zajmę się tym jak wrócę do domu. -Mężczyźni rozmawiają pomiędzy sobą, jeszcze jakieś pół godziny. Nie wiem o czym i chyba, nie chce wiedzieć o czym. Gdy Katański wychodzi, Pan Krystian patrzy na mnie. - Mogę mieć do Ciebie prośbę?
-Słucham Pana.
-Muszę zabrać moją żonę od Bianki i pojechać na spotkanie z Dawidem. Jednak nie chce by Bianka była sama, gdyby lekarze zdecydowali się ją wybudzać. Boję się, że zrobi głupotę i zadzwoni do tego pajaca. Oczywiście dostaniesz za to godne honorarium.
-Zrobię to, ale nie dla pieniędzy.
Stoję przed drzwiami do sali w której leży Bianka. Biorę głęboki oddech, jednak na to co tam widzę nie jestem w stanie się przygotować. Jej mama stoi zapłakana obok jej łóżka, podnosi wzrok na mnie jakby się bała, że je skrzywdzę.
-Proszę Pani – zaczynam – będę jej pilnował. Obiecuje.
Kobieta obejmuje mnie, tak jak kiedyś moja mama, gdy byłem mały. Przytulam ją do siebie. Nie wiem komu bardziej chce dodać otuchy, jej czy sobie.
-Lekarze chcą ją wybudzać. – ociera łzy- proszę nie pozwól jej.
-Nie pozwolę. Przysięgam.
-Rafał?
-Tak Panie Krystianie.
-Proszę – wręcza mi do ręki iphone – dzwoń gdyby coś się działo. Masz tam numer mój i mojej żony.
-Dobrze będę – tylko czy będę potrafił to obsługiwać? Nauczę się.
Zostaje sam na sam z małą Bianką. Okruszkiem. Teraz w niczym nie przypomina siebie, głowę ma w połowie zabandażowaną, a w połowie opuchnięta. W porozcinane usta ma włożone rurki, pewnie po to by mogła oddychać. Szwy na policzku. Boje się patrzeć dalej. Każda część ciała, jest pokryta siniakami.
-Cześć Okruszku – mówię do Niej chociaż wiem, że śpi. – Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
Gdy ktoś naciska na klamkę niemal od niej odskakuje.
-Witam, będę powoli zmniejszać ilość środków nasennych i wybudzać Panią. – kiwam głową bo kompletnie nic z tego nie rozumiem- odłączymy ją też od respiratora.
Jestem pewien, że to nie mnie chce zobaczyć jak się obudzi. Patrze jak odpinają jej respirator, serce wali mi jak oszalałe. Nigdy w życiu się tak nie stresowałem. Po chwili zaczęła oddychać samodzielnie. Ulżyło.
-Jak szybko się wybudzi?
-Może za kilka minut, może za kilka godzin. Jeśli tak się stanie, proszę nacisnąć ten przycisk od razu ktoś przyjdzie.
-O czym mam do niej mówić?
-O czymkolwiek. Ważne są bodźce z zewnątrz. – lekarz wychodzi, Patrze na jej twarz, łapie ją delikatnie za rękę.
-To ja Rafał. Twój kierowca, zapewne nigdy nie zwracałaś na mnie uwagi. Nie dziwie się za wysokie progi na moje nogi. Nie ważne. Wiesz co jest najlepsze, że jesteś już bezpieczna. Możesz się obudzić.

Bezpieczna? Ja bezpieczna. Co się właściwie stało? Chciałabym otworzyć oczy, ale powieki są takie ciężkie. Nie mogę się poruszyć. Ktoś trzyma mnie za rękę, to chyba Dawid, jest taki delikatny. Taki jak kiedyś. Podnoszę jedną powiekę, jedyne co widzę to blado zielony sufit. Uśmiecham się.
-Rany Okruszku obudziłaś się- Patrze w prawo i nie widzę Dawida, tylko tego kierowcę o bursztynowych oczach. -Nie bój się. On już Ci nic nie zrobi. -Ogarnia mnie panika, muszę do Niego zadzwonić. Muszę. – Leż spokojnie. Lekarz już idzie. wszystko Ci powie.
-Ja muszę zadzwonić. Gdzie jest Dawid? On ich zabije – łzy płyną z moich oczu.
-Nie zabije, uspokój się.
-Witam Pani Bianko.- lekarz wszedł do środka. – Panie Rafale, proszę Nas zostawić z pacjentką.
-Ja muszę zadzwonić! Proszę mi dać telefon – staram się nie panikować ale to silniejsze ode mnie.
-Spokojnie, muszę z Panią porozmawiać najpierw. Pielęgniarka poda Pani coś na uspokojenie. – kiwam tylko głowa, wszystko mi już jedno. On i tak mnie zabije. – Trafiła Pani do szpitala w ostatnim momencie z bardzo poważnymi obrażeniami. Zacznę od tego, że straciła Pani dziecko.-Nie to nie może być prawda, odruchowo kładę rękę na brzuch. Szloch wstrząsa moim obolałym ciałem- Bardzo mi przykro. To była młoda ciąża. Siódmy albo ósmy tydzień. Do tego ma złamany nos, pęknięta czaszkę, krwotok do jamy otrzewnej, uraz rogówki oka, liczne zasinienia, straciła Pani sporo krwi.
-Dziecko? Byłam w ciąży?
-Tak. Bardzo mi przykro. Pani obrażenia wskazują na to, że jest Pani ofiara przemocy domowej.
-Kto mnie tu przywiózł?
-Pani rodzice. Wcześniej była Pani w innym szpitalu.
-Muszę zadzwonić do męża. On ich zabije! Poproszę o telefon.
-Niech się Pani nie wygłupia. Pani Rodzice zaraz tu będą. – mam ochotę wyć do księżyca. Dawid odebrał mi wszystko, nawet to małe cudo, które nosiłam pod sercem. Nienawidzę go.
-Bianka.. – głos Rafała odbija się echem od ścian.
-Dawid Cię przysłał? daj mi do niego zadzwonić! Muszę do niego zadzwonić, powiedzieć mu gdzie jestem, wiesz co zrobi moim rodzicom- niemal go błagam.
-Nic im nie zrobi. Uspokój się! Ten skurwiel prawie cię zabił! – chowa twarz w dłoniach – z resztą ja tam nie mam, po co wracać.
-Dlaczego? Mogę prosić o chusteczki? – powoli wyciera mi chusteczką Nos. I delikatnie ociera moje łzy.
-A Ty myślisz, że kto Cię znalazł i zawiózł do szpitala? Widziałem jak leżysz w kałuży krwi. Byłaś taka wiotka i bez życia – widzę jak zaciska szczęki i pieści. -Prześpij się, tu nic Ci nie grozi. Twoi rodzice zaraz tu będą, już do nich dzwoniłem.
Dziś mija dwa tygodnie od kiedy jestem w szpitalu, wracam do domu. Prawdopodobnie, nadal nikt nie chce mi dać do ręki telefonu, mówią że uzależniłam się od Dawida, że zniszczył mnie psychicznie i zabił moje dziecko. Nasze dziecko. Rafał dość często do mnie zaglądał, był dla mnie wsparciem. Jestem mu niezmiernie wdzięczna, podjęłam też decyzje, że jak tylko wydobrzeje tata wprowadzi mnie w wszystkie rodzinne sprawy. Będę silna. Nie dam się. Przynajmniej taką mam nadzieje.
Mama i tata wchodzą do Sali z uśmiechem na twarzy.
-Kochanie dziś wychodzisz do domu- mana podchodzi do mnie i całuje mnie w czoło. – Twój pokój już czeka. Chodź pomogę Ci się ubrać. – mama podaje mi rękę i idzie ze mną do łazienki.
-Boje się mamo. Tak strasznie się boje.
-Spokojnie kochanie, spokojnie. – ubieram się w dres, a włosy mama związuje mi w kitkę na czubku. Szału nie ma, znów zaczynam płakać, gdy Patrze w lustro- o co chodzi?
-Już zawsze będę się zastanawiała czy to był chłopiec czy dziewczynka, czy byłby podobny do mnie czy do Dawida.
-Tak kochanie, czasu nie cofniesz. Tylko siebie możesz teraz uratować.
-A co z Wami? Przecież on was zabije, widziałam co potrafi zrobić. Zabrał mnie tam na tą egzekucję.
-Nie martw się o Nas. Ważne abyś jak najprędzej przejęła interesy ojca. – odgłosy kłótni dochodzą z Sali. Poznaje ten głos, w momencie mnie paraliżuje. Dawid. Patrze błagalnie mamie w oczy – spokojnie nic Ci nie zrobi.
Naciskam klamkę i wchodzę, stając ze swoim oprawcą twarzą w twarz. Ściska Rafała za gardło, a Ojciec mierzy do niego.
-Bianko kochanie! Tak bardzo się o Ciebie martwiłem – Patrze na niego i nie wierze jak bardzo dobrze, ten gość potrafi udawać. Dziwie się sobie, że mogłam się w nim zakochać. -On już Ci nic nie zrobi pozbędę się go. Nie musisz się bać. Widzisz marny człowieczek pomyślał, że jak Cie porwie to pieniądze spadną mu z nieba. Przepraszam, że go zatrudniłem.
-Nie wrócę z Tobą – mówię tak cicho, ledwie słyszalnie. Chyba nikt poza mną tego nie słyszy.
-Wróć Bianuś- jego wzrok się zmienia – pomyśl o rodzicach.
-Puść Rafała, Bianka powiedziała, że nie wróci to nie wróci. – odezwał się mój ojciec.
-Rafał pójdzie ze mną. – mama łapie mnie za rękę. Jednak ja nie potrafię go poświecić. Wiem co mu zrobi.
-Nie. Wszyscy stad wyjdziemy. Puść Rafała. – powiedziałam już tym razem głośniej. Chyba chciałam, aby do mnie dotarło, że mam głos. Mam prawo do swojego zdania.
-Już niedługo małżonko wrócisz do mnie z podkulonym ogonem. – jego wzrok płonie agresją, puszcza Rafała i wychodzi. Biorę głęboki oddech i podchodzę do kierowcy. -Nic Ci nie jest?
-Nie. Dzięki. – wstaje z podłogi.
Droga do domu mija Nam niemożliwie szybko, jednak kiedy Rafał prowadzi czuje się pewnie. Wie co robi i panuje nad samochodem. Boje się o rodziców, ale boje się też o swoje życie. Ten człowiek pozbawił mnie dziecka.
-Tato- zaczęłam gdy wysiedliśmy z samochodu.
-Słucham
-Możesz poprosić prawnika o spotkanie i przygotowanie papierów rozwodowych -wypowiadam jednym tchem – chciałam też abyś mi pomógł lepiej zrozumieć Twój biznes.
-Córuś -podchodzi do mnie i mocno przytula – wreszcie. Przykro mi, że musiała Cię spotkać taka tragedia abyś się zdecydowała.
-Proszę Państwa, czy jestem jeszcze potrzebny czy mogę odejść? – odzywa się kierowca, a ja uświadamiam sobie, że jeszcze mu nie podziękowałam.
-Możesz odejść. – tatko się uśmiecha a to dobry znak.
-Będę w garażu gdyby państwo czegoś potrzebowali. – odwraca się i odchodzi a ja czuje, że tracę poczucie bezpieczeństwa. Nie wiem czy to przez to, że mnie uratował, czy przez to, że ostatnio dość mocno go polubiłam. Umilał mi rozmową czas w szpitalu, pomimo tego, że cały czas opowiadał o jakiś koniach mechanicznych, momentach obrotowych lubiłam go słuchać, bo wkładał w to całą swoją pasje. Patrze w ślad za nim, a on odwraca się i uśmiecha. Odpowiadam uśmiechem i idę do siebie. Widok znajomej sypialni budzi moją chęć do życia. Chodzę z kąta w kąt, nie mogę sobie znaleźć miejsca, jestem jakaś niespokojna ciągle boje się, że Dawid tu wpadnie. Dotykam się brzucha i Patrze w niebo.
-Przepraszam Cię mały Aniołku, pomimo, że Cię nie poznałam bardzo Cię kocham. Zawsze będziesz mieszkać w moim sercu. – wycieram łzy.
-Bianko- mama wchodzi do pokoju -Wszystko ok?
-Tak mamo, właśnie sobie uświadomiłam, że spędzałam sporo czasu z Rafałem, a nie podziękowałam mu za uratowanie życia. Tylko nie wiem co mam mu dać? Czy tata coś mu zapłacił?
-Wiesz córeczko, myślę że On jedyne na co czeka to na Twoje dziękuję. Nie chciał przyjąć od taty żadnych pieniędzy ani prezentów.
-Myślisz, że to będzie przesada jak do niego pójdę?
-Idź, idź. -Uśmiecha się do mnie. Poprawiam się i przeglądam w lustrze. Mama nic nie mówi tylko się śmieje. Spacerując przez podwórko, jedyne co czuje to lęk, że mój mąż zaraz mnie porwie i zabije. Staje przed dużymi drzwiami garażu i pukam.
-Proszę – słyszę jego głos. Naciskam klamkę i wchodzę, już wiem jaki zapach czułam od Niego kiedy pierwszy raz się zobaczyliśmy, to smar. Uśmiecham się sama do siebie.
-Cześć – zaczynam, denerwując się przy tym jak nastolatka. Chce mi się śmiać z samej siebie.
-Cześć. – podnosi się znad silnika i odpala papierosa. Zabawnie mruży przy tym oko- Co Cię śmieszy? Mówił Ci już ktoś, że pięknie się uśmiechasz?
-Błagam Cie. Przyszłam bo chciałam Ci coś powiedzieć.
-Tylko mi nie mów, że chcesz wrócić do tego skurwiela.- patrzy na mnie gdy zaciąga się dymem.
-Nie, nie chodzi o to. Chciałam Ci podziękować, że mnie uratowałeś. – odsłania zęby w białym uśmiechu. -Jak mogę Ci się odwdzięczyć ?
-Kurwa – przewraca oczami- sorry, wymsknęło mi się. Każdy na moim miejscu zachowałby się tak samo.
Stoi metr ode mnie, a ja mam ochotę rzucić mu się w ramiona i go przytulić. Robi się niezręcznie, więc lepiej będzie jak już pójdę.
-Jeszcze raz dziękuję. – mówię, Patrze w te dwa lśniące bursztyny, czuje jak w nich tonę. Powoli ściąga rękawiczki- pójdę już. Do zobaczenia.
Odwracam się, naciskam klamkę i wychodzę. W pół kroku Rafał łapie mnie za dłoń i przyciąga do siebie. Przylegam do jego ciała, podnoszę wzrok. Przepadam. 

ZawieszeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz