Rozdział 26

62 4 9
                                    

Rozdział 26


Jedziemy już trzy godziny, śpiewając śmiejąc się i co chwilę zatrzymując na stacji, bo muszę siku. Od dziś przez trzy dni, nie chcę słyszeć o Łucji, broni, dragach czy autach. Liczy się tylko facet po mojej lewej stronie, który jutro kończy dwadzieścia osiem lat.
-Powiesz mi w końcu gdzie jedziemy?
-Na biwak – przewracam oczami, kolejne skrzyżowanie, kolejne światła, kolejny zakręt. Zamykam oczy i przypominam sobie, jaką batalie toczyliśmy w sklepie z namiotami. W końcu wybraliśmy, taki ogromy z dwoma sypialniami. Na wypadek gdybyśmy się pokłócili. Dobraliśmy jeszcze materac, śpiwór i kilka gadżetów, według mniemania Rafała kompletnie niepotrzebnych.
-Hej – czuje dotyk cieplej dłoni na swoim policzku – zasnęłaś? Witaminy wzięłaś?
-Tak kochanie.
-Jesteśmy na miejscu.- przeciągnęłam się i wyszłam z samochodu.
-Rany jak tu pięknie! – góry, jezioro, las. Na polu namiotowym jest rozłożonych jeszcze kilka namiotów w dość dużej odległości od nas.
-Pomożesz mi z tym namiotem?
-Oczywiście, tylko wypakuj go z samochodu. – idę do mojego narzeczonego i razem rozkładamy namiot. Podziwiam go za cierpliwość, rurki, sznurki. Zakopałam się w tym trzy razy. – Nie potrafię!
-Hej Okruszku! Weź głęboki oddech i przeczytaj instrukcje- widzę jak uśmiech tańczy mu na ustach. Co denerwuje mnie jeszcze bardziej. – wiesz, że słodko wyglądasz jak się dąsasz?
-Bardzo śmieszne- godzinę później nasz namiot już stoi, a my wkładamy do niego nasze rzeczy. Zgodnie z obietnicą dana Rafałowi, nie zabrałam komputera, nawet wyciszyłam telefon. Przed naszym namiotem staje grill i mały stolik, na którym przygotowuje warzywa i pieczywo. Ludzie przechadzający się obok nas uśmiechają się serdecznie i nas pozdrawiają.
-Kochanie przygotujesz wino? – wzdrygam się.
-A może, wino zostawimy na jutro?
-Jutro pójdziemy do sklepu po nowe- podchodzi do mnie i przytula- A dziś tylko ja i ty. – zaczyna ssać płatek mojego ucha, czuje, że się rozpływam. – dobra to ja przyniosę.
-Nie, Rafał. – odpowiadam stanowczo i wyswobadzam się z jego objęć i odchodzę na kilka kroków.
-Bianka co się dzieje? Nie podoba Ci się tutaj? Powiedz po prostu, zrozumiem.
-Podoba.
-To powiedz mi o co chodzi. – idę do namiotu i z walizki wyciągam małe pudełeczko. Biorę głęboki oddech – Bianka, Okruszku. Co zrobiłem nie tak?
-Rafał – zaczynam, nie pamiętam kiedy ostatni raz się tak stresowałam – Miałam Ci to dać dopiero jutro. – Proszę.
-Co to jest?
-Coś czego możesz się przestraszyć, pokochać albo – urywam – znienawidzić.
-Zaintrygowałaś mnie- patrzę jak rozwiązuje białą kokardę, rany jak mocno bije mi serce. Zamieram gdy podnosi wieczko. – Co to jest?
-Powód mojego samopoczucia. – jąkam się, ledwo mogę mówić.
-Chcesz mi powiedzieć?
-Że jestem w ciąży- nie potrafię odczytać wyrazu jego twarzy. Od smutku, przez zaskoczenie chyba po radość, jednak nie jestem pewna. – zrozumiem jeśli będziesz chciał...
-Cicho- kładzie mi palec na ustach - jestem najszczęśliwszy pod słońcem. Dałaś mi najpiękniejszy prezent, lepszego nie mógłbym sobie wymarzyć. Zrobię wszystko aby o Was dbać. Od dziś koniec z bieganiem z bronią i wyjazdowymi akcjami.
-Nie jestem inwalidą- jego spojrzenie mówi, że jestem i że nie będzie ze mną dyskutować. Świetnie. Jednak, gdy czuje jak delikatnie unosi mnie w powietrzu i całuje moje usta. Mogę być inwalidą, byle by był przy mnie i nigdy więcej nie zostawiał. Gdy jego delikatne wargi odrywają się od moich, niemal natychmiast łapie oddech- To teraz chciałabym oficjalnie poznać Twoja mamę.
-Proszę Cię, nie zaczynaj. Nie byłem tam już tyle czasu
-Wiem Rafał. Jednak to mama. Może tym razem będzie inaczej.
-Może masz racje, a teraz chodź kiełbaski już są gotowe. -nakłada mi porcje na papierowy talerz, nigdy nie spodziewałam się, że biwak może być tak fajny. – Kiedy weźmiemy ślub?
-Nie wiem – odpowiadam szybko- Jak byś chciał żeby wyglądało? Myślałeś w ogóle o tym.
-Jak dla mnie może być, tu i teraz byle z Tobą.
-Podoba mi się twoje myślenie. – uśmiecham się do niego.
Trzy dni totalnego resetu mózgu, spacerów przy blasku księżyca i promieniach jesiennego słońca. Dwie noce, piekielnie delikatnego seksu. Mogłoby tak zostać na zawsze. Tu nie jestem szefową, tu jestem kobietą. Jeśli tak się czują normalni ludzie, to ja właśnie tak chce żyć. Nie wszystko czego chcemy, jest możliwe gdy jest się Bianką Dąbkowską.
-I jak podobał Ci się biwak? -pyta Rafał wkładając ostatnia torbę do auta.
-Rewelacyjnie! Może powinniśmy rozejrzeć się za autem campingowym? Wiesz z dzieckiem będzie łatwiej w kamperze.
-To jest myśl. Zwiedzimy na początek cała Polskę. -całuje mnie w głowę – Siadaj, poszukamy w zimie będą tańsze.
-A może zamówimy nowy? Dostosujemy pod siebie?
-Zapomniałem, że moja przyszła żona ma miliony na koncie.
-Nie ja. My mamy. I nie rozgraniczaj że ja mam. Rafał jesteśmy razem, stawiamy pierwsze kroki w naszym wspólnym życiu. Niech to będzie nasze od początku, do końca.
-Dobrze Skarbie. Wracajmy do naszego domu.
Powrót do domu mija nam szybciej niż myślałam. Najwyższy czas wracać do rzeczywistości, mam do dopięcia transport broni na Ukrainę. Wchodzimy do domu i od razu idziemy do gabinetu. Namnożyło nam się pracy.
-Pamiętasz, że dziś Przemek i Aneta przychodzą do Nas na kolacje? Zapomniałeś?
-Dzień dobry gołąbki! – przewracam oczami bo Miklensky wchodzi jak do siebie.
-Cześć Ci – śmieje się.
-Widzę, że wypoczęci. Trochę Cię jakby Bianko przybyło.
-Ma prawo, - wtrąca się Rafał – musi jeść za dwóch.
-Zaraz – chwila ciszy, tu zazwyczaj w filmach pojawia się dramatyczna piosenka- Jesteście w ciąży?
-Tak uśmiecham się szeroko, jednak jemu uśmiech schodzi z twarzy.
-Nie zrozum mnie źle. Cieszę się i wielkie gratulacje, lecz to znaczy, że nie będziesz teraz jeździć ze mną na akcje.
-No, ja nie. – odpowiadam spuszczając głowę.
-Ja będę jeździć. – Rafał wyrywa się, a mnie nie bardzo się to podoba. – interes musi się kręcić.
-No niby tak.- Ronald macha ręka w powietrzu – Łucja wróciła. Odzywała się do was?
-Nie a co?
-Podobno dupa jej się pali- śmieje się w głos – Córka Grigorija dosłownie wyjebała ją z Moskwy. W branży mówią, że jej ludzie gonili ciotunie do samego lotniska. -nagle poważnieje- Zrobicie jak będziecie uważać, jednak ja na waszym miejscu dopóki ona żyje, nie rozpowiadałabym tej wieści.
-Dopóki będziemy mogli, utrzymamy to w tajemnicy. – mówię patrząc na Rafała – wiem, że chciałbyś podzielić się ta wieścią ze wszystkimi. Jednak w tej branży.
-Rozumiem. – odpowiada stając za mną – jesteście teraz najważniejsi.
-Dziś o dwudziestej trzeciej Rafał, widzimy się tam gdzie zawsze – serce bije mi mocno, chyba ze strachu.
Kolacja mija mi niesamowicie szybko, nawet nie wiem kiedy. Aneta jest podekscytowana samochodem który wybrali i tym, że od tak zgodziliśmy się na to aby wzięli jakikolwiek samochód. Siedzę i wpatruje się w ich szczęśliwe twarze. Chciałabym być normalna, wiele by mi to ułatwiło.
-Kochanie- Rafał bierze mnie za rękę – Odprowadzimy gości? Chyba odpłynęłaś.
-Tak przepraszam zamyśliłam się. – żegnamy Anetę i Przemka. A On patrzy na mnie zatroskanym wzrokiem
-Chodź kochanie utulę Cie do snu.

Punkt siódma, mój budzik się odzywa. Nie wiem jak długo, dam radę wracać do domu o trzeciej nad ranem. Jednak nie chce jej zawieść, wiem, że na mnie liczy. Teraz będę miał ich dwoje. Muszę ustalić nowe zasady na warsztacie. Powoli wychodzę z łóżka i idę pod prysznic. Świeży zapach pobudza moje zmysły, a zimna woda budzi ciało. Zakładam robocze ciuchy i cicho wychodzę z łazienki. Okruszka już nie ma w łóżku, a powinna wypoczywać.
-Dzień dobry kochanie – mówię schodząc do jadalni – mogłaś leżeć, sam bym sobie zrobił śniadanie.
-Dzień dobry, to dla mnie przyjemność. – całuje jej mały nosek.
-Masz jakieś plany na popołudnie ?
-Nie, dlaczego pytasz?
-Przyjadę po Ciebie i pojedziemy do mojej mamy.
-Serio?
-Serio. Nie ma co zwlekać. – chyba próbuje sam siebie przekonać. -Wrócę możliwie jak najszybciej.
Pierwsze co robie po przyjściu do pracy to zbieram chłopaków w biurze. Mało mnie tu ostatnio, a będzie mnie jeszcze mniej.
-Cześć Wam. – zaczynam – wiem, ze ostatnio mało mnie w warsztacie a będzie mnie jeszcze mniej.
-Co z warsztatem? – pyta Darek, stojący z Tylu.
-Warsztat potrzebuje kierownika, osoby decyzyjnej, takiej która będzie tu, gdy ja nie dam rady. – Patrze na moich ludzi – Przemek co Ty na to?
-Ja mam zająć to stanowisko?
-Tak. Szczegóły oczywiście dogadamy. Możesz być spokojny. – dodatkowo, każdy z Was dostanie podwyżkę. Najpóźniej w środę będą do podpisania aneksy. Wracajcie do pracy. Dzięki, jak coś się będzie działo to zawsze jestem pod telefonem.
Omawiam z Przemkiem zakres przejętych obowiązków, wynagrodzenie i wszystko co z tym związane. Po czym razem wracamy do pracy. Uśmiecham się gdy o trzynastej do warsztatu wchodzi najpiękniejsza kobieta pod słońcem z dwoma styropianowym pudełkami z jedzeniem. Pięknie wygada dziś, tak elegancko i oficjalnie.
-Witaj Okruszku – całuje ją w policzek, a zapach mango dociera do mnie – Coś ty taka elegancka?
-Po obiedzie podejdę na budowę. Ma tam dziś być szef ekipy budowlanej.
-Nadal chcesz poszerzyć projekt na duzy płac zabaw- unosi kąciki ust w szerokim uśmiechu. – zaczynasz inaczej na to wszystko patrzeć, ale to dobrze.
-Mam nadzieje.
Dziele się z nią zmianami jakie wprowadziłem w warsztacie i moimi planami na najbliższe miesiące. Będę jeździł później do pracy i wcześniej wychodził. Oczywiście w miarę możliwości, niestety w naszej branży, wszystkiego nie da się wszystkiego przewidzieć. Bianka idzie na budowę a gdy wraca, ja już na nią czekam. Dziś jest w wyśmienitym humorze. Mam nadzieje, że wizyta u mojej mamy nie zepsuje jej nastroju.
-Wracamy do domu na dwa auta?- pyta mnie z uśmiechem.
-No wszystko na to wskazuje.
Parkujemy audi pod kamienicą, a moja ukochana z bagażnika wyciąga ogromny kosz prezentowy, są ta przeróżne czekolady, kawy i herbaty.
-Co to? – pytam lekko poirytowany, zabierając to od niej.
-Jak to? Upominek dla Twojej mamy. Pamiętałam żeby nie było tam alkoholu.
-Jesteś cudowna. Pomyślałaś o wszystkim. – z głośno bijącym sercem idziemy po schodach do góry. Pukam do drzwi, a to co widzę zapiera mi dech w piersiach. Nie tego się spodziewałem. Moja mama, otwiera nam drzwi z uśmiechem na ustach, w lekkim makijażu i co zaskoczyło mnie najbardziej całkowicie trzeźwa. -Dzień dobry mamo.
-Synku! – rzuca mi się na szyje – nie masz pojęcia jak bardzo za Tobą tęskniłam. – mama ma łzy w oczach, a ja wzruszam się podwójnie- nie chciałam dzwonić, bo było mi wstyd, a Ty tu jesteś. Naprawdę jesteś. Nie mogę w to uwierzyć. – tule ją mocno do siebie. Prawda jest taka, że ja też się za nią mocno stęskniłem.
-Już dobrze mamo, proszę to dla Ciebie- wręczam jej kosz z smakołykami- a to moja narzeczona. Bianka.
-Chodźcie dzieci, nie stójcie na progu. - Mama zaprasza nas do środka, i dopiero tam podaje Biance rękę. - Pamiętam Cię, byłaś wtedy w szpitalu.
-To prawda proszę Pani. Bardzo mi miło Panią poznać.
Dwie najważniejsze kobiety w moim życiu, siedzą przy jednym stole i rozmawiają jakby znały się od wieków. Mama zaczyna opowiadać Biance, moje przygody z dziecięcego okresu i stawia przed nami talerze z ciepłym rosołem. Zupełnie jakby była taka zawsze, normalna, ciepła, kochająca.

ZawieszeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz