Rozdział 19

65 5 6
                                    

Rozdział 19

Pierwszy raz od dawna, nie martwię się co dzieje się w domu. Wiem, że z Rafałem wszyscy są bezpieczni. Zastanawiam się. Kurwa. Idiotka ze mnie. Dociskam gaz do podłogi, jednocześnie wybierając numer do Rolanda.
-Jesteś na miejscu?
-Jestem. Co się dzieje?
-Idioci z Nas. Zaraz będę.
Parkuje szybko na podjeździe i niemal wybiegam z auta. Nie kieruje się do głównego budynku, idę od razu do małego. Z komórkami tych kretynów w dłoni. Wchodzę do małego domku, przygotowanego chyba specjalnie na takie okazje.
-Dzień dobry – Miklensky się do mnie uśmiecha- Dlaczego twierdzisz, że jesteśmy idiotami? Biorę jeden z dwóch telefonów i po kolei przykładam palce bandyty numer dwa do czytnika linii papilarnych. Gdy ekran wskazuje na odblokowany, uśmiecham się pod nosem. Po przyłożeniu prawidłowego palca, hasło jest już nie potrzebne.
-Możecie człowieka numer jeden wyprowadzić stąd? – goście w garniturach kiwają głowami, a Marek Katański zostaje wyniesiony. Idealnie. – No, a teraz śpiewaj mi tu ładnie.
-Pierdol się szmato! – biorę krzesło i siadam na nim zgrywając pewna siebie szefową mafii.
-Przed chwilą skończyłam, jeśli tak Cię to interesuje. Wiesz śmieszne jest to, że mam teraz dostęp do Twojego telefonu. Będę wiedziała, czy masz rodzinę, rodzeństwo, nawet kurwa czy masz psa. Zapytam wprost, bo nie lubię pierdolenia bez sensu. Współpracujesz?
-Nie. Ten człowiek mnie zabije nie rozumiesz?
-Ja tez mogę Cię zabić. – biorę broń i strzelam tuż obok jego głowy. – przenieśmy na stałe Katańskiego. Mam plan. Chodźmy do Mareczka.
Roland zamyka drzwi za nami, jest jakby podenerwowany.
-Kończy nam się czas.
-Serio? Nie zauważyłam! – warczę na Niego- mój ojciec słabnie z każdym dniem, mam dwoje dzieci z matką w domu prosto z Ukrainy. Na sama myśl, że ktoś na nas czyha dostaje kurwizmu. Bo chce po prostu w końcu zacząć cieszyć się życiem, cieszyć się tym, że w końcu odzyskałam Rafała, a nie mogę bo wiecznie coś gonie.
-Rozumiem Cię. Jednak przydałoby Ci się trochę opanowania. – biorę głęboki wdech.
-Chodźmy do Katańskiego.
-Bianka! Wyluzuj. Weź głęboki oddech.
-Nie mogę stracić kolejnej osoby. Zrozum. A ich szef zagraża nam wszystkim.
-Chodźmy, pamiętaj że wyprowadzę Cię jak przesadzisz.
-Spoko- wchodzę i widzę Katańskiego, jego twarz jest trochę zmasakrowanego, ale jeszcze zęby ma wszystkie.- Widzisz Mareczku. Przyszliśmy się pożegnać. Twój kolega wyśpiewał wszystko więc teraz zostaje czekać na Waszego szefa, który idealnie wpadnie w moje sidła. – Miklensky chrząka – w nasze sidła. Możesz mu wyrwać zęby i wrzucić je do rzeki. A z nim zrób co chcesz.
-Dobrze. A o co chodzi z zębami? – przewracam oczami, niby gangster a taki jakoś mało rozwinięty.
-O kartę dentystyczną.
-Zaczekajcie. – odzywa się Marek- Czego nie wiecie?
-Hasła do Twojego komputera.
-Ewa1306, pierwsza litera duża i bez spacji.
-Kto jest Twoim szefem?
-Ktoś.
-Gdzie jest reszta kobiet i dzieci? – śmieje się.
-Już na swoich miejscach- wkurwia mnie ten człowiek.
-Będzie chciał gadać niech gada. A jak nie to wrzuć go do rzeki.
-Spoko. Jedź do domu.
Już w drodze dzwonię do technika i przekazuje mu kod do komputera Katańskiego. Nie wiem dlaczego aż tak go nienawidzę, był przy mnie przez rok. Czyżbym była aż tak naiwna? Z daleka śmieje się do mnie dziecko z billboardu reklamowego sklepu z zabawkami. Odruchowo jadę pod wskazany na nim adres.
Nigdy nie byłam w takim miejscu, teraz moje dziecko miałoby już jakieś kilka miesięcy. Ciekawa jestem jakby wyglądał, czy wyglądała. Do kogo byłaby podobna. Łzy zbierają się w moich oczach, jestem pewna, że mama się opiekuje nim lub nią tam u góry. Otrząsam się szybko mijając dział dla niemowlaków. Do koszyka pakuje jakieś klocki, piłki, gry, puzzle wszystko co mogłoby się im przydać. Łapie telefon i wybieram numer do Rafała.
-Jak w domu?
-Wszystko dobrze. A u Ciebie?
-Jestem w sklepie dziecięcym. Jakie rozmiary noszą dzieci?
-Z tego co Mówiła Sofija to 98 i 116.
-A Ona czego potrzebuje?
-Mówi ze spokoju.
-Dobra pogadam z nią. Co z tata?
-To nie na telefon.
Rozłączam się i pakuje rzeczy do auta, chyba mam wszystko. Uczucie paniki narasta we mnie. Boje się, że stracę tatę. Staram się tłumić to w sobie, głęboki oddech i do domu.
Rafał siedzi z Sofiją i dziećmi w ogrodzie. Rozczula mnie sposób w jaki się z nimi bawi, czy my doczekamy się spokojnego życia? Otrząsam się z myśli, bo najpiękniejsze oczy na świecie się we mnie wpatrują.
-Chodźcie tutaj- wołam, otwierając bagażnik – Sama sobie nie poradzę.
Widzę jak dzieciakom błyszczą oczy i nie mogę powstrzymać wzruszenia. Mój mężczyzna podchodzi do mnie, obejmuje ramieniem i całuje mnie w głowę.
-Co tam masz? – odzywa się Rafał.
-Nic takiego, chciałam uszczęśliwić dwie małe osoby. Powiedz im, że to dla nich. – Rafał tłumaczy a Sofija chowa dzieci za jego plecami.
-Sofija mówi, że nie kupisz jej dzieci prezentami. – opuszczam głowę.
-Nie chce ich kupić, tylko im wynagrodzić to co przeszły. Dzieci zasługują na zabawki, uśmiechy, radości i szczęścia. Jednym słowem na wszystko co najlepsze. – wzdycham i zaczynam sama wyciągać zabawki. – Sofija, nie wiem co lubisz, ani w czym dobrze się czujesz. Więc pomyślałam ze lepiej będzie jak sama sobie wybierzesz.
Wspólnie z Rafałem wypakowujemy rzeczy i zanosimy do pokoju który zajmują. Mogę się tylko domyślić jak czuje się Sofija.
-Co z tatą? – pytam gdy ostatnie zabawki zostają zaniesione. Patrzy na mnie smutnym wzrokiem i już wiem co ma mi do przekazania. Jednak co innego to wiedzieć, a co innego usłyszeć to wypowiedziane głośno. Gdy tylko Rafał kończy mi to tłumaczyć idę do taty, powoli naciskam klamkę- Tato, już wszystko wiem. Chodź się leczyć, proszę . Zawiozę Cię do najlepszego szpitala, najlepszych lekarzy tylko błagam Cię Walcz.
-Córuś, zrozum. Ja już nie mam siły. A teraz wiem, że jesteś w dobrych rękach, że ma się Tobą kto opiekować.
-Ale tato! Błagam Cie. – łzy płynął po moich policzkach- nie chce tu wchodzić i zastanawiać się czy jeszcze żyjesz.
-Zrozum kochanie. Strasznie tęsknie za mamą. Chciałbym już z nią być i tulić ją w ramionach. Walczyłem dla Ciebie, chciałem nauczyć Cię wszystkiego co ja potrafię. Mam nadzieje, że mi się udało.
-Udało Ci się tato. Wygram ta wojnę.
-Skarbie to nie wojna, tylko bitwa. Wojną jest panowanie nad wszystkim i nie zawalanie kontrahentów ani terminów. Masz wspaniałe wsparcie u boku Rafała. Razem sobie świetnie poradzicie. A teraz dajcie mi odpocząć.
Wychodzimy z sypialni taty, zamykam drzwi Rafał przyciąga mnie i mocno przytula. Czas pożegnania jest bliski, jednak nie da się przygotować na śmierć. Płacze w jego ramiona.
Widzę jak Sofija, wychodzi ze swojej sypialni, idąc w kierunku kuchni.
-Coś mi brzydko pachnie. -odzywam się i idę do pokoju w którym są dzieci.
-Cześć. -zaczynam – Jak macie na imię?
-Bartek a to Helenka. – bingo. – Sofia mówi, że mamy się ciebie bać bo zabijasz ludzi. Nie możemy też mówić.
-Zabijam, ale tylko tych którzy krzywdzą dzieci. Nie bójcie się. To nie jest wasza mama?
-Nie. – Patrze na Rafała i nadal wszystko zaczyna mi się układać w całość. Kurwa, dałam się zrobić. Jak dziecko. Sofija wraca i zaczyna rozmawiać z moim mężczyzną.
-Mówię właśnie Sofiji, że będziesz miała dla niej prace, a dzieci damy do przedszkola czy coś.
-Dokładnie. Jednak najpierw musimy zająć się kwestią waszych dokumentów. Masz jakiś dowód czy coś? -Rafał wszystko tłumaczy chociaż wiem, że Ona doskonale rozumie, co ja mówię.
-Mówi, że nic nie maja.
-Ok – uśmiecham się- idę zacząć działać. Kochanie idziesz ze mną? Będę potrzebować Twojej pomocy.
W drodze do gabinetu ściągam aplikacje na telefon i po chwili mam podgląd na to co dzieje się w pokoju.
-Skąd?
-Kochanie, mam na ciebie ochotę. – zaczynam, a Rafał podnosi brew jakby kompletnie nie rozumiał o co mi chodzi. Odpalam laptop i włączam muzykę po czym idę w stronę mojego mężczyzny. Siadam mu na kolanach i szepcze. – nie myliłam się. Mam podgląd na pokój. Ktoś ma szpiega w swojej załodze nie wiem czy my czy Miklensky.
-Oj Skarbie – ciężko wzdycha – możemy pojechać do mnie i dać znać Rolandowi, aby też przyjechał
-Rafał łaskoczesz- wybucham śmiechem, a on kontynuuje.
-Ochronie i Sofiji powiemy, że jedziemy na zakupy.
-Zbierajmy się. Dopracuje plan. – schodzę mu z kolan. – mam coś dla Ciebie.
Wyciągam z szuflady ,małą skrzyneczkę i podaje ją swojemu mężczyźnie. Nie tak wyobrażałam sobie nasz pierwszy wspólny weekend. Otwiera i widzę rozczarowanie na jego twarzy. Nie tego się spodziewał. Jednak bez słowa bierze broń i chowa sobie za pasek jeansów.


Zostawiam Okruszka w gabinecie, nie wiele mieści mi się w głowie. Sofija siedzi przy oknie, jakby na kogoś czekała. Może już mi się zdaje.
-Mogę się z Wami pobawić? – mówię do dzieci po ukraińsku, ale one jakby nie reagują.-Sofija, muszę zrobić Wam zdjęcia do dokumentów.
-No dobrze.
Podasz mi imiona dzieci?
-Daryna i Iwan. – odzywa się bez namysłu. Zastanawiam się, czy aby Bianka się nie myli.
-Dziękuję. Robie zdjęcia dzieciom. Uśmiechając się do każdego z nich.
-Sofija i jeszcze Tobie. – kobieta łapie mnie za rękę, powoli się zbliżając. Jej błękitne przerażone oczy patrzą na mnie, jak na obiekt uczuć. Robie krok w tył.
-Kochanie – głos Bianki, sprawia że Sofija się spina. – jedziemy na te zakupy?
-Tak Okruszku. Zrobiłem im zdjęcia do dokumentów.
-Świetnie. – klęka i uśmiecha się do dzieci- Będziemy wieczorem, zjemy razem kolacje. W salonie są smakołyki. Proszę Cię Rafał przetłumacz dzieciakom. Ja pójdę po samochód.
Chwile później wsiadam do białego audi. Zastanawiam się dlaczego wybrała taki samochód. W uchwycie jest telefon z podglądem tego co się dzieje w ich pokoju. Póki co wszystko wygląda normalnie, dzieci bawią się razem na środku pokoju, a Sofija nadal siedzi na parapecie- A co jeśli się pomyliliśmy ? Jeśli te dzieci...
-Sam słyszałeś jak się nazywają, a co mówiła Sofija. – odwraca wzrok od drogi i patrzy na mnie – Nie mów, że zawróciła Ci w głowie ?
-Jedna kobieta zawraca mi w głowie. – poprawiam się na fotelu. – broń mnie uwiera.
-Przywykniesz kochanie. Przepraszam Cię.- smutek w jej głosie – chciałabym żeby było normalnie. Wiem, że nie tego oczekiwałeś.
-To prawda. – biorę głęboki wdech -jednak jeśli dzięki temu możemy być razem to ja się na to pisze.
Na podjeździe pod moim domem stoi zwyczajne BMW, uśmiecham się, bo Miklensky wziął sobie mój komentarz do serca.
-Co się dzieje?- Roland niemal wyskakuje z auta na nasz widok. Bianka podsuwa mu telefon pod nos- Dlaczego do chuja szpiegujecie tę biedna kobietę i jej dzieci?
-To nie są jej dzieci! Masz kogoś w policji? Albo wśród swoich ludzi, tylko kogoś zaufanego bo kurwa któreś z nas ma jebanego Kreta.
-Ja pierdole- łapie się za głowę.
-Chodźcie do środka. – odzywam się przerywając ich kłótnie, jednak podchodząc do drzwi od razu zamieram. Ktoś tu kurwa był, wyłamany zamek i uchylone drzwi. Kurwa nigdzie nie jest bezpiecznie. Jakieś głosy dochodzą z wewnątrz domu. Cała nasza trójka wyciąga broń. Serce wali mi jak oszalałe, ręce mi się pocą, a nogi mam jak z waty.
-Ktoś wszedł do domu. – słyszę głos dochodzący z sypialni.
-Nie pierdol, rób dalej bałagan. Słyszałeś co mówiła szefowa- kurwa z kim my mamy do czynienia.
-Łapy do góry!- zazwyczaj w tym momencie ludzie są przerażeni i stają nieruchomo. Jednak u mnie zawsze musi być inaczej. Włamywacze zaczynają uciekać przez drzwi wychodzące na ogród. Bianka zaczyna ich gonić razem ze mną, ale są zbyt szybcy, na dodatek wskakują do jakiegoś auta.
Wracamy do domu, a Roland stoi z telefonem przy uchu. Widzę po jego minie, że kolejna rzecz która mogła się zjebać, właśnie się zjebała. Patrze na Biankę i jej łzy w oczach. Zdaje sobie sprawę, że ma wyrzuty sumienia. Podchodzę do niej i obejmuje ja od tylu, całując płatek jej ucha.
-Cóż w tej sytuacji będę musiał wziąć więcej rzeczy i zostać z Tobą dłużej.
-Możesz zostać już na zawsze.
-Zabiorę swój samochód. – kurde nie zabiorę- chociaż nie, muszę go jeszcze zreperować.
-Dobrze kochanie. – smutek przysłania jej radość. Idę się pakować. Sprawdzam jeszcze czy coś zginęło, a może Ci ludzie mieli odwrócić nasza uwagę? Pytanie od czego, bo przecież nie wiedzieli! -Kurwa!
-Co jest? – pyta Roland.
-Sprawdźmy auta. A ty Bianka sprawdź co się dzieje z dziećmi w domu. Dzwoń do ochrony niech rozdziela Sofije i dzieci.
Wspólnie z Miklenskym wybiegamy z domu i zaczynamy szukać. Amatorzy. Pluskwa w naszym audi była na nadkolu. W drugim aucie nie znaleźliśmy.
-Nie widzę dzieci! Ochrona już się mobilizuje. Roland zostaw tu auto. Pojedźmy moim. Rafał ty prowadzisz.
Adrenalina buzuje mi w żyłach. Odpalam silnik i wciskam gaz do dechy. Przemierzam szybko ulice miasta by dojechać do domu na czas.
-Rafał – Bianka ma łzy w oczach i łamie się jej głos – Sofija próbuje udusić Helenkę! Jedź szybciej!
Widzę, że dzwoni do następnej osoby i następna osoba nie odbiera.
-Bianka- zaczynam
-Jedź błagam Cię jedz. Rozjebie jej łeb.
-Dzieci są poszukiwane. Został uruchomiony Child alert, a kobieta to nikt inny jak Eva Dubielowa.
Wjeżdżam na podjazd a Bianka i Roland wyskakują z auta nim skończę hamować. Wchodzę do środka i moje ręce w momencie unoszą się ku górze. Kurwa. Tylko tyle przychodzi mi teraz do głowy.

ZawieszeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz