Rozdział 22
-Nie wiem, co mam robić, ani jak z nią rozmawiać- stoję naprzeciw Miklenskiego, pomimo że normalnie dałbym mu po mordzie za podkochiwanie się w mojej kobiecie, jest dla Nas przyjacielem -Może lepiej by było gdybym odszedł. Miałaby Ciebie, nie byłaby sama.
-A zajebał Ci ktoś, kiedyś? – jego głos ma taki ton, że drżę ze strachu – Chcesz ją zranić? Nie rozumiesz? Ona jest najsilniejsza, kiedy ma nas obok siebie. Pomyśl w każdej chwili może odejść jej ojciec. Poza tym nie zniósł bym myśli, że rzuciła mi się w ramiona tylko dlatego, że Ciebie straciła.
-Kurwa już nie wiem, co mam o tym myśleć. Nie przywykłem do takich sytuacji. – Roland klepie mnie po plecach
– wszystko przed Tobą. Ja jadę do domu, pora sprawdzić transporty i uczulić służby, że ktoś puszcza nam brzydkie bąki. A ty nie kombinuj, tylko bądź przy niej. Dzwoń gdyby coś się działo.
-Jasne. – warczę – Roland zaczekaj.
-Coś ty znów wymyślił?
-wiem, że ci ludzie są nieobliczalni. Obiecaj mi, że się nią zajmiesz gdyby mi się coś stało.
-Nawet niech Ci się to nie marzy. Ona jest kurwa Twoja! A jeśli Ci coś odjebie, to Cię znajdę i zabije.
-Dzięki. – słyszę dźwięk tłuczonego szkła i idę do salonu. Porozrzucana zastawa leży na całym pokoju, jednak jej już tam nie ma. Idę dalej zaglądając do pokoju jej taty.
-Bianko?
-Nie Panie Krystianie, to tylko ja.
-Rafał. Coś poszło nie tak?
-To za mało powiedziane. – zaczynam – Łucja to żona Tego ruska.
-Wiedziałem, uważajcie. Sprawdzajcie wszystkie samochody, nim do nich wejdziecie, domy czy nawet Ty, Twój warsztat.
-Dziękuję za radę. Potrzebuje Pan czegoś?
-Nie, dziękuję. Idź do niej. Pewnie jest w gabinecie.
Zgodnie z wskazówkami mojego przyszłego teścia, idę od razu do gabinetu. Bianka jest pogrążona w rozmowie telefonicznej z której kompletnie nic nie rozumiem. Gdy tylko się rozłącza wykonuje następny telefon i tak przez kolejną godzinę. Przysłuchuje się jej rozmową i nie chciałbym stanąć jej na drodze. Nadal jest ubrana w tą piękną miętowa sukienkę. Patrzę jak odkłada telefon i otwiera laptop. Staje za nią i zaczynam masować jej plecy.
-Kochanie- szepcze do mnie – Ty doskonale wiesz, czego akurat potrzebuje.
-Wiem, też że muszę Ci powiedzieć, że jutro na ósmą muszę być w warsztacie.
-Nasz weekend dobiega końca- niemal słyszę smutek w jej głosie- Twój dom będzie wyremontowany do piątku. Przepraszam.
-Bianka! – warczę na nią – mogłaś mnie chociaż zapytać o zdanie, a nie próbować uszczęśliwić mnie na sile.
-Czułam się w obowiązku...
-To się nie czuj tylko ze mną rozmawiaj! Może i nie mam milionów, ale chce mieć własne zdanie. Chyba, że ono się nie liczy.
-Rafał ale ja ...
-Błagam Cię. Wiem kim jestem. Biedakiem. Nie mam milionów na koncie.
-Oddam wszystko ciotce i wtedy będziemy równi. Będziesz szczęśliwy? – to pytanie mnie zaskakuje, nie wiem co odpowiedzieć- nie ma godziny, abym nie czuła się winna. Winna tego, że coś złego cię spotkało. Nie ma sekundy, abym się o Ciebie nie bała. Układ z ciocią nie zapewni mi spokoju, skoro ona posunęła się do tego stopnia, że się tu zjawiła. To nie zawaha się mnie zabić.
Odwraca się powoli do mnie, z jej oczu płynął łzy, niepotrzebnie się na nią zdenerwowałem. Dotykam dłonią jej policzka.
-Przepraszam, nie powinienem tak zareagować. Wiedziałem od początku kim jesteś. Nie będę szczęśliwy, jeśli Ty nie będziesz. - wzdycham, gładząc skórę jej policzka- Chciałbym tylko żebyś ze mną konsultowała sprawy dotyczące chociaż mojego domu – staram się uśmiechnąć- chyba też jestem zazdrosny.
-Zazdrosny?! – Okruszek uśmiecha się szeroko, a mnie przechodzą ciarki po plecach. – Czy Rolanda złapie za rękę i poprowadzę ją w górę moich ud? Nie kochanie. Bo jestem Twoja.
-Gdybyś – urywam bo widzę jak gromi mnie wzrokiem, mój kciuk nie przestaje gładzić jej ust.
-Gdybym tak bardzo Cię nie kochała- wzdycha przygryzając mój kciuk. Jeszcze chwile i nie będę mógł nad sobą panować. Takiej huśtawki emocjonalnej to ja w życiu nie miałem. – Gdyby nie miłość do Ciebie to byłoby mi wszystko jedno co się ze mną stanie, teraz chce walczyć o siebie, Ciebie i o Nas. Obiecałam tacie, że będę dobrym szefem.
- I będziesz –Patrzę w jej czekoladowe oczy – a ja będę stał za Tobą. Zawsze.
-Nie, nie będziesz stał za mną nigdy. Złap mnie za rękę i chodźmy razem, krok w krok.
Nie odpowiadam, zbliżam się do jej twarzy i powoli ją całuje, czoło, jej mały zadarty nosek, policzka, oczy, czuje jak się uśmiecha, delikatny pocałunek składam na jej ustach. Całuje najpierw jedną wargę, później drugą. Dolną delikatnie przygryzam wiem, że to lubi.
-Może pójdziemy już- uśmiecha się – spać?
-Mhm. – mruczy tak seksownie. Łapie mnie za rękę i niemal biegnie ciągnąc mnie za sobą, przez parter po schodach, aż do sypialni. Gdy tylko zamykam drzwi, wpijam się w jej usta. Masuje językiem jej język, jej dłonie dobierają się do moich spodni, kilka sprawnych ruchów i już leżą w moich kostkach. Skóra na jej pośladkach jest idealna, uwielbiam je ugniatać i ściskać. Robi krok w tył i pada przede mną na kolanach. Wstrzymuje oddech, jej wzrok działa na mnie pobudzająco. Rozkoszuje się rucham jej języka po moim członku, kiedy otula mnie ustami, czuje, że długo nie wytrzymam.
-Bianka- cicho niemal jęczę jej imię, gdy drażni zębami główkę penisa. Jeszcze moment i eksploduje w jej usta – kochanie, zaraz nie wytrzymam.
Wkłada sobie go głęboko do gardła, a mnie zalewa fala orgazmu. Idealnego orgazmu, takiego przy którym mam ochotę krzyczeć. Wlewam się w jej usta, a Ona to wszystko przyjmuje z uśmiechem na ustach. Patrzę na nią gdy wstaje i idzie w stronę łóżka. Zbliżam się do Niej całując jej kark i rozpinając zamek w sukience. Wzdryga się, jednak ja nie przestaje, odpinam też jej biustonosz. Nie będzie nam dziś potrzebny. Po chwili tylko czarne koronkowe stringi, dzielą nas od przyjemności. Całuje jej pośladki, powoli zsuwając z nich bieliznę.
Podnoszę się wodząc językiem po jej plecach. Odwracam ją i całuje jej szyje, ssie jej idealne sutki. Jej jęki to jedyne czego chce teraz słuchać. Pozbywam się marynarki i koszuli, po czym lekko popycham Biankę na łóżko, rozszerzam jej nogi i zatapiam swój język w jej idealnym wnętrzu. Cudownie smakuje. Jej palce bawią się moimi włosami na głowie. Drażnię językiem jej łechtaczkę, jęczy głośno przeżywając orgazm. Nim ostatni spazm wstrząśnie jej ciałem wbijam się w jej ciasną szparkę. Za każdym razem wsuwając się w nią mocniej. Zaciska się na mnie mocno, wiem, że mój koniec jest bliski. Kilka moich ruchów i przepadam pochłonięty orgazmem, podczas gdy z jej ust wydobywa się moje imię wypowiadane w jęku rozkoszy.
Przyciągam ją do siebie szczelnie oplatając ramionami.
-Kocham Cię Okruszku.
Ze snu wyrywa mnie dźwięk budzika, patrzę jak Rafał się budzi. Leniwie się przeciąga i przeciera oczy. Dopiero później odwraca się do mnie.
-Muszę iść do pracy – odgarnia kosmyk moich włosów.
-Najpierw śniadanie- wyskakuje pełna energii z łóżka, - a nie będziesz miał nic przeciwko, abym przywiozła Ci obiad?
-Będę zaszczycony. Zawieziesz mnie do pracy? – uśmiecham się.
-Możesz zabrać jakiś samochód i jechać sam. Nie musisz pytać czy coś. Co moje to Twoje.
-Chcesz przez to powiedzieć, że ...
-Że chcę z Tobą spędzić resztę życia, nigdy nie chce Cię tracić z oczu, ani z ramion. Nie po to tyle czasu na Ciebie czekałam by teraz... czekać. – Przełykam ślinę, a on patrzy na mnie bursztynowym oczami- Wiem mówię bez ładu i składu, ale chce abyś był moim mężem.
Podnoszę się z łóżka, a On przygniata mnie swoim ciałem łapiąc mnie za nadgarstki po obu stronach głowy. Całuje mnie, tak delikatnie jakbym była ze szkła i od jego pocałunków miałabym się roztłuc.
-Moja żono możesz przywieź mi obiad. – uśmiechamy się szeroko do siebie- a teraz biorę szybki prysznic i ruszam w drogę.
-Idę zorganizować Ci śniadanie.
-Mówiłem Ci już że jesteś niesamowita?
-Chyba tak. – całuje go szybko i zrzucam z siebie. – Idź pod ten prysznic, albo pójdę z Tobą.
-Podoba mi się ten pomysł. Taki deser na śniadanie.
-Deser zjesz wieczorem.
Patrzę w ślad oddalającego się samochodu i czuje, się zwyczajnie szczęśliwa. Nie mogę doczekać się już obiadu. Siadam do komputera i umawiam sobie kolejne spotkania na przyszły tydzień. Pomiędzy mailem, a telefonem wpada do mnie Roland
-Ten jebany Rusek rozjebał nam transport broni! Mój transport!
-Coraz bardziej mnie wkurwia. – warczę i zamykam laptop z hukiem. – Gdzie notujesz wszystkie informacje?
-W sieci, bo co? Mam szyfrowane wszystko.
-Dupa a nie szyfrowane! – zdenerwowałam się – wprowadź, dane o jakimś transporcie. Dziś zrobimy mały rozpierdol.
-Ty nie jedziesz! – warczy na mnie.
-Tak?! No co Ty nie powiesz. Jadę.
-Nie będę bronił Twojej dupy!
-Masz racje. Ja będę Cię ochraniać. Daj znać na która godzinę. – wpatruje we mnie zielone oczy -Nie patrz tak.
-Masz dla kogo żyć. – Miklensky nie daje za wygraną.
-Wiem. I mam dla kogo walczyć. – dawno nie byłam aż tak stanowcza – Rafał nie może się dowiedzieć.
-Masz zamiar go okłamywać? – siada naprzeciw mnie – chcesz go do siebie zrazić?
-Nie, chronić. A to jest zasadnicza różnica.
-Bianka nie podoba mi się to co robisz. Zrozum, nie jesteś w stanie go ochronić przed tym wszystkim. No dobra- patrzy na mnie, a ja czuje strach, kurwa boje się tego kolesia- teraz ok, uda Ci się. Będzie spać u siebie, czy u Ciebie. Jakoś z tego wybrniesz. A co będzie jak będziecie mieszkać razem, pojawi się dziecko? Nie lepiej zderzyć go z nasza rzeczywistością już teraz?
-A jeśli ucieknie? – przykładam głowę do blatu biurka. – nie masz pojęcia jak bardzo się boje, że znów go stracę. Głupie nie?
-Kochasz go.- Miklensky wstaje z hukiem – nawet nie wiesz jak mi kurwa trudno przychodzi ta rozmowa.
-Przepraszam. Nie pomyślałam. – podnoszę się z krzesła – Dziękuję, że jesteś mi przyjacielem.
-Nie ma za co. Idę dopinać szczegóły. Będę dzwonić. – Roland wychodzi, a ja zostaje sama. A co jeśli Roland chce zabić Rafała, aby dobrać się do moich majtek? Otrząsam się z myśli i idę do taty. Od wczorajszego wieczora opłacam mu pielęgniarkę i lekarza, aby mieli całodobowo baczenie na jego życie i zdrowie. Dzięki temu jestem spokojniejsza. Biorę głęboki oddech i naciskam klamkę pokoju, który w jeden dzień zmienił się w szpitalną sale. Tata leży już z maseczką tlenową na twarzy, prawie w ogóle się nie odzywa.
-Co z Nim? – pytam lekarza.
-Nie jest dobrze. Saturacja spada, oczywiście zaintubujemy Pani tatę jeśli dojdzie do krytycznego poziomu. – łzy cisną mi się do oczu – później wykonamy EEG aby potwierdzić śmierć mózgu i najtrudniejsze- lekarz bierze oddech- będzie musiała podjąć decyzje o odłączeniu od respiratora. Przykro mi.
-Mogę zostać z nim sama? – pytam lekarza, a ten kiwa tylko głową. Zbliżam się do łóżka, najwyższy czas się pożegnać. – Cześć Tato. – zaczynam – wiem, że mnie słyszysz. Przyszłam Ci podziękować, za każdą najdrobniejsza wiedzę jaką mi przekazałeś, za ogrom miłości którą na mnie przelałeś, za każdy ochrzan który kiedykolwiek od Ciebie dostałam. To wszystko sprawiło, że stałam się właśnie taka. Tato, przeproś mamę, że nie udało mi się z nią pożegnać. Bardzo Was kocham, wiesz poradzę sobie. Mam Rafała u swego boku, damy radę. – całuje go w czoło- możesz już iść do mamy. Wiem jak bardzo tęsknisz. Opiekujcie się moim nienarodzonym dzieckiem.
Wychodzę i staram się opanować płacz, kilka głębokich wdechów. Dam radę. Obiecałam. Pakuje obiad na wynos i jadę do warsztatu Rafała.
Nie wiem dlaczego dziś mój wybór pada na białego mercedesa, no może dlatego ze Rafał zabrał audi. Uśmiecham się, tylko kiedy on jest obok. No nic. Odpalam silnik i ruszam drogę. Dziwnie musi wyglądać kobieta w białym drogim aucie ubrana w dres i naciągnięta koszulkę. Mogłam chociaż się przebrać.
Parkuje samochód na podjeździe, a dwaj mężczyźni od razu idą w moja stronę.
-Dzień dobry- zagadują – Coś z samochodem?
-Nie, ja do szefa. – mówię z uśmiechem, na widok wyrastającej za mężczyznami postaci.
-Kochanie- podchodzi i całuje mnie delikatnie w usta. – chodź zjemy w biurze.
-Tęskniłam wiesz.- przekładam jedzenie na talerze – a jak Twój dzień?
-Średnio. Chłopcy są obrażeni, za to jak potraktowałem Matyldę, Anastazje czy chuj wie jak jej jest. A ja naprawdę nie mam zamiaru się im tłumaczyć.
-Rafał dziś wieczorem prawdopodobnie będę musiała jechać na wycieczkę.
-Dobrze – odpowiada z brokułem między zębami – pojadę z Tobą. -Wiedziałam, że tak będzie, odkładam widelec i napotykam jego wzrok. Dalsza dyskusja nie ma najmniejszego sensu. - Jak tata?
-Nie dobrze- wkładam wszystkie siły w to żeby się nie rozpłakać. - Jego godziny są policzone, dziś się już z nim pożegnałam.
-Bardzo mi przykro- jakiś człowiek wszedł do biura i zaczął temat jakiegoś samochodu- Już do Pana wychodzę- przytula mnie mocno- Będę w domu o szesnastej. Przepraszam Cię ale muszę już iść.
![](https://img.wattpad.com/cover/263450086-288-k589661.jpg)
CZYTASZ
Zawieszeni
RomanceO czym myśli Panna Młoda stojąca w białej sukni przed dużym lustrem? Na pewno nie o tym, że jej przyszły mą, którego zna kilka ładnych lat okaże się tyranem. Co czuje, żona gdy mąż wymierza jej pierwszy cios? Powiem, Ci na pewno nie radość. Czy mąż...