Rozdział 23
Chwilę przed siedemnastą, czarne audi wjeżdża na podjazd. Nie mogłam się go doczekać, chociaż nie widziałam go dopiero kilka godzin. Wysiadając z samochodu mój ukochany, zabiera ze sobą piękny bukiet kwiatów. Siadam na krześle przy stole w jadalni i udaje obojętność, a nawet zaskoczenie. Gra aktorska nigdy nie była moją mocną stroną, bo gdy tylko słyszę otwierające się drzwi szeroki uśmiech pojawia się na mojej twarzy.
-Okruszku! – jego głos działa na mnie kojąco- Tu jesteś. – całuje mnie w policzek i poprawia włosy. – Wiem, że nie tak wyobrażałaś sobie ten dzień, jednak dla mnie najważniejsza jesteś Ty. Bianko Dąbkowska, światło mojego życia, moja wiaro i nadziejo. Chce budzić się i zasypiać otulony Twoim zapachem, chce wierzyć, że jutro nadejdzie. A to wszystko dajesz mi tylko Ty. Czy zechcesz zestarzeć się ze mną u boku? Czy zostaniesz moja żona?
-Rafale – ocieram łzę – niczego bardziej nie pragnę, niż mieć Ciebie za męża. Nie potrafię tak pięknie mówić, o miłości jak Ty, ale Kocham Cię!
Odkłada kwiaty na bok i wkłada mi złoty mały pierścionek na palec. Bierze mnie w ramiona i kręci do koła.
-Teraz musimy powiedzieć jeszcze mojemu przyszłemu teściowi- Mój narzeczony uśmiecha się smutno. – wiem skarbie, wiem. Nie musisz nic mówić.
Wchodzimy do pokoju i widzę jak lekarz z pielęgniarką intubują tatę. Przylegam do piersi Rafała i staram się nie płakać. Tylko dźwięk jego serca trzyma mnie przy życiu.
-Proszę Państwa, jutro przyjedzie aparatura EEG. – lekarz mówi jeszcze coś, ale ja już go nie słucham. Uwalniam się z objęć Rafała i podchodzę do taty. Patrze na niego, jest taki spokojny, jakby odprężony. Całuje go w czoło.
-Do zobaczenia tato. – łapie mojego narzeczonego za dłoń.
-Zaczekaj Okruszku. – patrzy na mojego tatę – Panie Krystianie, dał mi Pan najcenniejszy Skarb jaki był w Pana posiadaniu. Pana córkę. Dziękuję za zaufanie jakim Pan mnie obdarzył, obiecuje dbać o nią, każdego dnia.
-Rafał – wzdycham, a on tylko mocno mnie przytula i całuje w czoło. -Chodźmy. Dajmy tacie odpocząć.-Gdy tylko zamykamy drzwi, dźwięk dzwoniącego telefonu sprawia, że aż podskakuje.- To Miklensky. – włączam głośnik – Słucham.
-Wszystko dogadane. Będę po Was o dwudziestej drugiej.
-Pasuje. – odpowiadam.
-Bianka, a co z Rafałem?
-Jadę z Wami.
-Mądra decyzja. – Ta bardzo. Dodaje w myślach, jednak nie mam siły się z nikim kłócić. Roland się rozłącza, a na naszej drodze staje Ada.
-Mają Państwo gościa. – trzy słowa, tylko tyle wystarczy aby wywołać mój niepokój. W salonie stoi Matylda vel Anastazja.
-Po co przyjechałaś? – Rafał przechodzi do ataku. Czuje jak bardzo się spina. – Myślałem, że nie mamy o czym rozmawiać.
-Problem jest w tym, że mamy. Za miesiąc bierzemy ślub. Wszystko jest już przygotowane.
-No jebnę i nie wstanę. Posłuchaj mała zdziro. Nie ożenię się z Tobą.
-Nie? – Anastazja zapłata ręce na piersiach- Dobrze. Chciałam wam dać ostatnia szanse. A teraz wszyscy w branży dowiedzą się, że odeszłam od Ciebie bo uwielbiasz małe dzieci. – w tym momencie moje wkurwienie osiągnęło apogeum- nakrywam cię w burdelu zabawiającego się z małą dziewczynką.
-Chora jesteś! – krzyczę na Nią- Mogłabym wyciągnąć broń i rozjebać Ci głowę. Tu i teraz, ale nie zrobię tego tylko dlatego, że jesteś w ciąży. Mogłabym Cię też zamknąć w jednym z małych pomieszczeń w mojej piwnicy, jednak nie jestem Twoim ojcem. Więc wypierdalaj póki daje Ci szanse. Twoja stopa ma nigdy więcej nie przekroczyć progu tego domu. – dziewczyna stoi jak stała.
-Wypierdalaj! – Rafał podniósł głos, tak że aż ja się przestraszyłam. Nigdy nie słyszałam jego krzyku. Stałam jak sparaliżowana podczas gdy Anastazja wybiegła z domu. -Chodź tu Okruszku.
Spokój w jego ramionach przychodził bardzo szybko, tu byłam na swoim miejscu. Mam tylko nadzieję, ze Córka Ruska nie spełni swojej groźby. Wiem, co to będzie oznaczać. Dlatego mam nadzieje, ze dziś uda mi się go pokonać.
-Rafał wybierz pięć osób z ochrony i widzimy się w zbrojowni. – wysuwam się z Jego ramion.
-Dobrze Skarbie. Zaraz wrócę. – rozdzielamy się, a kiedy tylko znika całkiem z pola widzenia. Zaczynam dygotać. Wiem, że wystarczy jeden telefon by ta małpa skończyła swój żywot, jednak jej dziecko nie jest niczemu winne.
Dziesięć minut później siedzimy już w siódemkę w zbrojowni. Przede mną stoją mężczyźni, a ja powoli tłumacze im sytuacje z Anastazją.
-Dlaczego nie możemy jej zabić albo porwać? – odzywa się Antoni. Jeden z najstarszych moich ludzi i chyba najbardziej oddany.
-Jeśli ja zabije, to zabije tez dziecko. Jeśli ja porwę to rozpierdolą wszystko by ją odzyskać. Boje się, że może zaszkodzić Rafałowi, rozpowiadając w naszym środowisku nieprawdziwe informacje. Panie Antoni, proszę przydzielić ochronę do warsztatu Rafała.
-To nie będzie łatwe.
-Chyba że zatrudnię ochroniarza jako mechanika. – Rafał dobrze kombinuje.
-To ma szanse się udać. Jednak dziś musimy obronić nasz transport broni. Ktoś robi nam nie zły bałagan. Wyjeżdżamy o dwudziestej drugiej. Nie wiem, ile czasu nam zejdzie, wiec uzbrójcie się w cierpliwość. Wasze telefony zostają tutaj i nikt spoza naszej siódemki nie może dowiedzieć się o akcji.
-Rozumiemy Szefowo. – mężczyźni zostawiają telefony i po kolei wychodzą. Chwile później zostajemy sami.
W obawie przed jakimś szpiegiem ruska pakujemy się do cywilnego samochodu i wyruszamy chwile przed dwudziestą drugą. Serce wali mi jak oszalałe, staram się jakoś uspokoić, ale nie wiem jak. Podjeżdżamy na leśna alejkę gdzie czeka już na nas ciężarówka.
-Dobry wieczór – odzywa się Roland, nigdy wcześniej nie widziałam go w dresie. Patrzę jak mężczyźni podają sobie ręce – dobrze, że z nami jesteś. A teraz pakujcie się do środka. Ciężarówka pomieści piętnaście osób. Sprawdźcie magazynki i kamizelki. Nie dajmy się zabić. Drugim autem w bezpiecznej odległości pojadą dodatkowi ludzie. Bianka, wszystko dobrze?
-Ta. Wszystko ok. Rozpierdolmy tego ruska. Rafał, pojedziesz w drugim samochodzie, ludzie muszą tam mieć szefa- tak będę miała chociaż cień poczucia, że będę go chroniła
-Dobrze Okruszku. Do zobaczenia po wszystkim. – podchodzi do mnie i mocno całuje. Jakby chciał pokazać, że jestem jego- Roland uważaj na nią, bo Ci fiuta odstrzelę.
Siadam na tył ciężarówki, naprzeciw mojego współpracownika. Podziwiam jego spokój i opanowanie, a to właśnie uzmysławia mi jak wiele się muszę nauczyć.
-Pierwsze dwa auta się pojawiły – męski głos dobiega przez krótkofalówkę.
-Gotowa? – przeładowuje pistolet.
-Bardziej chyba już nie będę. – Miklensky kładzie palec na usta. Rozlega się huk wystrzału i już wiem, że straciliśmy jednego człowieka. Jesteśmy przygotowani do ruchu.
-Przejąłem ładunek, jadę do bazy. – jedno zdanie a sprawiło, że zaczęłam się trząść. Pół godziny później furgonetka się zatrzymuje, a jej silnik gaśnie. -Łatwo poszło szefie.
-Bardzo dobrze. Teraz to my będziemy imperium. Jutro jadą narkotyki. – Roland patrzy mi w oczy, a ja tylko kiwam głową. Obydwoje zaczynamy stukać pistoletami o obudowę ciężarówki. – Co to kurwa za dźwięk? Dąbkowska nie pozwala na przewóz ludzi, No chyba, że Miklensky przestał być przydupasem.
Drzwi się otwierają, a światło zaczyna wpadać do środka.
-Niespodzianka! – mierze w jednego z ludzi ruska. Kule zaczynają przecinać powietrze. Ludzie ruska nie odpuszczają. Strzelam do Grigorijego, niech skurwiel zdycha. Za łatwo poszło, trafiam go w nogę, a kutas upada.
-Ty szmato! – leży na zimnej drodze i patrzy mi w oczy. Rozglądam się.
-Nigdzie nie widzę Twojej córki. – wyciągam pistolet w jego stronę. Potworny ból sprawia, że pistolet wypada mi z ręki. Ktoś mnie kurwa trafił. Wyciągam drugi i naciskam spust lewą ręką. Dobrze, że tata nauczył mnie tej sztuczki. Ten paskudny uśmiech zaraz zniknie mu z twarzy.
-Bianka! – krzyk Rolanda sprawia, że się odwracam.
- Powiem im przez radio, że coś jest nie tak- Kamil siedzi za kierownicą i z bezpiecznej odległości oglądamy co się dzieje. Kurwa mam złe przeczucie.
-Nie odzywaj się. Jedziemy za nimi, nie włączaj świateł. Broń w pełnej gotowości. – dziwnie być szefem. Powoli jedziemy za ciężarówką, aż do dużego placu na składzie budowlanym. -Autem tam nie wjedziemy. Wysiadamy i się rozpraszamy. Nie dajcie się zabić.
Odbezpieczam broń i wychodzę z samochodu jako pierwszy. Przylegam do płotu starając się nie uruchomić czujników włączających lampy. Wystrzały z pistoletów niosą się echem po okolicy. Kurwa. Widzę jak Bianka stoi nad Jakimś mężczyzna. Podbiegam i oddaje strzał, bo ktoś właśnie do niej mierzy. Strzelam, a gość upada. Roland tłucze się z jakimiś dwoma ludźmi. Ja pierdole. Oddaje kilka strzałów, nie zawsze celnych.
-Bianka! – słyszę krzyk Rolanda i Patrze jak Okruszek upada. Kurwa! Przecież miała kamizelkę. Biegnę do niej, oddając strzały do osoby która stała za nią. Rusek klęka i mierzy do mojej kobiety. Nie odzywam się, strzelam a on upada. Odsuwam na bok myśli o tym, że właśnie kogoś zabiłem. Klękam obok Bianki i sprawdzam puls, ten człowiek musiał ją tylko ogłuszyć. -Rafał!
Odwracam się i strzelam w napastników którzy okładają Rolanda. Padają. Miklensky biegnie w moją stronę, z twarzą zalana krwią.
-Żyje spokojnie. A Ty walczysz jak baba. – uśmiecham się. – lekarz musi obejrzeć jej rękę, dobrze że nauczyłeś ją strzelać też lewą.
-Nie nauczyłem jej. – Miklensky patrzy na mnie ze zdziwieniem – Od zawsze wiedziałem, że jest wyjątkowa.
Zabieram ją na ręce, a Ona się budzi. Uśmiecham się, do niej. Tak słodko mruga.
-Puść mnie na nogi. Jak mnie boli głowa, o ręce nie wspomnę. – kładę ja na nogi, nie puszczając jej ręki. Wszyscy zbierają się w około nas, prawie wszyscy. – Ilu ludzi straciliśmy?
-Czterech. – odzywa się koleś.
-Rusek nie żyje. Rafał go zabił. Co z Łucją i z ta panną? – Miklensky jest narwany, jak już chwyci się zabijania to nie może przestać. Trochę mnie przeraża.
-Dajmy im czas na żałobę. Jeśli będą nadal kopać pod nami dołki to wtedy się ich pozbędziemy. -Patrzy na nas – jedźmy do domu. Jutro czeka mnie ciężki dzień. -Wsiadam razem z nią do samochodu i ściągam koszulkę. -Co Ty robisz? Nie mam ochoty na seks.
-Daj tą ranna rękę. Tracisz dużo krwi i trzeba ci ja prowizorycznie opatrzyć, w domu zobaczy to lekarz. Zostanę z Tobą przez kilka dni w domu.
-Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy
-Wiesz będę musiał pojechać wprowadzić tego ochroniarza, ale myślę, że zamknę się w jednej do dwóch godzin.

CZYTASZ
Zawieszeni
RomanceO czym myśli Panna Młoda stojąca w białej sukni przed dużym lustrem? Na pewno nie o tym, że jej przyszły mą, którego zna kilka ładnych lat okaże się tyranem. Co czuje, żona gdy mąż wymierza jej pierwszy cios? Powiem, Ci na pewno nie radość. Czy mąż...