Rozdział 8
-Bianko, myślę że powinnaś jechać do domu. – Te słowa Dawida budzą mój niepokój, kiedy niby niechcący wpada na nas podczas rozmowy z starym Skutelom.
-Weź się odpierdol. Zdrojewski, nie długo zostaniesz bankrutem! – Marek warczy na mojego męża. Jednak moją uwagę przykuwa biegnący w naszą stronę tata i jego przerażenie na twarzy.
-Bianka! Mama i Rafał mieli wypadek. Marek mogę Cię prosić o samochód? -mój partner z przerażeniem na twarzy kiwa głową. Kilka minut później siedzimy już w trójkę w aucie i jedziemy na miejsce wypadku. Migające niebieskie światła widać już z oddali, jednak miejsce wypadku jest ogrodzone taśmą. Gdy tylko wychodzę z samochodu zdejmuje szpilki i zaczynam biec w stronę wraku. Jego widok wwierca się w moją głowę i w moje serce. Ten samochód jest praktycznie zmiażdżony. Ktoś łapie mnie w pół i odciąga na bok. Krzyczę i okładam pięściami Marka. Chce do mamy, chce do Rafała. Tata staje naprzeciw mnie.
-Uspokój się Bianko. Emocje schowaj głęboko. Oddychaj, bo nic nam nie powiedzą. – odwracam się do Marka. a ten mnie przytula, bardziej pewnie i stanowczo niż robił to Rafał. – Bardzo dobrze. Chodźmy.
Wchodzimy w trójkę, za taśmę policyjną. Funkcjonariusz policji idzie w naszą stronę ściągając czapkę z głowy. Kurwa nie, nie mogę ich stracić.
-Panie Krystianie, Pani Bianko- urywa, jednak ja już wiem czego się spodziewać – Pani Bożena Dąbkowska nie żyje.
-A kierowca? – głos mi drży tak bardzo, że nie jestem w stanie powiedzieć więcej.
-To właśnie jest zastanawiające.
-Słucham.
-Są ślady krwi i jakby czołgania się czy ciągnięcia, jednak nie ma ciała.
-Nie ma ciała czyli żyje? – ledwo mogę mówić i stać na nogach. Marek mnie podtrzymuje, gdyby nie On już dawno bym upadła.
-Dobra nie będę owijał w bawełnę. Znamy się nie od dziś. Sprawdziliśmy zapis monitoringu, na którym widać jak ciężarówka wjeżdża na czerwonym świetle, a później ktoś wywleka bezwładne ciało z auta. Nawet jeśli wtedy żył, to jeśli nie trafił do szpitala. To bardzo mi przykro.
Opadam na zimny asfalt, nie mogę ustać na nogach. Moja mama, moja kochana mama nie żyje, a mój ukochany Rafał być może też.
-To moja wina! – krzyczę na cały głos- To ja ich zabiłam.
Tata klęka obok mnie i mocno do siebie przytula. Płaczemy razem, nie wiem jak długo. Czuje czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
-Chodźcie, odwiozę Was do domu. – Marek mówi łagodnym głosem, czuje jak gładzi moje plecy. -Chodźcie, wasza obecność nic tu nie zmieni, a jutro przed Wani ciężki dzień.
Wiem, że ma racje tata powoli się podnosi, ja nie mam siły. Poczucie winy mnie przytłacza jak ciężki głaz na moich plecach. Marek podnosi mnie z zimnej drogi, nie przestaje szlochać, nie mogę pojąć dlaczego Oni mieli ponosić karę za mnie. Podtrzymuje mnie ramieniem. Nawet nie wiem kiedy przyjeżdżamy do domu, jestem jak w transie.
-Dzięki. – odpowiadam Markowi i idę do swojego pokoju, tata znika w gabinecie. Zrzucam z siebie tą pieprzoną sukienkę i idę pod prysznic. Staram się zmyć z siebie ten cały ciężar. Woda obmywa moje ciało jednak nie koi bólu, łzy nie przestają płynąć jakby były niewyczerpane.
Po kąpieli ubieram się w czarny dres i idę do taty, który siedzi w gabinecie z Markiem. Widzę po Nim jak bardzo jest przybity.
-Potrzebujemy dwóch miesięcy, aby wykończyć Dawida. – siadam obok Marka, naprzeciw Taty. Widzę jak tłumi emocje, tylko czekam kiedy wybuchnie. Podziwiam go za to opanowanie, dziś straciłam dwie najważniejsze osoby.
-Jak chcecie to zrobić? -Marek wychyla szklankę whisky, kiedy ja zadaje pytanie.
-Muszę wprowadzić tam Kreta, jeszcze nie wiem kogo.
-Ja pójdę. Wrócę do Niego. – tata uderza pięścią w stół.
-Przed chwilą straciłem żonę z rąk tego skurwiela, nie stracę córki! – ton jego głosu mnie przeraża- Nie chce więcej słyszeć o tym byś Ty tam poszła!
-To kompletnie pojebany pomysł- Marek łapie mnie za dłoń – Nie możemy Cię stracić.-uśmiecha się smutno- wprowadzę tam, któregoś z moich ludzi. A teraz powinniście iść odpocząć. Przygotuje Ci Bianko herbaty.
Katański wychodzi, my siedzimy z ojcem w milczeniu.
-Tato, przepraszam. To wszystko jest moja wina. – tato wstaje z krzesła i idzie w moja stronę
-Nie Twoja, tylko tego kutasa. - milczymy wpatrując się w siebie.
-Gdybym od Niego nie odeszła- głos mi się łamie, tato uderza pięścią w stół.
-Wystarczy Bianko! – Marek otwiera drzwi gabinetu. – Zaopiekuj się nią bardzo Cię proszę.
-Nie ma sprawy, chodź Bianko. – idę za aromatem cieplej, ziołowej herbaty. Odruchowo zatrzymując się przy sypialni Rafała. -Coś się stało?
-Nie. Nic poza tym ze Dawid zabił mi matkę i porwał kierowcę.
-Znajdziemy nowego kierowcę. Nie masz się czym martwić.
-Ta jasne. -nie mam ochoty na dalsza rozmowę, wchodzimy do mojej sypialni a On kładzie herbatę na stolik.
-Napij się, to Cię uspokoi.
-Marek nie gniewaj się, ale będzie lepiej jak już pojedziesz. Chcę zostać sama.
-Nie ma takiej opcji. Masz na sobie za duży ciężar emocjonalny, boje się, że zrobisz głupotę.
-Jeśli mam coś zrobić to i tak to zrobię. Twoja obecność nic tu nie zmieni. – stoję naprzeciw niego, a On patrzy na mnie tymi swoimi oczami. – na co jeszcze czekasz?! Idź sobie! Widzisz, zabijam wszystkich którzy, są mi bliscy! Odejdź. Błagam Cię, póki jeszcze żyjesz.
Zamyka mnie w swoich ramionach i powoli opadamy na podłogę. Mam dość, rozpadam się na kawałki. Płacze, a On mocno mnie przytula. Nie odzywa się, po prostu przy mnie jest. Ile bym dała by zamiast niego był tu Rafał, bym mogła mu powiedzieć jak bardzo go kocham. Tak, zakochałam się w nim i najwyższy czas to przyznać, szczególnie przed sobą.
Budzi mnie przyjemne ciepło i ktoś wiercący się pode mną. W swoim śnie byłam z Rafałem, trzymał mnie mocno w ramionach i nazywał swoim okruszkiem. Całował mnie tak, jak tylko On potrafi. Pora się obudzić i stawić czoła rzeczywistości. Otwieram oczy i pierwsze co widzę to nagi brzuch, sama przytulam się do opalonego mężczyzny. Niestety to nie Rafał. Podnoszę głowę i wzrok.
-Dzień dobry Bianko.
-Co Ty tu robisz?
-Śpię. Nie miałem serca Cię zostawić wczoraj, takiej co chwile szlochającej przez sen.
-Dziękuję. Muszę zająć się z tatą organizacją pogrzebu.
-Pomogę Wam. – gładzi mnie po plecach, a jego dotyk mnie uspokaja. Nie patrze mu w twarz.
-Marek, czego oczekujesz? – wstaje, czemu towarzyszą zawroty głowy. – raczej wątpię żebyś to robił bezinteresownie.
-Ciebie Bianko. Jesteś wspaniałą kobietą. Chce dać Ci wsparcie w trudnym okresie – Patrze na niego stojąc nad nim, więc tak to sobie wykombinował.
-Mówiłam Ci przecież, że nie chce się wiązać! Jestem zraniona rozumiesz?
-Rozumiem. Zrozum też, że nie możesz być sama!
-Niby dlaczego?! Co jest złego w byciu samej? – widzę jak nad czymś myśli
-Twój tata powinien Ci powiedzieć. – omijam go i zbiegam na dół.
-Tato! – widzę go w salonie, smutny starszy Pan cały w czerni. Mama zawsze mu mówiła, że nie dobrze wygląda w tym kolorze i miała racje.
-Możesz mi powiedzieć, dlaczego nie mogę sama rządzić? Przecież mnie wprowadzasz, uczysz mnie. Co jest złego w rządzeniu samej. Zabierz mnie na jakąś akcję, pokaż mi jak Ty to robisz.
-Zgadza się. Jeśli zdążę Cię wszystkiego nauczyć, to będziesz mogła rządzić sama. Jeśli nie zdążę, to Marek Ci wszystko wytłumaczy i będzie z Tobą rządzić.
-Będziemy mieli się pobrać? Dobrze rozumiem.
-Jeśli będzie trzeba, to tak.
-Wracam do Dawida, nic Ci nie będzie.
-Nie próbuj nawet. Mam guza pnia mózgu. Nieoperacyjnego. Chemia też jest bez sensu.- siadam na kanapie i nie wierze w to co słyszę. Dlatego, myślałam bez Dawid będzie wspaniałym kandydatem na szefa bo go kochałaś. Nie myślałem, że to wyrafinowany dupek. Dlatego Bianko, nie utrudniaj. Zrób to dla mnie. A właśnie. Kurier przywiózł Twój telefon. Dawid Ci go oddał.
-Dzięki.
-Przyjadę popołudniu- odzywa się za moimi plecami Marek- Muszę ogarnąć kilka spraw.
-Dobrze.- szybko się z Nim żegnam i włączam telefon. Stoi jeszcze chwile i na mnie patrzy, jakby czegoś oczekiwał. Jednak to co widzę w telefonie. Przebija wszystko.
Czuje że ktoś mnie szarpie za rękaw. Jednak ja sam nie jestem w stanie się ruszyć. Dobrze, że pomoc przyszła szybko. Gdzie jest Pani Bożena? Słyszę, że ktoś do kogoś woła. Ktoś inny woła pomocy. Chciałbym się ruszyć. Zasypiam, albo tracę przytomność. Wszystko jedno.
Otwieram oczy, ciemny pokój dookoła zapach stęchlizny. Chyba piwnica.
-No dzień dobry. Książę z bajki się obudził- jestem obolały i przywiązany do metalowego krzesła- mówiłem, że jeszcze pożałujesz. No i proszę. Spowodowałeś wypadek w którym zginęła moja Teściowa. Jak mogłeś?
Udaje że płacze, a do mnie powoli dochodzi co się stało.
-Pani Bożena nie żyje?
-Nie żyje. Ty ją zabiłeś.
-Gówno prawda, swoją drogą muszę Ci powiedzieć, że nie żałuję.
-Dalej chcesz kozaczyć? – Dawid zaczyna uderzać. Na oślep, jest jak w szale. Ciosy lądują na twarzy, szyi, barkach, głowie. Zresztą twarzy chyba w zasadzie już nie mam. Jednak póki siedzę będę z godnością przyjmował ciosy. – Pierdoliłeś Biankę?Używaliście sobie pod moim dachem?
-Głupi jesteś. – wyplułem dwa zęby – nie tknął bym ją. Za bardzo ją szanuje. Nie to co ty.
Czuje na sobie kolejny cios, chyba tracę przytomność. Jednak teraz jest jakby inaczej. Jestem spokojny. Ból, który mi towarzyszy jest do zniesienia. Chyba umieram. Widzę przed sobą Biankę.
-Przepraszam Okruszku- zaczynam- nie mam siły już walczyć. Kocham Cię, powiedz mojej mamie żeby o siebie dbała.
-Wałcz. – to jedno słowo, nie pozwala mi zasnąć. Bianka tuli mnie w swoich ramionach. Kubeł zimnej wody ląduje na mojej twarzy, czuję jakbym się topił. Nie wiem skąd, ani jak znalazł się na mnie.
-No dzień dobry- Nie widzę na oczy, tylko jakieś cienie. Jednak mimo wszystko wiem, że to Dawid przyszedł nadal się nade mną pastwić. Tym razem nie jestem przywiązany do krzesła więc ciężko mi utrzymać równowagę, wkładam w to całą swoją siłę. -Dziwne, że jeszcze nie zdechłeś.
-Nie tak łatwo się mnie pozbyć. Wiesz?
-To jednak dobrze się składa, bo znalazłem telefon Bianki. Widzisz chciałbyś jej może coś
powiedzieć?
-Chciałbym.
-No to zaczynajmy. Poczekaj chwile najpierw ja. Chcę żeby widziała różnice. Cześć żonko to ja. Twój mąż. Mam tu kogoś, komu chyba zawdzięczasz życie. – wybucha śmiechem – No dobra. Teraz Ty.
-Cześć Okruszku. Nie daj się. Nigdy nie wracaj do tego skurwiela. -Kolejny cios ląduje na mojej twarzy, jednak nie mogę utrzymać równowagi i upadam. – kopie mnie po całym ciele.
-Wymienię go na Ciebie. Chcesz? Tylko czas ucieka. Kolejnego dnia może nie dożyć. - chwila ciszy- No dobra. To Ty sobie pojęcz, a ja poczekam aż moja żona do mnie wróci.
Gdy drzwi się zamykają , zwracam całą treść żołądkową na podłogę. Chyba nie mam części ciała która byłaby niepoobijana. Nie wstanę i nie otworzę oczu, wiem to na pewno. Nawet nie próbuje. Leżę bez ruchu, na zmianę tracę przytomność i ją odzyskuje.
-Rafał chcesz się czegoś napić? - słyszę głos tej służącej, która daje dupy szefowi. Dziwne nawet nie zauważyłem, kiedy weszła.
-Bardzo chętnie. -przystawia mi szklankę do ust. Pieką mnie niemiłosiernie jak i cały przełyk.-Coś ty mi kurwa dała?!
-No jak to co? To na co zasłużyłeś! Smakuje Ci ocet?-chyba się śmieje, nie jestem pewien bo widzę jedyne zamazane cienie- Po co się wtrącałeś? Po co? Trzeba było ją tam zostawić, aby zdechła, wtedy ja i Dawid położylibyśmy kasę na jej pieniądzach. A tak?! Musimy się jeszcze trochę napracować.
-Jesteś pojebana. Oby dwoje jesteście pojebani! - Drzwi się szeroko otwierają, dzięki temu do środka wpada dużo światła.
-Co Ty tu robisz?- głos Dawida. Przyszedł mnie dobić.-Wypierdalaj, ale już. No a Ty się zbieraj. Jestem wielkoduszny, więc poszedłem Biance na rękę. Wróci do mnie, dopiero po pogrzebie mamy. Także macie jakieś dwa dni.
Jacyś ludzie biorą mnie pod ręce i wloką, czuje jak wykręcają mi barki. Moje nogi nie współpracują, nie mam sił. Marzę o tym by umrzeć.
Próbuję otworzyć oczy, kiedy słyszę jej szept tuż nad moją głową.
-Nie poddawaj się. Walcz Skarbie. Nie mogę Cię stracić, zaraz będzie karetka.- chce jej powiedzieć jak bardzo ją kocham i jak bardzo jest dla mnie ważna. Jednak nie mam już siły. Nie mam siły by walczyć, moje serce nie ma siły aby bić. Jakie szczęście mnie spotkało, że mogę odejść w jej ramionach. -Rafał, nie odchodź słyszysz. Ja - głos jej się łamię- ja nie mogę Cię stracić. Nie Ciebie.
Czuję jak gasnę, to właśnie ten moment, kiedy urojenie wydają się być rzeczywistością. Uśmiecham się, bo są właśnie takie o jakich marzyłem by były w chwili śmierci. Jest idealnie. Tam na górze spotkam się z moim tatą, moją kochaną babcią. Będzie mi tam dobrze. Słyszę jej płacz i krzyk. To koniec.
CZYTASZ
Zawieszeni
RomanceO czym myśli Panna Młoda stojąca w białej sukni przed dużym lustrem? Na pewno nie o tym, że jej przyszły mą, którego zna kilka ładnych lat okaże się tyranem. Co czuje, żona gdy mąż wymierza jej pierwszy cios? Powiem, Ci na pewno nie radość. Czy mąż...