Rozdział 24

50 2 4
                                    

Rozdział 24

Siedzę obok łóżka Taty, nie mam siły wstać, tylko patrzę jak podpinają go pod elektroencefalogram. Rafał stoi tuż za mną, czuję jego rękę na swoim ramieniu, ten człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak wiele, taki prosty gest daje mi siły. Milczymy, bo niby o czym rozmawiać gdy jeden ruch ręki wystarczy aby decydować o czyimś życiu lub śmierci. Jak bardzo zmienia się nasze postrzeganie, kiedy stoimy przed zabiciem wroga, a zabiciem kogoś z rodziny.
-Pani Bianko- zaczął lekarz, a ja zatrzymuje powietrze w płucach – Niestety, badanie wykazało brak aktywności mózgu. Trzeba będzie podjąć decyzje. Wiem, że to nie jest łatwe jednak
-Tak, zdecydowanie łatwiej idzie mi pociągnięcie za spust niż wyciągnięcie wtyczki.
-Proszę zrozumieć, Pani Ojca już tu nie ma, zostało jego ciało. Pytanie czy będziemy je wentylować czy nie.
-Bianko, przepraszam, że się wtrącam
-Za co przepraszasz? To, też jest Twoja rodzina – przerwałam Rafałowi – jesteś jej częścią i też powinieneś mieć prawo głosu.
-Dziękuję – całuje mnie w czubek głowy- Pożegnaliśmy tatę. Wiesz czego on najbardziej chciał?
-Być z mamą – wycieram łzy- proszę dać te dokumenty.
-Rodzice byliby z Pani dumni. – lekarz odpowiada z powagą. Składam podpis, a pielęgniarka wyłącza respirator. Przeraźliwy pisk urządzenia wypełnia pomieszczenie. Czuje jak z moich oczu po policzkach płyną łzy. Nie czuje żalu, a ulgę. Moi rodzice są razem i są szczęśliwi.
-Dziękuję. Muszę skontaktować się z zakładem pogrzebowym i przygotować uroczystość. – podskakuje gdy słyszę strzały w moim domu. Patrzę w przerażone oczy Rafała, żadne z nas nie ma tu broni. Wychodzimy z sypialni rodziców. on idzie w prawo. a ja w lewo. Jakbyśmy czytali sobie w myślach.
-Bianka Ty kurwo! – wrzask Anastazji, niesie się po moim domu. Wychodząc do niej, pierwsze co widzę to broń wymierzoną we mnie, a dopiero później widzę ją. – Zabiłaś mi ojca! – przewracam oczami – Odpowiesz za to.
-Uspokój emocje. Bo szkodzisz tylko dziecku. – warczę na nią – też właśnie straciłam ojca i może zaczniemy do siebie strzelać, dopiero po pogrzebach co? Nie mam teraz czasu na pierdolenie. – kula śwista koło mojego ramienia. – Kurwa nie musisz mi dziurawić salonu! Wiesz ile zajmie załatanie tych dziur?! – nie wiem czy dziewczyna jest tak rozjebana emocjonalnie, czy po prostu jest pod czyimś wpływem, jednak widok tego jak przeładowuje broń i przykłada sobie do skroni, sprawiam, że ruszam w jej stronę. -Ty kurwa mądra nie jesteś. Zostaw tą broń. Masz w sobie drugie życie. Który to tydzień?
-Osiemnasty- Anastazja coraz bardziej zalewa się łzami. – Łucja mówi, że moje dziecko też nie będzie się do niczego nadawać tak ja, że lepiej jak zdechnie razem ze mną. – pociąga nosem – że teraz jak tata odszedł to mnie wyrzuci z domu, bo nic mi się nie należy i zdechniemy z głodu. No chyba, że Cię zabije! Wtedy dostanę połowę majątku taty i będę miała na godne życie dla nas. Jednak ja jestem na to za słaba, nie potrafię nikogo zabić.
-Serio? – prycham – wierzysz tej zakłamanej starej raszpli? Powiem Ci, że ja też jej kiedyś wierzyłam. Serio, nawet byłam jej wdzięczna. Teraz wiem, że byłam tylko elementem jej układanki. Odłóż ten pistolet, ja i Rafał Ci pomożemy. Daj mi ten pistolet.- wyciągam do niej rękę – słyszysz? Jesteś mądrą wartościową kobietą, ktoś po prostu Cię wykorzystał. Pora byś decydowała o sobie i o dziecku.
-Nie mam wyjścia. Wrócę tam i będę nazywana słabą.
-To tam nie wracaj!
-I gdzie pójdę? – dziewczyna szlocha, a mnie skończyły się argumenty. Jeden nieostrożny ruch i będzie dziura w głowie..
-Zatrzymasz się w moim domu. Stoi pusty. – Rafał się wtrąca – Łucja tam Cie nie znajdzie. Mam trochę oszczędności. Poradzisz sobie.
-Ja też pomogę. Nie braknie nic, ani Tobie, ani dziecku- podchodzę bliżej niej, ostrożnie, delikatnie. – Już dobrze, jesteś bezpieczna. – łapię za broń i powoli wyciągam, ją jej z ręki. Dziewczyna wtula się we mnie, nie przestając szlochać. Gładzę jej włosy, tak jak kiedyś robiła to moja mama, kiedy chciała mnie uspokoić. – Już dobrze. Jesteśmy przy Tobie, nie zostawimy Cię samą.
-Nawet nie będę mogła iść na pogrzeb taty!
-No dla waszego bezpieczeństwa nie. Wierzę, że Twój tata na swój sposób Cię kochał. Zrozumiałby.
-Pójdę zaparzyć Ci melisy – Rafał zostawia nas same. Podaje jej chusteczki i po prostu z nią jestem. -Anastazjo, muszę wezwać zakład pogrzebowy. Zorganizować pogrzeb taty.
-Przykro mi. – mówi wycierając łzy i kładzie sobie rękę na brzuchu. Powoli uśmiech wychodzi na jej zapłakaną twarz – kopie. Chcesz dotknąć?
-Mogę? – powoli przykładam rękę do jej brzucha, czując delikatne poruszenie. Uśmiecham się, a jedna zabłąkana łza spływa po moim policzku. – To niesamowite.
-Dziękuję i Przepraszam Cie. Was. – Rafał stawia przed byłą dziewczyną kubek z pachnącą melisą- Rafał to nie jest Twoje dziecko. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Musiałam Cię uwieść, byłeś smutny i zagubiony. Tata też mówił, że jesteś idealny. Dopiero później dowiedziałam się, że jestem tylko pionkiem w tej grze.
-Proszę – kubek melisy staje przede mną – Tobie też się przyda. Zacznijmy od nowa.
Otwieram oczy, jedyne co czuje to rękę na moim brzuchu. Odwracam się w stronę mojego narzeczonego i przyciskam się do jego klatki piersiowej. Nie chcę podnosić wzroku, nie chcę nawet myśleć o tym co mnie dziś czeka. Rodzina, kontrahenci, przyjaciele rodziców. Wszyscy dziś tu będą.
-Dzień dobry Okruszku – mój mężczyzna mocno mnie przytula.
-Nie kłam. Dzisiejszy dzień nie będzie dobry.
-Przetrwamy to. Całuje mnie w czoło. Dobrze, że Anastazja wczoraj wprowadziła się do mojego domu, jestem tak jakby spokojniejszy.
-Ja też. – podnoszę się z łóżka i idę pod prysznic. Podczas śniadania florysta układa w korytarzu i salonie białe anturium. Mama zawsze je wybierała na pogrzeby. Mówiła, że w ich towarzystwie jakoś łatwiej się pogodzić ze stratą, że przypominają jej anielskie skrzydła. Dlatego i ja się na nie zdecydowałam. Obraz ze zdjęciem mojego taty już stoi, a za godzinę mają zacząć zjeżdżać się goście. Tak jakby nie mogli przyjechać prosto do kaplicy.
-Kochanie. – słyszę za sobą głos Rafała, odwracam się i zamieram na jego widok. Wygląda jak powinien, wyglądać szef. Ciemno blond włosy ma starannie uczesane, czarna koszula i garnitur ze srebrnymi spinkami- Dziękuję, że pomyślałaś o spinkach.
-Drobiazg. Idę się ubrać. Gdyby ktoś się zjawił to czyń honory.
-Możesz na mnie liczyć. – podchodzi i całuje mnie w głowę, a ja chłonę jego zapach jak gąbkę. Na podjazd wjeżdża Maserati i już wiem, kto z niego wysiądzie.
-Zajmij się nim. – idę do góry, a nim zniknę za drzwiami słyszę donośny głos Ronalda.
-Czy wyście do reszty zdurnieli? – zamykam drzwi z hukiem. Doskonale wiem, że chodzi mu o Anastazję. Wkładam na siebie czarne pończochy i dopasowaną czarną sukienkę, pomimo braku słońca za oknem do kopertówki chowam czarne okulary. Nie chcę aby pastwili się nade mną i śmiali za moimi plecami. Chociaż i tak będą to robić, a ja będę udawać, że tego nie widzę. I pomyśleć, że ludzie gdy na nas patrzą myślą „Idealni", ta jasne. Ciekawe czy jeden z drugim zamieniłby się ze mną miejscami. Pytanie też, czy ja potrafiłabym żyć jak normalny człowiek. Jestem gotowa, dość tych rozmyślań. Wsuwam czarne baleriny na stopy i schodzę na dół. Witam się z gośćmi i przyjmuje wyrazy współczucia od każdego. Jest inaczej niż rok temu na pogrzebie mamy, nie podchodzę do wszystkiego aż tak emocjonalnie. Cała oprawa pogrzebu jest taka jak tata chciał, nie za dużo kwiatów, nie ma tez dużego wieńca na trumnie. Mężczyzna z zakładu pogrzebowego był w szoku, gdy powiedziałam, że zamiast dużego chabazia mają położyć białe anturium. Podczas ceremonii nie skupiam się nad tym co mówi ksiądz, w myślach wracam do wspomnień. Do tego jak tata uczył mnie jeździć na rowerze, jak uczył mnie pisać i robić psikusy mamie. Wracam do naszych wieczorów przy planszówkach, czy nawet do kłótni, a tych chyba było u Nas aż za dużo. Jednak, gdy tak teraz na to patrzę to wiem, że one były potrzebne.
Niczym robot ruszam w kondukcie żałobnym za trumną. Dwaj mężczyźni idący obok mnie dbają o to, aby nikt mi nie przeszkadzał, a najbardziej podła osoba, którą mam ochotę odstrzelić idzie tuż za nami. Słyszę jej głos i to co opowiada, cioci Ewie.
-Gdybym ja miała tyle pieniędzy, ratowałabym ojca a nie czekała na jego śmierć. -przystaje na chwilę, i nagle z dwóch stron czuję, że mężczyźni łapią mnie pod ręce i prowadzą do przodu.- Jeden za mało, monogamia jest nudna.
-Nie teraz – odzywa się Rafał zagryzając zęby.
-Przyjdzie na to czas – Roland zaczął -Zemścisz się. Jeszcze nie teraz.
Stoję nad dołem wykopanym tuż obok grobu mamy. Nie czuje, żalu, pustki. Niby na śmierć nie można się przygotować. Patrzę jak trumnę z ciałem mojego ojca składają do grobu.
-Do zobaczenia tato. – szepcze pod nosem, dotykając swoich policzków. Płakałam? Nawet nie czułam. Po pogrzebie, wszyscy podchodzą i składają kwiaty, przytulają mnie i mówią jak bardzo mi przykro. Następną osobą która staje naprzeciw mnie jest ciocia Łucja. Mężczyźni zastępują jej drogę.
-Chciałam powiedzieć jak bardzo mi przykro- mówi zapłakana ciotunia. Patrzę na nią, a ona się uśmiecha, perfidnie. - A nie nie jest mi przykro. Już nie długo się zobaczymy.
-Nie mogę się doczekać. -warczę przez zęby – masz tupet by się tu pojawić.
-Nie chciałam przegapić tego cyrku.- wujek Andrzej popycha ciotkę i staję naprzeciw mnie. To brat mamy, młodszy.
-Bianuś bardzo mi przykro- przytula mnie do siebie. – jesteś silna. Poradzisz sobie.
Chociaż on jeden to we mnie dostrzegł. No poza tym po prawej i tym po lewej mojej stronie. Tłumy znikają w okamgnieniu, a poczęstunek w domu zdaje się nie mieć końca.
-Rafał – zaczynam – pójdę na górę. Nie mam na to siły.
-Zajmę się ludźmi. Możesz być spokojna.

Nie mogę wyjść z podziwu dla Niej. Tak dzielnie stawia czoła każdemu. Widzę, że jej skóra stała się blada i szara. Mam nadzieje, że wkrótce wszystko wróci do normy.
-Rafał – odwraca się do mnie, Patrzę w jej czekoladowe oczy i wiem, że ma dosyć. – pójdę na górę. Nie mam na to siły.
-Zajmę się ludźmi. Możesz być spokojna. – Widzę jak odchodzi po schodach na górę. Cała ta sytuacja musiała nie źle ją wyczerpać. Żegnam ludzi w jej imieniu, tłumacząc złe samopoczucie mojej narzeczonej. Trzy godziny później siedzimy sami z Rolandem.
-Co teraz? – pytam go, a On wychyla szklankę whisky.
-Nie wiem. Obawiam się tylko, że teraz to Ty staniesz się celem. Łucja będzie chciała osłabić Biankę do granic możliwości. Zaproponuj jej jakiś wyjazd, wakacje czy coś.
-Ona nie zostawi tego wszystkiego. Jestem niemal pewny, że będzie chciała dokopać Łucji.
-To już ty musisz ją namówić. Dasz radę. Jadę do domu.
-Dzięki. – odpowiadam. A kiedy dom wypełnia cisza idę do góry. Mój Okruszek spokojnie oddycha. Biorę w ręce smartphone i wyszukuje najbardziej kuszące tropikalne kierunki, wszystkie wydają mi się oklepane. Delikatne pukanie , sprawia że Bianka zaczyna się kręcić na łóżku. Otwieram drzwi i widzę smutną twarz Ady.
-Notariusz do pani Bianki.
-Zejdę do niego. Bardzo Cię proszę, dziś przychodź ze wszystkim do mnie. Bianka musi odpocząć.
Idę za Gosposia na dół, gdzie czeka już kobieta ubrana na szaro. – Witam.
-Witam, gdzie Pani Bianka?
-Jak Pani widzi, właśnie trwa sprzątanie po stypie. Bianka dziś pochowała Ojca, co ją wyczerpało.
-Rozumiem proszę jej przekazać wyrazy współczucia.
-Dziękuję w imieniu narzeczonej.
-Tutaj są dokumenty. – zabieram od blondynki dokumenty.
-Bianka się do Pani odezwie. – odkładam ba biurko dokumenty i wracam do swojej narzeczonej. Kładę się u jej boku, a Ona tak słodko się we mnie wtula. -Kocham Cię

ZawieszeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz