Rozdział 18

100 7 11
                                    

Rozdział 18

Wysiadamy pod kamienicą, cholernie się stresuję. Nigdy nie brałam udziału w akcji pod przykrywką, czy jak to tam się mówi. Idziemy na piętro razem z Rafałem, który mocno trzyma mnie za rękę. Stoję tyłem do drzwi, podczas gdy On puka, ja zamieram. Drzwi się otwierają, chodzi mi tylko o to, aby wejść do mieszkania. W kieszeni bluzy ściskam pistolet, nie boję się o siebie. Tylko o tego przystojniaka obok mnie
-Cześć, my z ogłoszenia. – Rafał zaczyna, usiłując wejść do mieszkania
-Jakiego ogłoszenia?
-O wynajem, spójrz? – popycha drzwi pokazując gościowi ogłoszenie.
-Pojebało Was spierdalajcie stąd! – biorę głęboki oddech i działam. Już w kieszeni odbezpieczam broń. Odwracam się do gościa, który jest lekko zszokowany gdy mierze mu prosto w jaja. Jednak w Jego wzroku, jest jeszcze coś. Zna mnie, wie kim jestem.
-Wpuścisz nas, czy chcesz mieć kogel mogel w spodniach? – człowiek się odsuwa. Wchodzimy do mieszkania, a tam dwójka bawiących się dzieci i przestraszona drobna kobieta.
-Marek Katański. Mówi Ci to coś ? – pytam.
-Nie! Kim wy do chuja jesteście?
-Z policji. Szukamy zbiega. – Rafał improwizuje. – dostaliśmy cynk, że może być u was.
-A skąd? Możecie szukać, proszę bardzo. – rozglądam się po mieszkaniu, które nie jest zbyt duże ale czuć w powietrzu jakby zapach strachu, może koleś po prostu bije żonę? Albo ucieka przed policją? Podchodzę do dzieci, które bawią się klockami.
-Cześć- zaczynam jestem Lena. Kurwa lepszego imienia na szybko nie mogłam wymyślić- A Wy jak się nazywacie?
Coś mi zaczyna śmierdzieć, patrzymy z Rafałem po sobie i na matkę dzieci, która z przerażeniem spogląda w naszą stronę, jeden szczegół nie daje mi spokoju. Kobieta ma ręce za plecami a nogi przykryte kocem.
-Śliczne dzieciaki- mówię do kobiety. Szkoda, że takie małomówne, mogę Panią prosić aby pani wstała i podała swój dowód? Pana również. Proszę tak nie patrzeć, potrzebujemy do notatki służbowej.
Rafał puszcza mi konspiracyjnie oko, wyciąga telefon i dzwoni. Widzę przerażenie w oczach dzieci. Szybko do nich wracam i kładę dłonie na ich plecach przytulając do siebie. Wiem, że nikt ich się tu nie spodziewa. A jeśli się pomyliłam. Nie mogłam się mylić, to nie są zwyczajne zbiegi okoliczności.
-Bianko. – spokojny głos Rafała sprawia, że się odwracam. Człowiek, który na pierwszy rzut oka wyglądał na zniszczonego życiem ojca dzieci, teraz trzymał broń przy głowie kobiety.
-Mamo!- przytrzymuje dzieci aby siedziały, moi ludzie wpadają do mieszkania.
-Spokojnie. – mówię. – Adaś zabierz dzieci, ich przytulanki też. Kobieta krzyczy coś po Ukraińsku chyba, ale ja kompletnie nic nie rozumiem.
-Kobieta martwi się, że zabieracie jej dzieci- Rafał na mnie patrzy, jestem pełna podziwu dla tego człowieka.
-Powiedz jej, że dzieci są bezpieczne. Nie chce aby patrzyły na ludzi z bronią. -Kobieta kiwa głowa. – Posłuchaj mnie. – zaczynam – puść tę kobietę, a oszczędzę Ci tortur. Dostaniesz spokojną śmierć.
-Chyba Cię pojebało! – wzruszam ramionami i wyciągam broń z kieszeni bluzy i nóż z jeansów.
-Weź mnie. – nie spuszczam z Niego oczu, wzrok Rafała czuje na swoim ciele. -Bo to chyba o mnie chodzi, Twój kumpel Marek próbował ale mu się nie udało. Jest u Niego- wskazuje na Rolanda- To jak?
-Ok, ale wszyscy mają wyjść.
-Wyjdą jak puścisz kobietę. -ćwiczyliśmy takie akcje z Miklenskym milion razy. Wiem ile rzeczy może pójść nie tak. – Rafał, zabierz Panią i dzieci do naszego domu. Później pomyślimy co dalej.
-A ja myślałem, ze zapowiada się kolejny nudny weekend. – gada do Pani coś po swojemu. Oprawca ją puszcza. A Rafał wyprowadza ją z mieszkania razem z kilkoma ludźmi. Uśmiech tańczy mi na ustach. Siadam przy stole i cmokam.
-Kto jest Twoim szefem?
-Mieliśmy zostać sami!
-Naiwniaku! – mierzy we mnie – schowaj to i gadaj.
-Jak wyjdą.
-Idźcie – Patrze na Rolanda.
-Jesteś pewna?
-A wyglądam jakby nie była? – warczę irytuje mnie to, nie cierpię akcji które przeciągają się w nieskończoność. – Rozproszcie się. Może osoba numer trzy się pojawi.
-Jesteś taka głupia, czy tylko udajesz? – człowiek z bronią stoi naprzeciw mnie.- On już wie, że tu jesteście, ale jest nadal krok przed Tobą.
-Widzisz ja myślę, że depcze mu po piętach. – kula śwista tuż obok mojego ucha i trafia w rękę kolesia pod ścianą. Broń upada na podłogę a pseudo mężczyzna skamle z bólu- Kurwa dłużej się nie dało?
-Sorry. Rafał panikował. – przewracam oczami- musi się sporo nauczyć, ale z drugiej strony mogłaś mu powiedzieć, że mamy szyfr.
-Dobra. Jadę do domu. Daj znać jak coś z niego wyciągniesz.
-Ty ustal skąd przyjechali, ile było i gdzie jechali.
-Luz- odpowiadam i wychodzę. Wsiadam na tył samochodu prowadzonego przez kierowcę. Gdy tylko rusza dostaję ataku paniki. To zawsze wygląda tak samo. Moje płuca mnie palą, a ja nie mogę złapać tchu. Łzy pieką mnie pod powiekami. Uspokajam się, dopiero wtedy gdy parkujemy pod domem. Wysiadam z samochodu i natykam się na Rafała
-Daj jej odreagować. – mój tata zwraca mu uwagę – drugą część piwnicy zmieniliśmy w siłownie, więc niemal od razu wskakuje na bieżnie. Narzucam sobie mordercze tępo. Wszystko po to, aby się uspokoić, a łzy i strach zamienić w fizyczny ból. W biegu pozbywam się bluzy. Ktoś wchodzi, ale mało mnie to interesuje. To jest moja chwila. Podkręcam tępo, bo nie czuje ukojenia.
-Wody? – jego głos wytraca mnie z równowagi, ląduje jak długa na twardej podłodze, a ten osioł zanosi się śmiechem – Chyba Cię rozproszyłem.
-Chyba. – podaje mi rękę, ale jej nie łapie. Podnoszę się sama. -Dałbyś mi spokojnie odreagować.
Zastawia drzwi krzesłem i idzie w moją stronę. Ten wzrok nie prowadzi do niczego, złego.
-Odreagować powiadasz – uśmiecha się z żarem w oczach.
-Odejdź! – warczę na Niego- jestem cała spocona!
Podchodzi do mnie i wpija się w moje usta, mocno groźnie. Podnosi mnie za pośladki i gdzieś niesie. Przygryzam jego wargę, jęczy seksownie prosto w moje usta. Dobija moim ciałem do ściany i stawia na podłodze od razu dobierając się do moich spodni. Szarpie się z Jego paskiem. Niech go szlak!
Moje spodnie i majtki lądują gdzieś tam, a w ślad za nimi idą spodnie Rafała. Wpija się w moje usta, podnosząc mnie do góry i po chwili opuszcza. Oplatam go nogami, nabijając się coraz bardziej ma jego penisa. Jęczę z każdym wypełniającym mnie milimetrem. Tym razem jest inaczej. Jest stanowczy, szybko się we mnie porusza. Dochodzę niemal od razu. Jęczę podczas orgazmu, a moje ciało staje się wrażliwsze. On nie przestaje. Pieprzy mnie tak, że już oboje opadamy z sił. Wbijam mu paznokcie w szyje gdy kończy mnie drugi raz. Nie mogę opanować oddechu, czuje ciepło wylewające się do mojego wnętrza.
Jestem zmęczona i odprężona. Tego uczucia nie da się porównać nawet z dziesięciokilometrowym biegiem.
-Odreagowałaś? – pyta – naciągając spodnie na idealnie kształtny tyłek.
-Odreagowałam. Skąd wiedziałeś czego mi trzeba?
-No cóż nie wiedziałem, ale nie dostałem w twarz więc- wzrusza ramionami- warto było spróbować.
-Uwielbiam Cię i nie wiedziałam, że znasz ukraiński.
-Miałem dużo czasu podczas rehabilitacji. Musiałem skupić się na czymś innym niż tęsknocie za Tobą. A wtedy moja mama poznała i spotykała się z jednym Ukraińcem.
-A kiedy Twoja mama się z Nim rozstała? – pytam, bo świta mi pewien pomysł.
-No jakoś nie długo po tym, jak poznałem Matyldę. Mama zaczęła później pić, a ja kupiłem dom. O co chodzi?
-Chodź do zdjęć. – poprawiam się uśmiechając jednocześnie. Adrenalina nadal krąży mi w żyłach. Przyglądamy się zdjęcia jednak na żadnym zdjęciu, nie ma nikogo podobnego. – A Ty czego się dowiedziałeś od tej kobiety? – Patrzę jak tata wchodzi do środka, ledwo stoi. – tato marsz do łóżka.
-Też się chętnie dowiem. Co mówiła ta kobieta. – mówi siadając na krześle – Bianka nie patrz tak, albo zakleję Ci buzie.
-No to zróbmy tak, powiem Wam co mówiła kobieta. A później Pan pójdzie do łóżka, a Okruszek wezwie lekarza. Ok? Takie słowne przepychanki nie mają sensu. – kiwam głowa, tata też przytakuje- To tak, jej mąż miał podobno przyjechać do polski i pracować, mówił jej że ma przyjechać, że wysyła transport. Czekali na nią i dzieci w umówionym miejscu. Po przyjeździe do polski, ich ojciec został zabity na ich oczach. Sofija miała zostać sprzedana do burdelu a dzieci. No cóż. Nie muszę tego mówić.
-Albo na organy, albo do burdelu. – dokańcza tata a ja dostaje gęsiej skórki.
-W ile osób jechali, jakieś trzydzieści kobiet i dzieci.
-Kurwa.
-Za trzy dni miał przyjechać ten szef. -Rafał przechadza się po całej długości pokoju – a gdyby tak, zostawić telefony tej dwójki włączone, aby wiecie rozmawiali z tym szefem.
-Dobrze kombinujesz. – odzywam się – trzeba to przedyskutować z Rolandem, ale ja muszę zostać z ojcem.
-Weź ochronę. Ja z Nim zostanę i wezwę lekarza. Jak mi podasz do niego numer. – uśmiecham się do Niego właśnie takiego partnera mi trzeba. Uśmiecham się do Niego.
-Gdybyś jeszcze mógł, to poproś Sofije aby zrobiła listę potrzebnych rzeczy dla dzieci i dla Niej. Lekarz niech ich zobaczy. Postaram się być jak najszybciej. Gdyby coś się stało to dzwon.
-Nie ma sprawy Okruszku.


Zostaje sam z Panem Krystianem. Gołym okien widać, że coś mu dolega i coś go boli. Pukam do Jego sypialni, ale nie czekam już na proszę.
-Panie Krystianie. – zaczynam- lekarz będzie do pół godziny.
-Dziękuję Synu. – staram się uśmiechnąć, chociaż przychodzi mi to z trudem. Czuję się wyjątkowy gdy nazywa mnie synem. – mógłbyś tu chwilę posiedzieć ze mną?
-To będzie dla mnie zaszczyt, a gdybym zasłonił zasłonę chociaż jedną, to promienie słońca nie byłyby tak dokuczliwe.
-Dobrze, ale zaraz po tym usiądź. Chcę z Tobą porozmawiać.
-Jestem.
-Rafał masz poważne zamiary wobec Bianki? Mam nadzieję, że nie chodzi Ci o jej pieniądze.
-Dla mnie liczy się, Ona jako kobieta. Przyznam szczerze, że przez ostatni rok Bianka bardzo się zmieniła, wydoroślała i stała się pewna siebie. Jednak dla mnie nadal będzie małym Okruszkiem i będę ją chciał chować w swoich ramionach. Kocham ją, za uśmiech, głębie spojrzenia, za drżenie głosu.
-Cieszę się, przyda jej się wsparcie po moim odejściu. Czuję, że moja żona wzywa mnie do siebie- uśmiecha się – chyba się stęskniła za mną, tak jak ja za nią.
-Bianka się załamie jeśli Pan odejdzie.
-Będzie miała wsparcie w Tobie. Dbaj o nią. Proszę Cię, pamiętaj aby nigdy ja nie zranić.
-Przysięgam Panu, nigdy nie będzie sama.
-Panie Bolowski, lekarz przyjechał.
-Już idę. - wstaje z krzesła- Pójdę teraz sprawdzić co z Sofiją i dziećmi. Jak lekarz skończy będę gdzieś na dole.
-Rób swoje, mną się nie przejmuj. Tworzycie z Bianką zgrany team- uśmiecha się - Tak to się chyba mówi w waszym języku.
Idę do sypialni, którą kiedyś zajmowałem. Kto by pomyślał, że jeszcze tu wrócę. Pukam delikatnie.
-Cześć Sofija- zaczynam, strach w jej oczach jest tak ogromny, że aż mam dreszcze. Przytula do siebie dzieci- Wiem, że wolałabyś rozmawiać z kobietą, jednak Bianki teraz nie ma.
-Boję się jej. - szepcze.
-Zupełnie niepotrzebnie, przy tej akcji mogła się wydać trochę straszna. Jednak dzięki temu żyjecie. Bianka, prosiła byś zrobiła listę co jest potrzebne dla dzieci i dla Ciebie
-Nic, tylko spokój.
-Posłuchaj, musicie w czymś chodzić i dzieciaki muszą mieć się czym bawić.
-Co się z nami stanie?
-Jak znam swoją kobietę to nic złego. Jednak, to już Ona musi Wam powiedzieć. Nie musicie siedzieć w jednym pokoju, możecie wyjść do ogrodu czy gdzieś.
-Lepiej nie, nie chce by znów ktoś bił moje dzieci.
-Ktoś je bił?- Zaciskam pięści.
-Tak bo chciały jeść.
-Zaczekajcie - idę do kuchni, starając się dowiedzieć o której zostanie podany obiad i od razu wracam- Chodźcie. Gosposie już podają obiad.
-Ale jak, mamy jeść z Wami?
-No oczywiście! A co Ty sobie myślałaś? Jesteście tu gośćmi, zupełnie jak ja.
-Ty tu nie mieszkasz? - Sofija wydaję się tracić grunt pod nogami
-Nie martw się. Naprawdę. A teraz zabierz dzieciaki i zapraszam.
Nie rozumiem, jak można bić dzieci, jak można je krzywdzić. głodzić a później sprzedać. Nie mieści mi się to w głowie. Dziwnie się czuję będąc obsługiwanym, kiedy każdy wszystko przynosi mi pod nos. Lekarz staje w progu i przywołuje mnie ruchem ręki. Po jego minie widzę, że nie ma dobrych wiadomości.
-Pan Krystian musi trafić do szpitala, przyjąć chemię. Może uda mu się tym kupić kilka tygodni czy miesięcy. Bez tego, może odejść w każdej chwili.
-Co On mówi?
-Że Pani Bożena czeka na niego i nie może jej zawieść. - chowam twarz w dłoniach - Mówi też, że Bianka ma Ciebie i będziecie godnie rządzić. Prosił też, abym zajrzał na jakieś dzieci i jakąś Panią.
-Tak, można powiedzieć, że uratowaliśmy ich dzisiaj. Oni są z Ukrainy. Prosiłbym, aby najpierw dać im zjeść. Zapraszam również, może Pan się do Nas przyłączyć. - waham się czy wypada mi o to pytać jednak, nie ma tu Okruszka więc zaczynam- Co z jedzeniem dla Pana Krystiana?
-Ból głowy, prowokuje wymioty, więc zalecałbym karmienie dożylne.
-Niech zgadnę. Odmawia?
-Dokładnie.
-Pogadam z Bianką.
Siedzę z nimi przy stole, a stan zdrowia Pana Krystiana nie może mi wyjść z głowy. Dwoje ludzi, kocha się tak bardzo, że nie mogą bez siebie żyć. Dąbkowski, jest spokojny o córkę, jest przekonany, że zostawiając ją ze mną, zostawia ją w dobrych rękach. A co, jeśli moje ręce nie są wystarczające?

ZawieszeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz