Rozdział 28

180 8 9
                                    

Rozdział 28

Wchodzę do domu i naciągam na siebie bluzę Rafała. Wiem, że Miklensky jest na dole, będzie mnie pilnował, abym nie zrobiła czegoś głupiego. Co głupiego może zrobić osoba, która właśnie bezpowrotnie, straciła miłość swojego życia? Wszystko co przychodzi mi do głowy jest niemożliwe, tylko dlatego, że noszę dziecko Swojego narzeczonego. Pukanie do drzwi wyrywa mnie z zadumy.
-Gotowa? – nie wiem jak można być gotowym przekazać ludziom, Ze ich szef nie żyje. Miklensky patrzy na mnie.
-Co się gapisz? – nie jestem dziś stworzona do egzystencji, prawie nie spałam, a od rana męczą mnie wymioty. Mam dość.
-Bianka od wczoraj nic nie jadłaś.
-Nie mam ochoty. Jedzmy już do tego warsztatu.
Na miejscu są już wszyscy, samochody stoją w garażu, a oni pracują jakby wczoraj nic się nie stało. Co prawda, prawie nie ma śladu po wczorajszych wydarzeniach. Przemek macha mi radośnie idąc w moim kierunku.
-Cześć – mówi z uśmiechem -Rafała jeszcze nie ma.
-Zwołaj wszystkich w biurze. – drży mi podbródek i ledwo mogę mówić. Siadam na jego krześle, po czym wstaje. Bo nie wiem, czy On by sobie tego życzył. Spoglądam za okno, mechanicy już idą. Zaciskam dłonie na oparciu krzesła, tak bardzo, że palce robią mi się białe. Nie potrafię zatrzymać łez.
-Co się dzieje? Gdzie jest szef? – pyta Darek.
-Jestem tu – głos mi się łamie, naprawdę staram się pozbierać- -Jestem tu by Wam przekazać, że wczoraj Rafał zginął. – mówię to na jednym wdechu. – bardzo mi przykro.
-To Twoja wina! – patrzy na mnie Przemek – to Ty go zabiłaś! Dopóki się tu nie pojawiłaś było normalnie, a teraz On nie żyje! Jak zginął?! Dobra wiesz co, nie odpowiadaj. Cokolwiek powiesz nic to nie zmieni. Kiedy będzie pogrzeb?
-Nie – zbieram się w sobie, Przemek nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wiele ma racji.
-Nie wiadomo jeszcze. Trwa sekcja zwłok w zakładzie medycyny sądowej.
-Nie z Tobą rozmawiam? Kim Ty w ogóle jesteś? Znalazła sobie kolejna ofiarę? Uważaj wiesz jak skończył nasz przyjaciel.
-Kurwa Koleś! Jestem ich przyjacielem. Normalnie obiłbym Ci mordę, ale tego nie zrobię. Skończ ją atakować. -Roland staje w mojej obronie. Podczas gdy ja zbieram siły.
-Pokończcie to co macie zaczęte. Nie bierzcie nic nowego dopóki nie załatwię formalności. Nie wiem kiedy to będzie.
-A cokolwiek wiesz? – pyta ktoś z tylu.
-Wiem, że straciłam cząstkę siebie. Jakby coś się działo jestem pod telefonem.
Wychodzimy, a dźwięk telefonu Rolanda, sprawia ze aż się wzdrygam. Patrzę na to miejsce gdzie wczoraj był Rafał. Gdzie ostatni raz go tuliłam. Stoję i szlocham. Nie potrafię się ruszyć. Mój mózg przesuwa przed moimi oczami obrazy.
-Bianka- Roland mnie szarpie -Dzwonili, możemy odebrać zwłoki. –Dopiero teraz dostrzegam, że Miklensky ma na sobie czarną koszule i garnitur w tym samym kolorze.
-Rafała. Możemy odebrać Rafała. – warczę na niego – jedzmy po jego mamę.
Podjeżdżamy pod kamienice w której wychował się mój narzeczony. To tu uczył się wszystkiego,
Od jazdy na rowerze po naprawę samochodu. Wszystko co potrafił, potrafił dzięki temu, że tu był, tu mieszkał, tu żył. Pukam do mieszkania, nikt nie otwiera. Naciskam klamkę i widzę jak leży pośród butelek. Ja pierdole.
-Co teraz? – pytam Rolanda.
-No nic. Jedziemy sami.
-Ale ..
-Cicho już. Załatwię to. – w samochodzie Roland podsuwa mi pod nos kopertę – Posłuchaj Rafał doskonale wiedział, ze stanowi cel Łucji. Jeszcze przed waszym wyjazdem przyniósł mi te dokumenty i prosił abym się Tobą zajął.
Otwieram kopertę i wyciągam z niej oświadczenie, podpisane przez Rafała, że jestem jedyna decyzyjną osobą co do jego pochówku. Do tego jest też testament i list. W szczególności interesuje mnie to ostatnie.
„Po pierwsze nie płacz.
Jeśli to czytasz to znaczy, że coś mi się stało. W naszym świecie, tak się czasem dzieje, że ludzie giną. Sama wiesz o tym doskonale. Wytrzyj tą łzę – uśmiecham się przez chwile i wycieram łzy – moja mama pewnie pije dalej, ale jeśli mogę Cię prosić, zadbaj o nią przynajmniej spróbuj. Wiem, że bywa trudna. Jeśli nie pije, a chcesz to daj jej mój dom. Niech na starość ma odrobinę luksusu.
Bianka, cokolwiek mi się stało pamiętaj to nie była Twoja wina. Ja chcę Ci bardzo podziękować, za każdą noc i za każdy dzień, za każdy wspólnie rozpoczęty poranek i sen. Za miłość, czas i oddanie. Za wspólne życie.
Nie wiem czy zdążyłem uczynić Cię moją żoną. Wiesz nigdy niczego bardziej nie pragnąłem. Może jeszcze kiedyś, w innym życiu. -łzy moczą kartkę papieru.- Kochanie, żyłaś beze mnie rok. Teraz żyj beze mnie następny rok i kolejny, i kolejny.
Nie zdajesz sobie sprawy, jak wielką siłą władasz. Przyj do przodu, nie załamuj się.
Zawsze Cię kochałem, kocham Cię i zawsze będę Cię kochał mój Okruszku. Pamiętaj, że patrzę na Ciebie z nieba.
Tylko Twój Rafał."
Wybucham szlochem, pożegnał się ze mną. Wiedział, że coś się dzieje
-Gdybym go ostrzegła, może uważałby bardziej? To moja wina.- szlocham mocząc koszule Miklenskiego.
-Możesz coś dla niego zrobić. Dbaj o dziecko.
Mężczyzna w prosektorium, nie dyskutował gdy pokazałam mu papierek o decyzyjności. Mogłam się jeszcze z nim pożegnać, chwile pobyć.
-Przysięgam Ci kochanie- gładzę jego głowę – Odpowie za to co Ci zrobiła. Kocham Cię.
Panowie z zakładu pogrzebowego patrzą na mnie z politowaniem.
-Jak zwykle białe anturium?
-Nie. Proszę zrobić serce. – Przełykam łzy- serce, z czerwonych róż. Na szarfie ma być napisane : Dla mojego bohatera. Zawsze Twój Okruszek.
-Dobrze Pani Bianko. Będzie jak Pani sobie życzy. – ten człowiek w ciągu półtorej roku przygotował dla mnie cztery pogrzeby. Każdy był inny, każdy wyjątkowy, każdy na wskroś raniący.
-Wracamy do domu? – pyta Roland – musisz przygotować garnitur, koszule, buty.
-Zamknij się. Błagam Cię. Zawieź mnie do domu i zostaw samą.
-Nie, dopóki nie przepracujesz straty.
Wracamy do domu i zaczynam przygotowywać ubranie dla mojego ukochanego. Nie potrafię przestać płakać. Nie potrafię się uspokoić. Koszula, garnitur. Każdą z tych rzeczy przytulam do siebie i wchłaniam jego zapach.
-Roland zawieziesz te rzeczy do zakładu pogrzebowego? Ja nie dam rady. Muszę iść się przespać.
-Wracam do godziny.
-Spoko- Patrze jak wyjeżdża z bramy, biegnę do zbrojowni i biorę pistolet. Jeszcze tylko kluczyki do samochodu i ciotuniu za chwile się widzimy. Otwieram półkę na kluczyki, jednak żadnych tam nie ma.
Niech go kurwa szlak trafi. Wracam do domu i pierwsze gdzie wchodzę to salon. W momencie wszystko ląduje na podłodze nie ważne co to jest, kręci mi się w głowie i jestem wyczerpana.
Budzę się i czuje, że boli mnie ręka. Podnoszę wzrok i widzę worek z kroplówka na stojaku. Kurwa chce to wyrwać, ale czyjaś dłoń mi nie pozwala. Dopiero później, dociera do mnie ze to Roland.
-Miałaś iść spać! Kurwa, a nie demolować cały dom! – drze się na mnie – myślisz, że mnie jest łatwo?! Straciłem przyjaciela, kurwa zajebistego kumpla. Nie tylko Ciebie to boli.
-Nie wiesz co czuje! Nie wiesz jak bardzo pękło mi serce.
-Wyobraź sobie, że wiem! Cztery lata temu straciłem narzeczoną w podobny sposób! Ale ty do chuja masz jeszcze dziecko! Ogarnij się dziewczyno!
-Przepraszam – robi mi się głupio- nie wiedziałam.
-Dobra koniec. Pojutrze jest pogrzeb.
Stoję przed lustrem w czarnej sukience, nigdy tyle nie płakałam. Ciągle czekam aż zadzwoni. Aż wejdzie, pocałuje mnie w nos i powie, ze pięknie wyglądam. Nic takiego się nie dzieje. Zamiast niego w drzwiach staje Miklensky.
-Co z jego mamą? – pytam, a On kręci tylko głową. – Zbyt pijana?
-Mhm. Ktoś do Ciebie przyszedł. To Przemek. Czeka na dole. – schodzę za Rolandem, nie jestem w stanie normalnie ustać na nogach. Cała się trzęsę.
-Bianka- zaczyna gdy tylko mnie widzi- Przyszedłem przeprosić. Ciebie przeprosić.
-Daj spokój, ja pewnie na Twoim miejscu zachowałabym się tak samo.
-Znajomi i przyjaciele Rafała ze spotów, chcą go odprowadzić przy akompaniamencie silników i klaksonów. Masz coś przeciwko?
-Nie. Rafał byłby szczęśliwy.
Podczas ceremonii w kościele cały czas spoglądam w chusteczki, albo na trumnę. Nie ważne co mówi ksiądz, nie ważni są ludzie do okoła. Miklensky wyprowadza mnie za trumną z kościoła. Za drugie ramie trzyma mnie Przemek. Nie ustałabym samodzielnie. Idziemy w kondukcie żałobnym. A samochody obstawiają ostatnią podróż mojego ukochanego. Oddają mu hołd poprzez ryk silników i pisk klaksonów. Co chwila kiwam głową, dziękując im, że tu są, że go nie zostawili. Zaczyna płakać, a ja ledwo stoję nad dziurą w ziemi, każda sekunda zbliża mnie do nieuniknionego. Nie daje rady dłużej stać, padam na kolana.
-Nie zabierajcie mi go. Błagam -Całuje trumnę, lecz to tylko skrzynka. Opakowanie. Nie On, nie mój Rafał.
-Bianko, Oni muszą. Pozwól mu spocząć w spokoju- Odzywa się Roland, który razem z Przemkiem odciągają mnie od grobu. Gdy trumna zjeżdża w dół głośny krzyk wydobywa się z moich ust.
-Żegnaj. - szlocham klęcząc na zimnej ziemi. - Do zobaczenia ukochany.

Koniec części pierwszej.
Dziękuję, że towarzyszyliście mi w mojej kolejnej przygodzie. Mam nadzieję, że dostarczyłam Wam chociaż odrobinę emocji.

ZawieszeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz