Rozdział 21
Wtulam się w mojego mężczyznę i chłonę do siebie jego zapach. Wieczór jest piękny, chociaż nie widać tylu gwiazd, co z ogrodu Rafała. Doceniam każdą wspólną chwilę spokoju.
-Kochanie- zaczyna Rafał.
-Tak.
-Chcę się z Tobą ożenić.- podnoszę wzrok, zastanawiając się czego się naćpał, – Nie patrz tak. Wyjdź za mnie.
Kładę dłoń na jego policzku, czując jak zaciska szczęki, przyciągam do siebie i składam delikatny pocałunek na jego ustach. Przyjemne ciepło, rozchodzi się po moim ciele, kiedy nasze języki się stykają. Nasz pocałunek przerywa, podjeżdżający pod bramę samochód.
-Państwo Zdunowscy przyjechali.
-Wpuść ich. – odpowiadam i patrzę na Rafała, który wyraźnie się denerwuje.
Kobieta niemal wypada z samochodu, ocierając łzy.
-Gdzie jest moje dziecko? – pyta- błagam oddajcie mi je.
-Spokojnie, Helenka śpi. – odpowiadam – A my musimy porozmawiać. Zapraszam do salonu.
-Ja ją muszę zobaczyć. – Pani Zdunowska nie daje za wygrana, mężczyzna wygląda na bardziej opanowanego.
-Ja Panią zaprowadzę do Helenki – Rafał działa, chyba nie tylko na mnie uspokajająco. Kiwam przytakująco głowa.
-Później zapraszam do salonu. Uważajcie aby nie obudzić Bartusia.
-Rozumiem kochanie – Rafał całuje mnie w głowę, a ja się uśmiecham. Pan Zdunowski stoi obok samochodu- Zapraszam Pana, pójdzie Pan ze mną?
-Przepraszam, ale w samochodzie mam śpiącego półrocznego syna. – biorę głęboki oddech.
-Jeśli Pan chce, może Pan go zabrać ze sobą. Szybko Panu przekaże wiadomości i będziecie mogli ruszyć w drogę.
-Z chęcią napiłbyś się kawy. Przejechałem prawie pięćset kilometrów. – wyciąga niemowlaka w nosidle i powoli idzie w moja stronę. Mam gule w gardle, jednak spojrzenie w niebo szybko ją niweluje. Proszę Adę aby przygotowała poczęstunek dla naszych gości.
-Zarezerwuje Państwu hotel.- odpowiadam bez namysłu.
-Poszukiwanie Helenki pochłonęły prawie całe oszczędności. Nie stać nas na hotel.
-Proszę się nie martwić. Pokryje wszystkie koszta. – odpowiadam bez namysłu.
-Co działo się z Helenką? -Biorę głęboki oddech, a Rafał z Panią Zdunowską wchodzą do salonu. Mój mężczyzna siada obok mnie i łapie moją dłoń pod stołem. Spoglądam w jego bursztynowe oczy i wszystko wydaje się być prostsze, łatwiejsze.
-Helenkę poznaliśmy wczoraj. Uwalniając ją z rąk porywaczy. Początkowo myśleliśmy, że jest z Ukrainy. Dopiero dziś udało nam się ustalić prawdę, od razu skontaktowaliśmy się z Państwem oraz komisariatem policji.
-Gdzie miała trafić? Co z jej porywaczami odpowiedzą za to?
-To co powiem – Rafał przejął pałeczkę. – nie będzie należeć do miłych i przyjemnych wiadomości. Helenka miała trafić albo do burdelu albo na narządy. Jeśli z kolei chodzi o jej porywaczy, to nie żyją.
Reakcja jej rodziców była dokładnie taka jakiej się spodziewałam, jej matka zalała się łzami a Ojciec schował twarz w dłoniach.
- Pójdę po dziewczynkę – zbyt dużo emocji jak na jedno pomieszczenie -Hej, maluszku- budzę Helenkę, chodź Skarbie. Pójdziemy do mamy i taty.
-Przyjechali? – kiwam potakująco głową. -Mogę do nich iść?
-Tak oczywiście. – nagle jej małe rączki lądują na mojej szyi, a ona sama mocno się do mnie przytula.
-Dziękuję Ci Bianko!- ukradkiem wycieram łzę.
-Zabawki zabierzesz ze sobą.
Gdy rodzina Zdunowskich opuszcza nasz podjazd, zjawiają się rodzice Bartusia, sytuacja się powtarza, z tym że siniaki na ciele mamy Bartka i odór alkoholowy bijący od jego ojca, budzą mój niepokój. Zabieram Panią Agatę i idziemy budzić jej dziecko.
-Pani Agato- zaczynam – czy mąż Panią bije?
-Nie nie skąd ten pomysł? – wzdryga się.
-Mam oczy. Jednak jeśli nie chce Pani pomocy to proszę- podaje jej plik pieniędzy- wystarczy na uwolnienie się od tyrana i nowy początek.
-Czy Pani oszalała? Ja nie będę miała jak oddać!
-Weź mamo. Będziemy mogli być sami, nikt nas nie będzie bić. – gdyby to był ktoś z mojego otoczenia wyciągnęłabym pistolet i przestrzeliła gościowi łapska. Jednak to jest inny świat.
-Widzi mnie pani pół godziny i ot tak wręcza mi pieniądze.
-Tak, też kiedyś byłam bita. Wiem jak to jest. Tu jest mój numer telefonu- zapisuje na kartce- proszę dzwonić. O każdej porze dnia i nocy. Pomogę Wam.
-Gdzie mam ukryć te pieniądze? On nie może ich znaleźć.
-Tutaj. – podaje jej pluszowego misia z kamerką.
-Idziecie? – ten głos sprawia, ze się wzdrygam. Tak bardzo przypomina mi Dawida.
-Macie zarezerwowany hotel. Możecie odpocząć i jutro ruszyć w drogę. Koszty są po naszej stronie. Prawda kochanie? – przytulam się do Rafała, by poczuć się bezpiecznie.
Goście wychodzą, a my w końcu mamy wolne. Zaglądamy do taty, ale jego miarowy oddech sugeruje, że śpi.
-Wiesz że jesteś moją bohaterką? – odzywa się Rafał, gdy kładziemy się spać.
-Nie mów tak tylko mnie przytul. – zasypiamy wtuleni w siebie. Nowy dzień, przyniesie nam nowe możliwości. Pukanie do drzwi wyrywa mnie ze snu.
-Kto tam? – Wołam.
-Ada, proszę Pani. Ma Pani gościa, Pani Łucja przyjechała.
-Już do niej idę – całuje usta mężczyzny mojego życia.
-Zejdziesz zaraz do nas? – pytam gdy mocno mnie do siebie przytula
-Tak Kochanie. Mam nadzieje, że dziś będzie spokojniejszy dzień.
Zakładam dres i bawełniana koszulkę, a włosy płacze w kucyk na czubku głowy. Zbiegam ze schodów i niemal ląduje w ramionach mojej cioci.
-Tęskniłam za Tobą! Gdzie się podziewałaś tyle czasu? – zaczynam.
-Ja też za Tobą tęskniłam. Nawet nie wiesz jaką ulgę poczułam gdy przeczytałam, że Zdrojowski nie żyje. Bianuś, a jak ty sobie radzisz, w tym okropnym świecie? Jesteś taka delikatna. – zaraz, zaraz. Czy to ta sama osoba co mówiła mi, że jestem silna i ze wszystkim sobie poradzę. – Dobrze, że masz tatę. Właściwie gdzie On jest?
-Leży ciociu. – łzy napływają do moich oczu – tęsknota za mamą go zabija.
-No i jak ty sobie z tym wszystkim poradzisz? Sama w tym męskim świecie. Powinnaś poprosić o pomoc kogoś doświadczonego- albo tak dobrze udaje, albo nic nie wie. Chyba, że to ja jestem już przewrażliwiona. – może jakiegoś silnego mężczyzn...
-Dzień dobry – Rafał wygląda cudownie w czarnym dresie, bawełniana koszulka opina jego idealne ciało.
-Dzień dobry – odpowiada ciocia. -Bianuś, naprawdę ktoś mądry musi przejąć interesy taty.
-Ja je przejmę- mówię z pewnością siebie – mam u boku, wspaniałego mężczyznę.
-Czy myśmy się już kiedyś nie spotkali? – Rafał jest spięty – mam wrażenie, że skądś Panią znam.
-Bianko, masz coś przeciwko abym razem z moim nowym mężem zjawiła się dziś na kolacji? Obgadamy przejęcie przez nas, interesów taty.
-ale .. – staram się odezwać
- Pogadamy wieczorem. Będziemy w trójkę. Przygotuj wszystkie dokumenty.
Patrzę jak ciocia wychodzi i nie dowierzam jak bardzo się przez ten rok zmieniła. Zawsze to była moja kochana ciotunia, a teraz.
-Znam tą kobietę, nie wiem skąd, ale ją znam.
-Muszę pogadać z tatą. Boję się iść do niego sama.
-Pójdę z Tobą. -Rafał łapie mnie za rękę.
-Tato- otwieramy lekko drzwi.
-Bożenka?- staram się nie rozpłakać – Przepraszam, że musiałaś na mnie tyle czekać. Chciałem zająć się naszą córką. Nie zdajesz sobie sprawy jaka silna się stała.
-Tato to tylko ja -zaczynam – Bianka. Jest też ze mną Rafał.
-Przepraszam, myślałam że to mama. – Ocieram ukradkiem łzy, nigdy nie chciałabym znaleźć się w takiej sytuacji.
-Chciałem zapytać o to jak się czujesz?
-Daj spokój córeczko.
-Ciocia Łucja dziś przyjeżdża na kolacje, chciałam zapytać czy będziesz nam Towarzyszył.
-Nie zostawiajcie jej samej w domu. To podstępna żmija. Uważajcie na nią i nie ufajcie jej.
Cały dzień mija mi w stresie, a mężczyzną na treningu. Roland nie odpuszcza nikomu, nawet Rafałowi. Kończę makijaż kiedy Bolowski wchodzi do naszej sypialni.
-Padam- kładzie się na łóżko- nie mam siły.
-Skarbie dasz radę. Roland zostanie na kolacji?
-Tak. Idę pod prysznic- staję naprzeciw niego
-Mogę tak iść? – pytam, a jego wzrok od razu płonie.
-Wyglądasz cudownie. – całuje mój policzek- jednak chciałbym to z Ciebie ściągnąć. -Miętowa sukienka, dobrze podkreśla moje kształty i kolor tęczówek. – naprawdę muszę zakładać garnitur?
-Mhm- uśmiecham się – niesamowicie kręcisz mnie w garniturze.
-To założę. Idę się kapać.
Schodzę powoli do salonu, gdzie czeka na nas Miklensky, już odświeżony i przebrany. Patrzy na mnie zielonymi oczami, a mnie przebiegają dreszcze.
-Wow pięknie wyglądasz. – Roland wstał i usiadł – jesteśmy gotowi, znasz tego męża ciotki?
-Właśnie nie i to mnie martwi. – czarny mercedes wjechał na podjazd, jednak to nie on przykuł moja uwagę. Na schodach stał mój mężczyzna. W garniturze wyglądał nieziemsko. Budził szacunek już samą swoją postawą, było w nim coś delikatnego ale i ostrego. Coś jak połączenie czekolady i chili. Idealne. Cała nasza trójka była zażenowana w tym samym stopniu. Przed nami stała moja ciotka Łucja, Grigorij i Matylda. Rafał głośno przełknął ślinę. Ja zaniemówiłam.
-Witam państwa w imieniu gospodarzy – Głos Rolanda sprawił, że przywołałam się do porządku.
-Siadajcie. – odzywam się, ściskając dłoń Rafała. Chyba tylko po to, aby mi nie uciekł. Do niej. – Przejdźmy od razu do rzeczy. – zaczynam bez wstępów. Dłoń Rafała spoczywa na moim udzie, co tylko dodaje mi pewności siebie. – Co tu robicie i po co?
-No cóż mamy dość grania w kotka i myszkę. – odzywa się Rosjanin. – plotki głosiły że masz silne wsparcie jednak Rolanda Miklenskiego się tu nie spodziewałem.
-Widzisz. Razem z Bianką tworzymy zgrany team.
-No i jeszcze zostaje nam kwestia dziecka Anastazji – mrużę oczy, nie znam żadnej Anastazji – Matyldy jeśli wolisz.
-Co proponujesz?
-Od razu konkrety. – wzdycha ciocia która do ten pory miałam za przyjaciółkę. – Widzisz, odziedziczyłaś sporo po mamie, mężu. Myślałam że dłużej będę musiała czekać aż go wykończysz. A tu proszę miłe rozczarowanie.
-Utrzymanie Rafała daleko od Ciebie, też dobrze mi szło. – dopełnia rusek- najpierw sam kręciłem się koło jego matki, a później moja głupia córka się zakochała. No i jeszcze Marek był w tobie zakochany więc przez rok łatwo szło. Mogłem pracować, ale teraz wiecznie krzyżujesz mi plany!
-O to przecież chodzi. Nikt nie będzie rządził na moim terenie.
-Powiem tak. – Grigorij patrzy mi w oczy- zabierasz sobie z majątku dziesięć milionów, resztę łącznie z interesami przejmujemy my – unosi dłoń cioci do ust i całuje – Rafał żeni się z moją córką. Wszyscy żyją długo i szczęśliwie. A męski świat będzie się rządził męskimi prawami.
-Skończyłeś?- wstaje i opieram dłonie na stole- Posłuchaj i zapamiętaj dobrze co powiem. Nie dla psa kiełbasa. Wyciągnąłeś łapę po to co nie swoje. Ja tu rządzę. To mój spadek i to my jesteśmy szefami. Jak Ci się nie podoba to wypierdalaj do tej swojej Rosji.
-Skończ puszczać transporty przez nasze granice. – wstał Roland – Jeśli jeszcze jakiś się pojawi, możesz być pewny, że będzie to wstęp do wojny!
-Ożenię się, ale nie z Matyldą, Anastazją czy chuj wie jak ta dziewczyna się nazywa. Ożenię się z Bianką. A Wam córeczka niech powie z kim się puszcza, bo dziecko nie może być moje.
-Ściągnę tu tyle sojuszników, że będziesz błagać bym odpuścił i wziął to wszystko. Będziesz skamleć u moich stop. Przysięgam Ci Bianko Dąbkowska.
-Zastanów się Bianuś, nad tym co On mówi numer znasz.
Nasi goście wychodzą, a ja stoję bez ruchu jak ten ostatni osioł. Krew mi się w żyłach burzy, albo trzęsę się ze strachu. Nie jestem pewna.
-Zostawcie mnie samą. – mówię cicho a dłonie dwóch mężczyzn niemal jednocześnie przylegają do moich plecy. -Dajcie mi spokój, oby dwaj!
Wychodzą na szczęście. Jednym ruchem ręki strącam naczynia ze stołu. Jak to kurwa możliwe, że dałam sobą manipulować. Pamiętam dokładnie dzień pogrzebu mamy i to jak ciocia dała mi te tabletki. Założę się, że była pewna, że prędzej skończę ze sobą niż zabije Dawida. Wtedy to Ona dostałaby cały spadek, wiedziała, że tata jest chory. Jestem pewna, że mama jej mówiła, przecież miały ze sobą taki dobry kontakt. Kurwa! Wygląda na to, że całe moje życie to jakiś jebany układ. Zajebiście.
CZYTASZ
Zawieszeni
RomanceO czym myśli Panna Młoda stojąca w białej sukni przed dużym lustrem? Na pewno nie o tym, że jej przyszły mą, którego zna kilka ładnych lat okaże się tyranem. Co czuje, żona gdy mąż wymierza jej pierwszy cios? Powiem, Ci na pewno nie radość. Czy mąż...