Rozdział 15

82 3 0
                                    

Rozdział 15


Czuję, że Marek stoi za mną. Zaczynam na poważnie się go bać, czuję jak krople potu spływają mi po plecach.-Kim Ty do chuja jesteś?- warczę i idę bliżej ścian, na każdej z nich są zdjęcia, właściwie to cały pokój jest oblepiony zdjęciami, laptop i komputer leżą na stole umieszczonym na środku. Podchodzę bliżej i przyglądam się zdjęciom- Odpowiesz czy mam się domyślać? -Rób co chcesz. - obrazki na ścianach przedstawiają mnie, tatę, mamę, Dawida. Są tu zdjęcia jeszcze sprzed ślubu. Wszystkich. Kurwa. Jedno zdjęcie przykuwa najbardziej moją uwagę. To te, na którym Rafał przytula mnie w garażu. Zrywam je ze ściany. -Wiedziałem, że nadal kochasz tego dupka. -Nie mów tak o Nim. Już ja wiem, kto okazał się dupkiem. -Siadaj i słuchaj.- prowadzi mnie na krzesło.- Obserwowałem Was od dłuższego czasu, wiedziałem gdzie Dawid jeździ na kurwy, gdzie chodzisz i z kim się przyjaźnisz, myślałem też, że będziesz łatwiejsza. A potem pojawił się ten biedak, to pogonienie Jego zajęło mi największą trudność. Jednak ma dobre serce, wystarczyło trochę mu nagadać, o tym jaka to za kilka lat będziesz z nim nieszczęśliwa, bo ojciec Cię wydziedziczy, zrzeknie się Ciebie i nie będzie chciał Cię widzieć. Jakbyś widziała, jaki był załamany. Mówię Ci, minę miał gorszą niż zbity pies- Katański wybucha śmiechem- Jednak każde jego wypowiedziane zdanie, pchało Cie w moje ramiona. Widzisz dziś bym Cie pewnie przeleciał, sama wepchałaś mi język do gardła. Wiesz co jest najlepsze? -No słucham, co jeszcze wymyśliłeś?- wciskam maleńki guzik. -Że żadne z Was nic się nie domyśliło. -Mylisz się.- Roland w asyście czterech mężczyzn wpada do pokoju. - Domyśliłem się, zastanawiam się tylko, czy jesteś psem czy może jakimś przydupasem. -Mój szef za tydzień przylatuje do polski. Będziecie skamleć, o to by Was nie zniszczył. -Kurwa muszę umyć zęby- Roland na mnie patrzy i lekko unosi brew. -No co? Nie Tobie pchał język do gardła. Fuj zaraz się zrzygam.- patrzę na Marka- Cieszę się, że nie wylądowałam z Tobą w łóżku, jak pieprzysz tak słabo jak całujesz, to już rozumiem, dlaczego jesteś sam. -Mogę go zabrać?- Miklensky się uśmiecha- Czy chcesz coś z Nim zrobić? -Chyba tylko poćwiartować, dowiedz się dla kogo pracuje. -Tak jest Ślicznotko! -Nie wiedziałem, że upadłeś tak nisko i dajesz kobiecie sobą rządzić! Żałosne.- Roland przyciska głowę Marka do stolika. -Jeśli Bianka poprosi, będę nawet kurwa biegać nago, bo szanuje ją jako szefa tak dobrze działającej grupy i szanuję ją jako kobietę. A Ty gnoju, zginiesz marnie. -Roland. -Chcesz się pobawić z nim? -Nie. - uśmiecham się - tylko wysil się bardziej niż ze zwłokami Dawida. Uśmiecha się i wychodzi, a ja zostaje sama z ludźmi, którzy przeszukują dom. Widzę zdjęcia z pogrzebu Mamy, wtedy Marek stoi obok mnie. -Kurwa! Roland - krzyczę głośno, a ten przybiega niemal w momencie. -Zobacz na te zdjęcia, jest jeszcze ktoś! I to nie jedna osoba, bo te dwa zdjęcia są zrobione w tym samym czasie. -Nie martw się, wyciągnę z niego co się da. Tymczasem uważaj na siebie. -Dzięki, będę. -zabieram ze sobą to jedno zdjęcie, a tato wchodzi do pokoju. -Kurwa. - przekleństwo w ustach taty, to rzadkość. -Właśnie, kurwa. -patrzy na mnie, po czym się uśmiecha. -Co tu jeszcze robisz?- rzuca mi kluczyki. - Jedź do Niego. Bianka walcz o swoje szczęście! A i powiedz mu, że ja nic takiego nie mówiłem. My się tu wszystkim zajmiemy.-Dzięki- zbiegam po schodach i wsiadam do czarnego audi, kilkanaście minut później, jestem już pod warsztatem w którym pali się światło. Staję przed bramą i gaszę silnik. Wysyłam jeden sms: "Mogę wejść" Światła na bramie zaczynają mrugać na pomarańczowo, a mechanizm się uruchamia. Dreszcze podniecenia, przepływają przez moje ciało, odpalam silnik i powoli wjeżdżam na podjazd. Wysiadam z auta i pozwalam by chłód nocy ostudził moje emocje. Widzę go jak stoi przed wielką, garażową bramą. Idę na drżących nogach w jego stronę. Szczelnie przylegam do Jego ciała, jego ramiona mnie obejmują, a ja w końcu czuję się tak bardzo na swoim miejscu. -Przepraszam, przepraszam... - nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć- powiedz mi prawdę. -Za co przepraszasz? -Za to, że o Ciebie nie walczyłam i za to, że się teraz zjawiłam, za to jak się czuję, kiedy trzymasz mnie w ramionach, przepraszam za to, że tu teraz przyjechałam, że wlazłam z butami w Twoje życie. Znowu. Przepraszam, jeśli rozjebałam Ci szczęście. Przepraszam, że nie potrafię za Tobą przestać tęsknić, że tak wiele dla mnie znaczysz. - wyrzucam z siebie jednym tchem. -Już dobrze Okruszku. -gładzi moje plecy. - Chodźmy do mojego domu. Zrobię Ci kakao i wszystko mi opowiesz. Wypuszcza mnie z ramion i odchodzi, Patrze jak gasi światło i zamyka warsztat. Spłata nasze palce ze sobą i prowadzi mnie do małego domku. -Twoja dziewczyna nie będzie miała nic przeciwko? -Nie psujmy wieczoru. Ona nie jest moją dziewczyną. – widzę, że jego tez coś gryzie. Wchodzimy do domu, który urządzony jest raczej skromnie, jednak ciepło jakie od niego emanuje sprawia, że chce tu być. -Przepraszam, nie miałem kiedy ogarnąć. Nie musisz ściągać butów. A Ty nie powinnaś być z Markiem? -To przez Niego odszedłeś? Prawda? To on Ci naopowiadał bzdur? A Ty – biorę głęboki wdech i staram się nie rozpłakać – A Ty miałeś prawo mnie nienawidzić, w sumie nadal masz prawo mnie nienawidzić. -Patrze jak nalewa mleka do garnka i stawia na kuchence. – ten rok wiele zmienił i wiele mnie nauczył. – uśmiecham się kiedy przechodzi obok mnie – Mój tata prosił abym Ci przekazała, że za te brednie o wydziedziczeniu mnie i zerwaniu kontaktów, które nagadał Ci Marek, dostanie za swoje. -Chcesz mi powiedzieć, że ten kutas to wszystko zmyślił? – opiera ręce na zlewozmywaku, podziwiam jak jego mięśnie na plecach się napinają, widać to nawet przez tą koszule flanelową którą ma na sobie. – Nie wiesz nawet jak trudno przychodziło mi mówienie tych głupot. – wyłącza mleko i odwraca się w moją stronę – Tak naprawdę to, kochałem Cię Bianko Dąbkowska. -Kochałeś. – powtarzam szeptem, idzie w moją stronę z kubkiem w ręku. Wstrzymuje oddech. -Ja Ciebie też... Odkłada kubek na blat tuż obok mnie, jest tak blisko na wyciągnięcie ręki. Dotyka mojej twarzy i podnosi moją twarz tak abym spojrzała mu w oczy. -Nadal Cię kocham- czuję, jego oddech na swojej skórze, jego usta na moich, delikatnie mnie muskają, odsuwa się – Spałem z Matyldą. – niby wiedziałam, ale jednak mnie to trochę zabolało. – Ona mówi, że jest w ciąży. Muszę być z Tobą szczery- milczę wpatrując się w bursztynowe oczy- dowiedziałem się kilka godzin temu. Wiesz co jest dziwne? To że się zabezpieczaliśmy. Ona tabletki. ja prezerwatywy. Nie uwierzę w to dopóki nie zobaczę jej na kozetce u lekarza. -Nie mogę zabierać dziecku ojca. – łzy wypływają do moich oczu. -Zrozum, ja i tak z nią nie będę. Będę uczestniczył w życiu dziecka. – wstaje i idę. -Przepraszam. – historia powtarza się po raz trzeci, ja odchodzę a On łapie mnie za rękę. Pociągając w swoją stronę. Nie opieram się, za bardzo go pragnę. Przylegam do jego ciała i od razu odnajduje jego usta. Cudownie jest się móc zatopić w nich. Jego język idealnie pasuje do mojego, zakładam mu ręce za głowę pogłębiając pocałunek. Przyciąga mnie do siebie. Każdy ruch jego języka działa na mnie pobudzająco, mrowi mnie całe ciało, jęczę w jego usta gdy podciąga mi top do góry, a jego ręce dotykają mojej nagiej skóry. Nagle cały jakby sztywnieje, przerywa pocałunki. -Nie uciekaj nigdzie. Błagam Cię. Jestem cały ze smaru. Wezmę szybki prysznic i wracam do Ciebie. – uśmiecha się jakby zawstydzony- gdybym wiedział. Będziesz czekać, proszę. Nie chce byś mi gdzieś uciekła. -Nie ucieknę. Zresztą, zamknąłeś bramę. – śmieje się głośno. Już prawie zapomniałam jak to jest być szczęśliwym, a tu właśnie taka jestem. On znika za drzwiami łazienki, zabieram kubek kakao i idę zwiedzić dom. Trzy pokoje, kuchnia, łazienka, toaleta. Tyle wystarcza mu do szczęścia. Nie ma tu zdjęć, ani telewizora, nie ma nawet komputera. Spoglądam na drogę, mam wrażenie, że ktoś się tam czai, kurwa broń mam w samochodzie. Czuje ciepłe ręce, spoczywające na moich lędźwiach, orzeźwiający zapach żelu pod prysznic. -Ktoś czai się w ogrodzie. – mówię rozpływających się pod jego pocałunkami na mojej szyi. -Gdzie? – odrywa się od ssania i kąsania mojej szyi. -Nikogo nie widzę. -Chyba jestem przewrażliwiona. – odwracam się do niego – odwracam się do niego, opuszki jego palców wodzą najpierw po mojej bliźnie na twarzy, dekolcie, później odnajduje tą na ręce. – Wiem paskudne są. – opuszczam głowę, nagle zaczęłam się ich wstydzić, dla niego chciałam być idealna.-Nie są paskudne- całuje moja twarz – są cudowne. Powinnaś być z nich dumna. -Nie wiem, czy jest z czego- zbliżam swoje usta do Jego. Mój język odnajduje jego. Czuje wilgoć między nogami i jego nabrzmiały członek ukryty pod bawełnianym ręcznikiem. Jego dłonie suną po moim ciele podnosząc mój top ponad głowę. -Jesteś piękna, Bianko Dąbkowska. -Odsuń się od Niej – słyszę ten głos i zastygam w bezruchu. Patrze w zapłakane oczy Matyldy i nie wierze. W to co właśnie powiedziała, jestem zdezorientowany. -Mati przecież się zabezpieczaliśmy. Spaliśmy ze sobą trzy razy! – pocieram dłonią o czoło – mówiłaś, że bierzesz tabletki, ja zakładałam prezerwatywę. No kurwa. -Takie rzeczy się zdarzają. – odpowiada Matylda. – Muszę umówić się do lekarza. -Umów się do lekarza ja pojadę z Tobą. -Po co? Przecież w ogóle się nie cieszysz. Przelecieć fajnie, a brać odpowiedzialność już nie. -Ja nie mówię, że nie biorę odpowiedzialności. Mówię, że nie będziemy razem, jeśli dziecko okaże się moje, to wtedy albo będę płacić Ci alimenty albo będzie ze mną. Liczę, że dla dobra dziecka się dogadamy. -Jak to jeśli?! Co ty sobie myślisz?! -Nic nie myślę. Wiem co widziałem. Widzisz, monitoring działa w dwie strony. Zastanawiam się tylko kim był ten facet, bo nie pasuje mi, do naszych wspólnych znajomych. – jest zdziwiona, widzę, że nie wie co powiedzieć. – Nie martw się nie jestem zazdrosny. Jednak zrozum moje wątpliwości. -To nie tak jak myślisz! -Nie tłumacz się. Nie musisz. -Jeśli zostawisz mnie dla Niej, zgotuje Ci takie piekło, że będziesz żałował tych słów. -Piekłem dla mnie był ostatni rok. Możesz przychodzić do pracy albo pójść na zwolnienie. Wszystko mi jedno. – Wstaje i wychodzę. Jestem gotowy walczyć o swoje szczęście. -Ta Twoja bogata cizia, nawet nie zwróci na Ciebie uwagi. Powiedz lepiej, że lecisz na jej kasę. -Nie będę z Tobą dyskutować -Zamykam za sobą drzwi. Idę jeszcze do mamy naprzeciw. Mieszkanie znów tonie w brudzie i pustych butelkach. Na szafce widzę kolejne wezwania do zapłaty, a ona sama śpi, nieprzytomna. Zabieram korespondencje i idę, nic tu po mnie. Przekręcam kluczyk i ruszam przed siebie. Nie ważne gdzie, ważne żeby zebrać myśli, odpocząć od tego wszystkiego. Okrążam dwa razy miasto i jadę do warsztatu. Wymienię ten system w porsche Bianki, a jutro z rana do Niej zadzwonię, że ma gotowe. Parkuje samochód pod domem, przebieram się w robocze ciuchy i idę do warsztatu. W Cayenne pachnie Bianka, wszystko jej tak bardzo jej. Ta wymiana idzie mi zdecydowanie zbyt szybko. Siedzę jak idiota w tym aucie wspominając najlepsze chwile w moim życiu.. SMS przychodzi, a mnie brakuje powietrza w płucach. "Mogę wejść" Dwa słowa, a tyle dla mnie znaczą ona tu jest. Naciskam przycisk, a brama automatyczna się otwiera. Jest piękna, cudowna w blasku gwiazd idzie w moją stronę, moja piękna bogini..-Przepraszam, przepraszam... powiedz mi prawdę.- wtula się we mnie, staram się ze wszystkich sił nie rozpłakać, ciężko powiedzieć jak bardzo jestem szczęśliwy. -Za co przepraszasz? -Pytam ją bo nie bardzo rozumiem. -Za to, że o Ciebie nie walczyłam i za to, że się teraz zjawiłam, za to jak się czuję, kiedy trzymasz mnie w ramionach, przepraszam za to, że tu teraz przyjechałam, że wlazłam z butami w Twoje życie. Znowu. Przepraszam, jeśli rozjebałam Ci szczęście. Przepraszam, że nie potrafię za Tobą przestać tęsknić, że tak wiele dla mnie znaczysz. – łzy ciekną z moich oczu. Całuje ją w głowę, bo na nic innego nie mam teraz możliwości. -Już dobrze Okruszku. -gładzę jej plecy, jest idealna. - Chodźmy do mojego domu. Zrobię Ci kakao i wszystko mi opowiesz. Kakao! Serio Rafał! Wymyśliłeś, że aż żal. Gaszę światło w warsztacie i łapie ją za dłoń -Twoja dziewczyna nie będzie miała nic przeciwko? -Nie psujmy wieczoru. Ona nie jest moją dziewczyną. –kurde nie zdążyłem ogarnąć, pewnie wszędzie mam kurz, co ona sobie o mnie pomyśli?- Przepraszam, nie miałem kiedy ogarnąć. Nie musisz ściągać butów. A Ty nie powinnaś być z Markiem? -To przez Niego odszedłeś? Prawda? To on Ci naopowiadał bzdur? A Ty, a Ty miałeś prawo mnie nienawidzić, w sumie nadal masz prawo mnie nienawidzić -nalewam mleka do garnka i stawiam na kuchence . – ten rok wiele zmienił i wiele mnie nauczył. Mój tata prosił, abym Ci przekazała, że za te brednie o wydziedziczeniu mnie i zerwaniu kontaktów, które nagadał Ci Marek, dostanie za swoje. -Chcesz mi powiedzieć, że ten kutas to wszystko zmyślił? – opieram się o zlewozmywak, czuje złość kurwa. Koleś zabrał mi rok- Nie wiesz nawet jak trudno przychodziło mi mówienie tych głupot. – wyłączam mleko i odwracam się do Niej, muszę jej wszystko powiedzieć- Tak naprawdę to, kochałem Cię Bianko Dąbkowska. -Kochałeś. – przelewam mleko do kubka i dosypuje kakao. -Ja Ciebie tez... Chrzanić kakao, dotykam skóry na jej twarzy i patrzę w jej czekoladowe oczy. -Nadal Cię kocham- zbliżam się do Niej a wielki głaz, który ciążył mi na barkach nagle znika. Powiedziałem jej to. Zbliżam się do jej ust powoli je całując, są takie miękkie, stęsknione. Odsuwam się, muszę jej wyjaśnić.– Spałem z Matyldą. Ona mówi, że jest w ciąży. Muszę być z Tobą szczery, dowiedziałem się kilka godzin temu. Wiesz co jest dziwne? To że zabezpieczaliśmy. Ona tabletki ja prezerwatywy. Nie uwierzę w to dopóki nie zobaczę jej na kozetce u lekarza. -Nie mogę zabierać dziecku ojca. – o nie tylko nie to! Zrobię wszystko by została. -Zrozum, ja i tak z nią nie będę. Będę uczestniczył w życiu dziecka. – chce wyjść. -Przepraszam. –łapie ją za rękę i przyciągam do siebie, nasze usta się odnajdują, a mój język wkrada się do ich wnętrza, tańczą splecione razem, wywołując ucisk w moich bokserkach. Nie zniosę tego, jak ta dziewczyna na mnie działa. Zapłata mi ręce na szyi, a ja się rozpływam. Chwila, przecież jestem w ubraniu roboczym, to by była dla niej obraza. -Nie uciekaj nigdzie. Błagam Cię. Jestem cały ze smaru. Wezmę szybki prysznic i wracam do Ciebie.-kurwa w życiu nie byłem tak zakłopotany jak teraz - gdybym wiedział.- Będziesz czekać, proszę. Nie chce byś mi gdzieś uciekła. -Nie ucieknę. Z reszta zamknąłeś bramę. – śmieje się ze mnie No trudno. Wybiegam do łazienki i zrzucam z siebie ubranie, od razu wkładając je do pralki. Myje się dokładnie, tak abym ją niczym nie ubrudził. Kilka minut później jestem już czysty i pachnący, na sama myśl o tym co za chwile się stanie, mój penis się budzi. Kurwa nie zabrałem ubrań na przebranie, ani nawet majtek! Jak można być tak głupim! Przepasam się ręcznikiem i idę do sypialni. Stoi przy oknie, przecież nie będę teraz grzebał w komodzie w poszukiwaniu majtek. Kładę ręce na jej biodrach, całuje i kąsam jej szyje, już wiem, że każda komórka jej ciała na mnie reaguje. -Ktoś czai się w ogrodzie. -Gdzie? – przerywam pocałunki, ale nikogo nie widzę . -Nikogo nie widzę. -Chyba jestem przewrażliwiona. – odwraca się do mnie, a mój wzrok przykuwają jej blizny. Dotykam delikatnie najpierw tej na policzku, później tej na dekolcie, pamiętam, że miała jeszcze jedna, na ręce - Wiem paskudne są. -Nie są paskudne, są cudowne. Powinnaś być z nich dumna. -Nie wiem, czy jest z czego- tym razem to ona mnie całuje a ja dotykam skóry na jej brzuchu podciągając jej top do góry. Oboje wiemy jak to się skończy. -Jesteś piękna, Bianko Dąbkowska. – całuje jej szyje chcąc przed nią uklęknąć. -Odsuń się od Niej – słyszę czyjś głos i zastygam w bezruchu. Podnoszę ręce do góry, jednak nie spodziewałem się, że ktoś będzie do mnie mierzył. -Nie robie jej krzywdy! -Odzywam się. -Nie interesuje mnie to! Bianko nic Ci nie jest? – Okruszek chowa się za mną. Teraz to ja jestem tym silnym i To ja ją ochraniam.

ZawieszeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz