Rozdział 9
Oglądam ten filmik raz, za razem. Nie mogę go tak zostawić. Zbiegam szybko ze schodów, taty nie ma w gabinecie, On musi to zobaczyć.
-Tato gdzie jesteś?!
-Tutaj- Jego głos dochodzi z garderoby mamy. Od razu kieruję tam swoje kroki.
-Co robisz?- pytam, widząc go, przytulającego twarz do jej sukienki.
-Muszę przygotować ubranie mamie do trumny, tylko nie potrafię się zdecydować którą jej dać sukienkę. -podchodzę do garderoby. Wiem , że mama najbardziej w świecie nie lubiła czerni, ale za to kochała butelkową zieleń.
-Ta będzie odpowiednia. Muszę z Tobą pogadać. - Wyciągam sukienkę właśnie w tym kolorze, przecież nikt nie mówił, że sukienka w trumnie musi być czarna.
-Słucham- siada na pufie i patrzy na mnie. Usiadam naprzeciw niego i łapię go za dłonie.
-Dziś dostałam, to od Dawida- włączam ojcu filmik, oddaje mi telefon po jego obejrzeniu- Proszę nie mów nic. Mam plan. Pozwól mi działać.
-Dobrze, tylko jak będziesz potrzebować pomocy, wpadam tam z całą kawalerią i w dupie mam jego kontakty. A teraz przepraszam Cię córuś, jadę do kostnicy. Zawieź ubrania dla mamy. - puszcza moje dłonie, a ja patrzę jak wychodzi. Wycieram zabłąkaną łzę z policzka i idę do sypialni Rafała. Jego szara bluza, leży rzucona na krzesło. Zakładam ją i chłonę do siebie jego zapach, połączenie smaru z dymem tytoniowym i perfumami. Powiadomienie o nadejściu SMS wyrywa mnie z wspomnień.
„Przesyłka dostarczona".
Wiem co to oznacza. Biegnę na podjazd z telefonem w ręku. Łzy cisną mi się do oczu, bo nie spodziewałam się, takiego widoku. Od razu wybieram numer i dzwonię po karetkę. Mój ukochany, jest cały zakrwawiony, jego oczu nie widać, po twarzy w zasadzie też bym go nie poznała. Jego oddech jest słaby. Głos w słuchawce jest spokojny i opanowany, krok po kroku prowadzi mnie w niesieniu pomocy rannemu. Rafał próbuje mi coś powiedzieć, nie bardzo rozumiem co.
-Nie poddawaj się. Walcz Skarbie. Nie mogę Cię stracić. Zaraz będzie karetka. – staram się jak najmniej go dotykać, aby nie zadawać mu bólu- Rafał, nie odchodź słyszysz. Ja - głos jej się łamię- ja nie mogę Cię stracić. Nie Ciebie.
W oddali słyszę syreny karetki, całe szczęście, nachylam się. aby posłuchać czy oddychać.
-Tylko nie to. – nie oddycha. Zaczynam reanimacje – Walcz słyszysz?! Walcz dla nas. Błagam Cie!
Ratownicy podbiegają do mnie i mnie zmieniają, kontynuując reanimację.
-Jest puls, zabieramy go. -lekarz patrzy na mnie - Kim Pani jest dla niego?
-Narzeczoną.
-Może jechać Pani z Nami. – nie czekam na drugie zaproszenie. Wysyłam tylko krótkiego sms- a tacie, żeby się o mnie nie martwił. Widzę jak ratownicy, podpinają mu sprzęty.
-Znów go tracimy - te słowa. bolą mnie chyba najbardziej w świecie. – intubujemy.
Oglądam to wszystko w ciszy, nie chce im przeszkadzać. Cicho sobie popłakuje. Widzę jak go wentylują chce o coś zapytać, jednak tak strasznie brakuje mi odwagi.
-Będzie żyć?- szepcze ledwie słyszalnie po chwili, wkładając w to całą swoją siłe.
-Nie poddaje się. Walczy. Trzeba mieć nadzieje.
Otrzymuje SMS i od razu go czytam w nadziei ze to tato:
„Mam nadzieje, że zdechną"
Chowam telefon do kieszeni mam ochotę zabić mojego męża i zostać wdową.
Podjeżdżamy pod szpital, wysiadam jako pierwsza, a później idę za noszami. W momencie dopadają do niego lekarze
-Proszę tu zostać- znikają za wielkimi drzwiami, tam gdzie nie mam wstępu. Ostatnie dwa dni to jakiś koszmar. Chodzę z kąta w kąt, podziwiając każde zadrapanie na ścianie, każdą rysę czy plamę na suficie. Biorę głęboki oddech i dzwonię do najbliższej mi osoby.
-Tato, mógłbyś przyjechać do szpitala? Nie chce tu być sama.
-Wyślij adres zaraz będziemy.
-My?
-No Marek mi pomaga. – kurwa zapomniałam o Marku. – To jakiś problem?
-Wolałabym żebyś tu był sam.
-Bianuś...-urywa
-Tak wiem, wszystko mi jedno. – siadam i wtulam się w Jego bluzę. Wiem, że będzie dobrze, gdzieś w środku wiem, że będzie żyć. Zamykam oczy, biorę głęboki wdech – mamo jeśli mnie słyszysz. Nie zabieraj mi go.
Drzwi się otwierają i wybiega z nich pielęgniarka.
-Co z Nim?
-Robimy co możemy. – oddaliła się tylko po to by zaraz wrócić i wejść tam z powrotem. Nosi mnie bo nic nie wiem.
Mija pół godziny gdy tata z Markiem zjawiają się na szpitalnym korytarzu.
-Bianko- Marek chce mnie objąć, ale robie krok w tył – co jest?
-Powiedziałam, że jestem jego narzeczoną więc błagam was nie róbcie tu szopek. – warczę
-Co mu jest?
-Nie wiem, ale uwierz że to co było na filmiku to nic – chowam twarz w dłoniach.
-Córuś jutro pogrzeb mamy, powinnaś wrócić do domu.
-Marek mogę Cię prosić o kawę? – Patrze na Niego, a On tylko nieznacznie kiwa głowa – Dziękuję.
-Tato -zaczynam- chce tu dziś zostać. Jutro wrócę.
-Bianka czyś ty się zakochała w tym kierowcy? – spuszczam głowę – czyli tak?
-No i co z tego?
-Posłuchaj mnie, jedynym odpowiednim kandydatem na Twojego męża jest Marek. Przy Dawidzie tez się upierałaś i co Cię spotkało?
-Tato, ale to co innego!
-To jest, to samo. Masz czas do jutra, pożegnaj się z nim. Musisz myśleć o swojej przyszłości. Wiesz, że nie będziesz zwykłą szefową korporacji. Tylko, szefem mafii i musisz mieć autorytet i poważanie! Związek z biedotą nie wyjdzie Ci na dobre.
-Tato!
-Milcz! Twoja matka jeszcze nie ostygła a Ty już .. – macha ręką – jutro o jedenastej przyśle po Ciebie samochód.
-Dzięki! Liczyłam, że mnie zrozumiesz.
-Trzeba myśleć głową, nie sercem! – milczymy gdy Marek pojawia się w holu.
-Proszę Twoja kawa.
-Dziękuję. Zostanę tu dziś, dopóki się czegoś nie dowiem – odpowiadam – wiesz, dręczą mnie wyrzuty sumienia.
-Rozumiem. Dzwoń gdybyś czegoś potrzebowała. Do zobaczenia jutro. – Marek podchodzi i mnie obejmuje, staram się go nie odtrącić.
Patrzę jak wychodzą, myślałam że obecność taty podniesie mnie na duchu, było wręcz przeciwnie. Minęła kolejna godzina i następna.
-Pani Bianko- podchodzi do mnie lekarz z miną jakby co najmniej chciałby przekazać mi wiadomość o śmierci ukochanego.
-Boże nie. -szepczę
-Spokojnie. Żyje – czuje jak ogromny głaz spada mi z serca. – może Pani iść do Niego.
-Dziękuję.- idę zgodnie z instrukcjami lekarza. Serce wali mi jak oszalałe. Tak cholernie się boje.
-Jest opuchnięty, minie trochę czasu nim wróci do normy. Jedno jest pewne na pewno nas słyszy. Bo z widzeniem może być problem, jeszcze przez jakiś czas.
-No ale nie oddychał.
-Pęknięte żebro wbiło się w płuco, długo by tłumaczyć, a Pani i tak nic z tego nie zapamięta.
-Ok. – wchodzę do Sali. Widzę, maskę tlenowa na opuchniętej twarzy, już nie jest cała zakrwawioną coraz bardziej przypomina mojego Rafała. Kurwa przecież on nie jest mój. Nigdy nie będzie, to będzie cud, jak mnie stąd nie wypierdoli. -Cześć- zaczynam nie wiedząc czy mnie słyszy. Bo może śpi. Łapie go za dłoń. – To głupie, ale tęskniłam wiesz. Dom bez Ciebie nie jest już taki sam. Nikt nie uśmiecha się tak pięknie jak Ty i nikt nie patrzy na mnie tak jak ty. Odpoczywaj i zbieraj siły. Ja posiedzę przy Tobie. -delikatnie ściska moją dłoń- Nic nie mów. Jestem tutaj.
Po moich policzkach płyną łzy tak bardzo się cieszę, że się obudził.
-Nie płacz Okruszku- mówię do Niej, gładząc skórę na jej dłoni. -Przepraszam, ten wypadek.
-To nie była Twoja wina. Obejrzeliśmy monitoring nie przejmuj się tym. Ja się tak bałam, że Cię straciłam. -Wchodzi lekarz i karze Biance wyjść.
-Widzisz coś?
-Nie wiele.
-Być może z czasem się to poprawi, za wcześnie by bawić się w proroka.
-Panie doktorze, bo ja nie czuje lewej nogi, nie mogę nią poruszać.
-To zrozumiałe. Jest w szynie. Zajrzy do Pana jeszcze dentysta.
- No tak brakuje mi trochę uzębienia. – staram się uśmiechać.
-Ma Pan wspaniałą narzeczoną. Zazdroszczę. -lekarz wychodzi a Bianka wchodzi.
-No witam narzeczoną- wybucha śmiechem, pięknie się śmieje.
-Przepraszam. Musiałam coś wymyślić, aby pozwolili mi z Tobą zostać.
-Okruszku na jaki układ poszłaś z Dawidem żeby mnie wypuścił? Proszę Cię tylko mnie nie okłamuj.
-Nie mam zamiaru Cię okłamywać. – bierze głęboki oddech i łapie mnie za rękę – Mamy tylko dziś. Nie rozmawiajmy o tym.
-Chyba do Niego nie wrócisz!
-Rafał, błagam Cię. Chociaż ty nie zaczynaj.
-Mogłaś mu lepiej dać mu mnie zabić.- jestem zły, wściekły i nic nie mogę zrobić- Przepraszam, nie chciałem podnosić głosu.
-Tylko idąc z nim na układ mogłam Cie uratować. Moja mama zginęła przeze mnie. Nie chce żeby taki los, spotkał każdego kogo kocham. Wiele się nauczyłam, wiesz.
-Płaczesz?
-Najbardziej w świecie chciałabym z Tobą zostać Rafał. Zaszyć się gdzieś, jednak to niemożliwe, dopóki Dawid żyje, zawsze będzie krok przede mną. Zawsze będzie mógł ranić osoby, które są mi bliskie. Muszę go zniszczyć, za to co zrobił Tobie, mnie i mojej mamie. Poza tym – bierze głęboki oddech i wiem, że z całych sił stara się nie szlochać. - Poza tym mam przejąć cały interes po ojcu. Mam mieć pod sobą setki ludzi, mam strzelać, handlować, targować się. Podobno, powinnam to mieć we krwi.
-Nie możesz się narażać. Wiesz? Chciałbym ze wszystkich sił dotknąć Twojej twarzy. -kładzie głowę na kołdrze, a ja mogę dotknąć jej skory. -jestem pewien, że istnieje lepszy sposób Okruszku. Jestem wdzięczny losowi, że postawił Ciebie na mojej drodze.
Noc mija mi na spaniu i słuchaniu miarowego oddechu Bianki. Już za kilka godzin, będzie musiała pojechać na pogrzeb mamy, a ja zostanę sam. Szkoda mi jej, tak bardzo mi jej szkoda. Czuję, że się porusza.
-Dzień dobry Okruszku.
-Dzień dobry.- odpowiada rozespanym głosem.
-Chciałbym iść tam dziś z Tobą, aby Cię wspierać.
-Rafał, Ty patrz leczenia się i wracania do formy. Obiecuje Ci, że kiedy wyjdziesz ze szpitala będzie już po wszystkim.
-Nie rób głupstw.
-Nie wiem co rozumiesz przez to powiedzenie, ale się postaram. - uśmiecha się- Zajrzę do Ciebie po pogrzebie. Rafał - zawiesza głos - Mogę Cię pocałować?
-Już myślałem, że nigdy nie zapytasz. - nachyla się nade mną, delikatnie składając pocałunek na moich ustach. -Bądź dzielna.
Wychodzi, a szpitalna sala zamienia się w puste szare miejsce. Chciałbym coś więcej zobaczyć. Gdy Bianka była obok, ból był jakby mniejszy. Teraz wszystko przybiera na sile, chociaż może to tęsknota tak boli. Pukanie do drzwi, przerwało moje rozmyślania.
-Proszę. - wołam, najgłośniej jak potrafię.
-Cześć- skądś znam ten głos, jednak nie wiem skąd.
-Cześć, możesz mi przypomnieć kim jesteś, jeszcze nie bardzo widzę.
-Marek Katański, mieliśmy się okazję poznać. Przychodzę tu w sprawie Bianki.
-Coś się jej stało?
-Właściwie to nie. Jednak wiem, że Ona coś do Ciebie czuje. Pomimo tego, że nie powinna się z Tobą wiązać. Bez obrazy. Wiem, że Ona zrobi wszystko abyście mogli być razem, tylko nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji waszego związku.
-Jakich konsekwencji?
-Jej Ojciec ma guza mózgu, w każdej chwili może odejść na tamten świat. Ona jest jeszcze niedoświadczona chociaż pilnie się uczy. Zadeptają ją przy pierwszej lepszej okazji. Jedyne co może jej pomóc to małżeństwo z kimś wysoko postawionym.
-Czyli z Tobą?
-Czyli ze mną.
-Ja nie mogę jej niczego narzucić.
-Możesz i dobrze o tym wiesz. Zdecyduj. Chcesz jej szczęścia, czy chcesz być obwiniany o jej nieszczęścia? Wiem co sobie myślisz, że przecież kocha. Uwierz mi w naszym świecie to nie działa. Twoja decyzja.
Mój gość wychodzi, a ja wiem, że ma rację. Tylko jak mam rozmawiać na ten temat z Bianką, kiedy jedyne czego chcę to schować ją w swoich ramionach i bronić przed całym złem tego świata

CZYTASZ
Zawieszeni
RomanceO czym myśli Panna Młoda stojąca w białej sukni przed dużym lustrem? Na pewno nie o tym, że jej przyszły mą, którego zna kilka ładnych lat okaże się tyranem. Co czuje, żona gdy mąż wymierza jej pierwszy cios? Powiem, Ci na pewno nie radość. Czy mąż...