Kilka dni później...
Nadeszło Dudnienie. Nikt nie był z tego zadowolony co w sumie nie było dziwne. Od wczoraj wszyscy chodzą roztrzęsieni,a gdy przytulam Levi'a to czuję że on też jest zestresowany. Mamy odlecieć z tej wyspy i uciec przed tytanami ale nie wiem czym nam się uda. Ponoć coś się zepsuło w samolocie, a naprawienie zajmie dłużej niż się spodziewaliśmy. Weszłam do hangaru i zaczęłam się rozglądać niby bez celu.
- W czymś pomóc?- zapytał jeden z mechaników
- Ile zajmie wam naprawa?-zapytałam szybko
- Godzinę minimum- odpowiedział ze smutkiem
- Szlag-syknęłam po czym udałam się w stronę wyjścia.
Rozejrzałam się po molo i na jednym z betonowych pomostów dostrzegłam moich...można powiedzieć że podwładnych.
- Em, cześć. Chcę tylko zabrać na chwilę Armina na bok- przywitałam się po czym zaciągnęłam Armina tam gdzie chciałam
Położyłam mu ręce na ramionach i zaczęłam mówić
- Arminie, mianuje cię na 15 dowódcę Oddziału Zwiadowców, wierzę że nie znajdę nikogo lepszego od ciebie i że poradzisz sobie z tym stanowiskiem. Nigdy się nie poddawaj i poprowadź ludzkość do zwycięstwa. - powiedziałam patrząc mu głęboko w oczy
Przerażony chłopak tylko kiwnął głową a następnie wrócił do reszty.
- Dobrze, teraz porywam Pieck na chwilę- powiedziałam z lekkim uśmiechem ciągnąc dziewczynę za rękę
Stanęłyśmy na przeciwko siebie, ja złapałam ją za ręce a ona popatrzyła mi w oczy
- Posłuchaj, przez te kilka miesięcy bardzo, ale to bardzo się z tobą zżyłam, nie chcę tam iść ale muszę. Dziękuję za tą herbatę którą wypiłyśmy niedawno i za to że mnie wspierałaś, dziękuję-mówiłam powoli
- Ja też bardzo ci dziękuję- szepnęła po czym mnie przytuliła
Odwzajemniłam uścisk, a gdy się od siebie odsunęłyśmy wróciłam znowu do grupy.
- Niestety nie mamy czasu na te ceregiele więc podziękuję wam na raz, a więc. Dziękuję wam za te cztery lata wspólnej pracy i w ogóle. Mam nadzieję że Armin będzie dobry dowódcą i że razem z nim poprowadzicie ludzkość do zwycięstwa,a teraz wezmę na chwilę Levi'a.- powiedziałam po czym złapałam chłopaka za rękę i poszliśmy na bok
Stanęłam przed nim i znowu zaczęłam krótką wypowiedź
- Levi, bardzo dobrze wiesz że kocham cię najmocniej na świecie, wiesz że nie chcę cię stracić, ale nie mam wyjścia, bo muszę iść walczyć. Wiem że we mnie wierzysz i wiesz że dam radę ale ja w siebie nie wierzę, boję się, a mi
- Hanji- odchylił bandaż z twarzy- ja też cię kocham najbardziej na świecie i też nie chcę cie stracić, wierzę w ciebie i wiem że wygramy tą walkę. Damy radę, wszystko będzie dobrze. Każdy będzie trzymać za ciebie kciuki
- Ale...nadszedł już mój czas...teraz ja powinnam się poświęcić- powiedziałam ze smutkiem prawie że płacząc
- Nie płacz, nie mam ochoty na to patrzeć- szepnął przytulając mnie
- Staram się - również szepnęłam
- Ostatni pocałunek?- zasugerował po chwili
Kiwnęłam głową po czym chłopak złożył na moich ustach pocałunek jak z bajki
- Dziękuję- powiedziałam cicho
- Ja również
- Dobrze, nadszedł mój czas, idę- odpowiedziałam pewna siebie idąc w stronę tytanów
- Idź, tylko nie zgiń
Uśmiechnęłam się po czym udałam się do punktu z którego mogłabym się wygodnie wybić.
***
Nie, błagam nie zabijajcie mnie za ten rozdział.
Słów: 518
CZYTASZ
Zasnęłam jako wyrzutek, obudziłam się jako pułkownik|LeviHan|
FanfictionHistoria miłosna shipu Levi x Hange :) Jeśli ktoś nie lubi wyżej wymienionego shipu to niech tego nie czyta ;) 03/03/2021- 5 #hange