8. Wyprawa

119 12 4
                                    

4 dni później...

Dziś miała być wyprawa. Wstałam wcześniej specjalnie po to żeby się przygotować.

Ubrałam mundur, wzięłam okulary, związałam włosy i poszłam na śniadanie gdzie spotkałam Levi'a. 

- Cześć pedanciku, wyprawa dzisiaj- przywitałam się z entuzjazmem

On na mnie popatrzył a po chwili powiedział

- Masz przeżyć, to rozkaz-powiedział zbliżając nasze twarze na niebezpieczną odległość.

- tak, tak. Przeżyje oczywiście- odpowiedziałam odsuwając się od niego

Po śniadaniu, poszłam do stajni oporządzić konia. Tam również spotkałam Levi'a ale z nim nie rozmawiałam. Wiedziałam że troszkę się denerwował. Czułam to. 

Gdy wszystko było gotowe, pojechałam na miejsce zbiórki. Tam ustawiliśmy się w Formację Szerokiego Rozpoznania Wroga(chyba tak to się zwało XD) i wyjechaliśmy za mury. 

Jechałam z oddziałem Specjalnym Levi'a dzięki czemu nam się nie nudziło -.-

- Kapitanie, dwa dwunasto metrowce na dwunastej!- usłyszeliśmy krzyk Erena

- Jaeger, wystrzel flarę, ja ich załatwię- krzyknęłam po czym chciałam wzbić się w powietrze ale coś mnie zatrzymało. 

- Hanji!Oszalałaś?! Nie ma się o co zaczepić! Lecisz na pewną śmierć!- krzyczał do mnie Levi. 

- Poradzę sobie, aż taką łamagą nie jestem! - odparłam uśmiechając się do chłopaka pewnie

- Jezus Maria, to leć! Tylko mi się nie zabij- dodał Levi 

Poleciałam. Wczepiłam linki blisko czułego punktu i wyleciałam w powietrze.

 Niestety coś mi się nie powiodło. Tytan złapał mnie w łapę po czym rzucił mną o najbliższe drzewo. Pech tkwił w tym że wylądowałam centralnie na prawej ręce. Zabolała jak cholera więc nie miałam wątpliwości że jest złamana. W momencie uderzenia wykaszlnęłam też sporą ilość krwi. Leżałam na ziemi pod drzewem w niewielkiej kałuży czerwonej cieczy a obraz przed oczami zamazywał mi się co raz bardziej. Ostatnia rzecz jaką zobaczyłam i usłyszałam to krzyk Levi'a

- Hanji!

Potem straciłam przytomność, zamknęłam oczy i nie wiedziałam co się dzieje.

Levi P.O.V   

Walczyłem z tytanami. Wiedziałem że Hanji sobie poradzi ale w pewnym momencie naszła mnie potrzeba sprawdzenia co z nią jest i jak sobie radzi. Nie widziałem jej. Zacząłem się rozglądać i coś zobaczyłem. To była Hanji leżąca pod drzewem w niewielkiej kałuży krwi. 

- Hanji!- krzyknąłem starając się ukryć przerażenie.

- Jaeger! Ackermann! Przynieście apteczkę!- powiadomiłem mój oddział

- Tak jest!- odpowiedzieli oboje

- Hange! Nie zamykaj oczu...błagam!- mówiłem patrząc jej w twarz

Zrobiła to. Zamknęła oczy. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do wozu rannych gdzie czekali Jaeger i Ackermann z apteczką. 

- Dajcie mi to, ja ją opatrzę a wy idźcie powiadomić generała- rozkazałem już bardziej opanowany. 

- Tak jest! - odpowiedzieli udając się do generała. 

Tak oto spędziłem resztę wyprawy. Przy rannej i nieprzytomnej  Hanji zabijając co jakiś czas kręcących się w koło tytanów. 

***

Co tu dużo gadać

Słów: 424

Zasnęłam jako wyrzutek, obudziłam się jako pułkownik|LeviHan|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz