Część Ib. 2.

549 22 21
                                    


Kolejny Sztamak, kolejne ognisko. Była zmęczona dzisiejszym dniem i ostatnie na co miała ochotę, to zabawa i radosne powitanie Nowego. Jej nie było do śmiechu. Pierwszy dzień okresu nigdy jej nie oszczędzał, a tym razem zbiegł się w czasie z tak wieloma sprawami. Cały dzień próbowała zająć głowę, aby nie musieć myśleć o kłótni i ignorowaniu przez Newta. W którymś momencie chyba zaczęli nakręcać się nawzajem, nie dając dojść drugiemu do słowa. Każde miało swoją rację i nie było w stanie przyznać się do popełnionych błędów. Do tego doszło jej złe samopoczucie, które również próbowała zagłuszyć pracą. Pierwsza zasada Strefy: „każdy robi swoją robotę, nie trzyma się tu leni i darmozjadów" ją również obejmowała, nie było wyjątków, ale miała takie dni, gdy jedyne o czym marzyła, to zostać w łóżku czy hamaku razem z Newtem i nie wychylać nosa do samego wieczora. Nie było to oczywiście możliwe, ponieważ Newt od zawsze był sumienną i pracowitą osobą, dlatego nie pozwoliłby sobie na tego typu zachowanie. Poza tym w tym momencie wciąż czuła do niego złość, chociaż powoli jej przechodziło. Bardziej ciągnęło ją do przytulenia się i nie myślenia o niczym konkretnym. Potrzebowała tego i nie zdawała sobie wcześniej sprawy, jak bardzo przywiązana jest do tego chudzielca. Mogła nawet wziąć winę na siebie, oby tylko było tak jak wcześniej. No dobra, przesadziła. On też powinien ją przeprosić, w końcu wszystko zaczęło się on niego. Ale ona mogła zacząć, wyjść z inicjatywą. Tak, na to mogła sobie pozwolić.

Zajadając powoli gulasz Patelniaka, który pomagała mu przyrządzić, obserwowała z ubocza cieszących się Streferów. Gdy rzucili płonącymi patykami w ułożone drewna i górujący nad nimi szkielet jednego z dawno padniętych zwierząt przybrał mroczny wygląd, uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, widząc radość na twarzach towarzyszy. 

W sumie lubiła to wydarzenie. Krzyki chłopaków, dźwięk wydobywający się z uderzanych wiaderek, gwar rozmów, dobre jedzenie i napój Gallego wprowadzały ją, jak i innych, w dobry nastrój i pozwalały odpocząć nieco od codzienności. Mimo że to też była swego rodzaju rutyna, a na dodatek świętowali przybycie nie wiadomo skąd i po co kolejnego dzieciaka, naprawdę to lubiła. To była ich tradycja, dzięki której mogli zacieśniać więzi i stawać się lepszą rodziną. Bo właśnie tak na nich patrzyła- jak na rodzinę, której nie pamiętała sprzed Labiryntu. Jeśli jakąkolwiek tam miała. Dlatego było jej trochę głupio, gdy przypomniała sobie swoją postawę sprzed kilkudziesięciu minut, potraktowanie chłopaka w Lecznicy czy Albiego z rana.

Ale dziś nie była w nastroju do świętowania, dlatego siedziała ledwie widoczna z boku, obserwując wszystko i wszystkich, i układając sobie pewne sprawy w głowie. Oparła się plecami o znajdujący się za nią skalny bloczek i przeskakując leniwie wzrokiem z osoby na osobę nagle spotkała się spojrzeniem z pewnym blondynem, który, jak widać po rozpromienionej szerokim uśmiechem twarzy, świetnie się bawił. 

Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę, po czym westchnęła pod nosem, spojrzała na miskę i biorąc kolejną porcję do ust, wróciła do nieco skulonej pozycji. Chyba jednak jeszcze jej nie przeszło, a on także nie miał zamiaru zrobić pierwszego kroku. Z drugiej strony obecna sytuacja nawet go nie ruszała. Ona siedzi tutaj sama i zadręcza się, podczas gdy on bawi się w najlepsze. Kij ci w ten pusty piękny łeb, Newt!

– A więc tutaj się podziewasz, Sztamaczko – usłyszała nagle obok siebie dobrze znany jej głos i ułożyła inaczej nogi, śmiejąc się pod nosem.

– A już myślałam, że to dobra kryjówka i trochę od was odpocznę – rzuciła lekko, zaczynając skrobać łyżką po naczyniu. Wiedziała, jak bardzo irytuje go ta czynność, a on zdawał sobie sprawę z jej intencji. Dlatego czym prędzej wyrwał jej miseczkę z rąk i schował za siebie, szczerząc się niemiłosiernie.

Zawsze będę [Newt] ~ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz