Część Ia. 15.

757 25 38
                                    


Standardowo szli razem w kierunku Łaźni, niosąc potrzebne im przybory i śmiali się do rozpuku z Minho, który przed chwilą wywinął artystycznego orła, chcąc jak zwykle przyszpanować. Zapomniał jednak, że istnieje coś takiego jak grawitacja, przez co jego figura akrobatyczna nie do końca się udała. Próbując zachować powagę zapytała go, czy jest cały, ale ten jedynie uniósł się honorem i odszedł z urażoną dumą, rzucając purwami pod nosem i rozmasowując zbity pośladek. Oboje wiedzieli, że jutro będzie już normalny, ewentualnie z kilkoma dodatkowymi siniakami, dlatego postanowili ruszyć tyłki i nie marnować więcej czasu.

Wskoczyła szybko pod prysznic, ściągając z siebie ubrania i złapała za kawałek nowego mydła, które przyszło w ostatniej dostawie. Tym razem w Pudle przyjechał mały chłopiec, mogący mieć około dwunastu lat. Był tak przestraszony i zagubiony, że do teraz na jego wspomnienie ściskało ją serce. Wysłanie tutaj kogoś tak młodego uważała za nieludzkie. Była wściekła na Stwórców, którzy dopuszczali się takich czynów, a jeszcze bardziej denerwował ją fakt, że nie była w stanie nic z tym zrobić.

To było jeszcze tylko dziecko, które zostało z dnia na dzień wrzucone w tak ciężkie warunki. Nie mieli tutaj lekko, do wielu spraw trzeba było się dostosować. Całe dnie upływały im na pracy, a z tyłu głowy ciążyła myśl, że może jednak nigdy nie uda im się stąd wydostać. Zaniki pamięci tylko potęgowały ich złe położenie.

– Hope! Coś się dzieje przy Ciapie. Muszę iść zobaczyć, o co chodzi –usłyszała nagle Newta, stojącego do tej pory pod drzwiami, który wyrwał ją z rozmyślań. Zdała sobie nagle sprawę, że namydla się już nieświadomie od dłuższego czasu, nie czerpiąc z tego żadnej satysfakcji, jak początkowo miała to w planach.

– Jasne, uważaj na siebie! – Odkrzyknęła mu, odkładając kostkę do pudełeczka i złapała za wężyk, zaczynając polewać się wodą. Uwielbiała ten moment, gdy po całym dniu ciężkiej pracy mogła zmyć z siebie jego ciężar. Oczyszczało to nie tylko jej ciało, ale również i duszę. To była ta drobna rzecz, z której próbowała czerpać radość. Nie wiedziała, z czego mogła się cieszyć w poprzednim życiu, dlatego tutaj próbowała dziękować za każdą nawet drobnostkę.

Wyciągając rękę złapała za większy ręcznik, którym oplotła mokre ciało i wyszła z prowizorycznej kabiny, chcąc owinąć i nieco podsuszyć równie wilgotne włosy. Nagle zatrzymała jednak swoje działania, gdy jak gdyby nigdy nic do środka wparował jeden ze Streferów. Szybko zamknął za sobą drzwi i krzyknął cicho, gdy zorientował się, że nie jest sam.

Mierzyli się spojrzeniami, a Hope sprawdziła miejsce, w którym zaplątała ręcznik, zostawiając tam na wszelki wypadek rękę. Biedny Gally nie wiedział, gdzie ma podziać wzrok.

– Siema, Sztamaku – zaczęła pierwsza, całkiem radosnym tonem, chcąc rozładować napiętą atmosferę.

– Przepraszam, bardzo cię przepraszam. – Udało mu się w końcu wydukać, po czym odwrócił się na pięcie i już miał wychodzić, gdy obok drzwi przebiegło kilka osób. Cofnął się od nich, wpadając prawie na koleżankę, przez co odskoczył w drugą stronę jeszcze bardziej. Zaśmiała się na ten widok. Wydawał się tak zagubiony i miał tak ciekawy wyraz twarzy, że po prostu nie mogła się powstrzymać.

– Spokojnie, raczej cię nie zjem. Bóldożercy też chyba nie przypominam. – Próbowała zażartować, co nie wyszło jej najlepiej, ale Gally nie wydawał się już tak spięty. Zauważyła, że coraz lepiej radzi sobie ze wspomnieniami z Labiryntu, a mówienie o tym i podchodzenie z dystansem czy wręcz żartem, oswaja ją z przeszłością. Nie chciała, aby ta miała nad nią władzę i kontrolę, dlatego próbowała pokonać ją w końcu swoimi sposobami. Nie tylko ramieniem Newta, w które zawsze mogła się ukryć. Musiała być samowystarczalna.

Zawsze będę [Newt] ~ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz