Część Ib. 4.

685 22 10
                                    


<ważne info na końcu ;)>

Następnego dnia w trakcie prac w ogrodzie czuła się już dużo lepiej. Poranna mgła szybko zniknęła, zostawiając po sobie jedynie krople rosy na trawie i niezbyt wysoką temperaturę. Dlatego Hope wciągnęła na top ciepłą bluzę, która w chwili obecnej bardzo jej przeszkadzała. Nie chciała, żeby pewne sytuacje znowu się powtórzyły i żeby Newt ponownie był zazdrosny. Podwiązywała więc gałązki i wyrywała chwasty pocąc się niemiłosiernie, jednak w końcu powiedziała dość. Podniosła się z przysiadu i ściągnęła materiał przez głowę, od razu czując ulgę, gdy lekki wiaterek otoczył jej wilgotną skórę. 

Czuła spojrzenia kilku osób na sobie, w tym jedno, na którym zależało jej najbardziej, jednak postanowiła je ignorować, wracając do wykonywanej wcześniej pracy. Naciągnęła rękawiczki na dłonie i podeszła do początku grządki, aby zabrać kolejny kawałek sznurka, gdy zauważyła przyglądającego jej się z zainteresowaniem Thomasa. Od samego rana unikała go i próbowała udawać, że nie ma o nim pojęcia i wie tyle, co każdy z pozostałych. Wciąż jednak czuła jego wzrok na sobie, jakby wwiercał się do jej głowy i próbował się czegoś dowiedzieć. A miał czego się dowiadywać, gdyż pojawiła się tej nocy w jego snach. Nie wiedział dlaczego, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że innym się to nie przytrafia. Przez to nie mógł zapytać jej wprost, nie chciał wyjść na świra. Albo co gorzej- na podejrzanego.

Ostatecznie Thomasa również zignorowała, zabierając potrzebne materiały i wracając do swojej roboty. Dobry Strefer to użyteczny Strefer. Po drodze nie mogła się jednak powstrzymać i smyrnęła Newta po dłoni, dopiero po chwili odwracając się i posyłając szeroki uśmiech, który odwzajemnił. Cieszyła się, że ich relacja wróciła na odpowiednie tory.

– A co gdybyśmy spróbowali spuścić kogoś w Pudle, gdy kolejny raz... – Thomas kontynuował zaczęty wcześniej temat ucieczki ze Strefy, jednak Newt nie dał mu dokończyć kolejnej propozycji.

– Próbowaliśmy już tego. Nie zjeżdża, gdy ktoś jest w środku – odpowiedział jak zwykle ze stoickim spokojem, wciąż podwiązując nowe winorośle.

– A co jeśli...

– Próbowaliśmy już tego. Dwukrotnie. Cholera, uwierz, że nie ma sposobu, który byś wymyślił i którego byśmy jeszcze nie spróbowali – zatrzymał się i spojrzał na Nowego. – Jedynym wyjściem jest Labirynt.

– Hope, a może ty jesteś tu rozwiązaniem – spojrzała na niego spod byka. – W końcu przybyłaś tutaj inaczej, niż pozostali. – Z początku ignorowała go, nie wiedząc, jak wybrnąć z sytuacji. Nie spodziewała się też, że wie o jej oryginalnym sposobie przybycia. Kto się wygadał?

– Wszystko byłoby pięknie, ale przypominam, że nikt z nas nie pamięta, co wydarzyło się przed przybyciem do Labiryntu. Nie jestem wyjątkiem, więc nie wiem, w jaki sposób miałabym być kluczem – skłamała gładko, tym bardziej, że tuż obok niej pracował Zart. Fajny Sztamak, jednak z nieco przydługim językiem i ciągotą do napoju Gallego, po którym robił się jeszcze bardziej gadatliwy.

– Ale może jednak to coś znaczy! Może...

– Nie słyszałeś, co powiedzieliśmy oboje? Nie ma innego wyjścia i zapewniam cię, że razem z nią już wszystkie opcje były wzięte pod uwagę – powiedział nieco już uniesionym tonem, aby odczepił się w końcu od dziewczyny i nie dowiedział się o jej snach. Nikt nie mógł wiedzieć, wybuchłoby zbyt duże zamieszanie.

– Po prostu próbuję pomóc – powiedział w końcu skruszonym głosem, przez co Hope zrobiło się głupio, że tak na niego naskoczyli. Był w końcu Świeżakiem, który nic nie pamiętał i chciał znaleźć wyjście z tej popinkolonej sytuacji. I tak w ciągu tego krótkiego czasu wysilił się dużo bardziej niż pozostali na jego miejscu.

Zawsze będę [Newt] ~ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz