Część Ia. 9.

889 29 31
                                    


Leżała nieco przestraszona, otoczona wianuszkiem nieznanych jej twarzy, spośród których rozpoznawała dobrze tylko jedną. Blondyn odkąd tylko się przebudziła trwał przy jej łóżku, ponownie zaszczycając delikatnym uśmiechem i spokojnym głosem. Czuła się przy nim w miarę bezpiecznie, dlatego też większość decyzji najpierw wzrokowo konsultowała z nim.

Jakiś czas przed zwołaniem zebrania poznała dwóch chłopaków, których Newt nazwał Plastrami. Domyśliła się, że to oni się nią zaopiekowali, dlatego podziękowała im na tyle, na ile wciąż średnio sprawne gardło jej pozwalało, uświadamiając sobie przy tym, że nie powiedziała tego ani razu blondynowi. Postanowiła nadrobić to przy pierwszej możliwej okazji, gdy będą już sami.

Obecność tak dużej grupy osób onieśmielała ją, tym bardziej, że każdy wpatrywał się w nią z nieukrywaną ciekawością, przez co czuła się jak eksponat. Ignorowała te spojrzenia, a przynajmniej tak sobie wmawiała, mając po prostu spuszczony wzrok , skupiony na luce w drewnianej ścianie.

Dzięki lekom przeciwbólowym podanym przez, chyba, Jeffa, czuła się znacznie lepiej. Rwanie ustało, pozostawiając jedynie pulsujące uczucie, które było już znośne. Wciąż myślała jednak powolnie, ciężko było jej się skupić, a nagłe poruszenie nie pomagało.

Blondyn, który uprzedził ją wcześniej o tym wydarzeniu, chyba zauważył jej zmieszanie, ponieważ podszedł bliżej, kucając przy ramieniu.

– Wiem, że to pewnie dla ciebie szok, ale postaramy się uwinąć szybko. Może się wydawać, że jest ich tutaj sporo, ale to tylko Opiekunowie, którzy muszą uczestniczyć w zebraniach. To zaufani Sztamacy. Alby chciał, żebyśmy zrobili je jak najszybciej. Dasz radę? – Zapytał z nadzieją w głosie, czekając, aż przetworzy informację.

– W porządku. – Wychrypiała, czyszcząc gardło, na co od razu zareagował, zabierając stojący obok łóżka kubek z kawałkiem słomy w środku, dzięki której mogła napić się bez podnoszenia. 

Czuł, jak oboje są obserwowani przez pozostałych, ale ignorował ich zainteresowane spojrzenia. Delikatnie, aczkolwiek stanowczo, podtrzymał ją za przechyloną głowę, mimo że nie było to konieczne. Hope uznała to jednak za miły gest, dlatego gdy odstawiał kubek i poprawiał jej poduszkę uśmiechnęła się nieco w jego kierunku, gdy spojrzał jej w oczy. Przynajmniej miała nadzieję, że coś z tego wyszło, bo twarz wciąż była opuchnięta i nieco obolała, a zdarte miejsca dawały o sobie znać przy każdym ruchu.

– Witajcie. Dzięki za przyjście. – Przywitał się z nimi szybko Alby, wchodząc pewnym siebie krokiem do środka. Dziewczyna przeniosła zaciekawione spojrzenie na nowoprzybyłego, chcąc dopasować opis osoby do jej wyglądu. Bo jak zgadywała, to był właśnie ich lider, którego do tej pory brakowało.

Newt zdążył opowiedzieć jej już co nieco o pozostałych, dzięki czemu miała wrażenie, że choć w niewielkim stopniu orientuje się w sytuacji i nie jest aż tak bardzo zagubiona. Surowy wyraz twarzy ciemnoskórego złagodniał, gdy podszedł bliżej jej łóżka.

– Witamy w Strefie, Hope. Miło mi widzieć cię przytomną. – W odpowiedzi jedynie skinęła mu głową, próbując nieco podsunąć się na przedramionach. To był zły pomysł, ale zorientowała się dopiero po czasie. Złamana ręka dała szybko o sobie znać, a ból na chwilę odebrał oddech. To by było na tyle z jej samodzielności.

Zacisnęła szczękę i próbowała unormować oddech, czując, jak ktoś z boku łapie ją bo bokach.

– Ja sama! – Sapnęła jak mała dziewczynka, otwierając oczy i widząc roześmianą twarz blondyna nad sobą. Reszta również wyglądała na rozbawioną.

Zawsze będę [Newt] ~ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz