Część Ia. 19.

677 28 26
                                    


Niezaspokojeni, wściekli i zmęczeni nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, wracali właśnie do Strefy, pokonując kolejne zakręty i korytarze. Tylko jedna osoba miała w sobie jedno inne uczucie. Była nim duma. Duma z tego, że udało jej się wejść do środka, pokonać swoje lęki i spróbować pomóc pobratymcom. Mimo że nie było w czym, bo jak się okazało na miejscu, ściana zniknęła. Dosłownie jakby rozpłynęła się w powietrzu. Korytarz był ten sam, nie widać było żadnych innych zmian. Po prostu tak, jak się pojawiła, tak szybko została ukryta. Nie była więc w stanie przekonać się, czy mogła być brakującym elementem układanki. Nie tym razem.

Nie mogąc pozwolić sobie na dłuższe przebywanie w Labiryncie i mając przed sobą spory kawałek do przebycia, zdecydowali się wrócić do Strefy i tam przedyskutować całą sytuację. Hope było szkoda, że jednak do niczego się nie przydała. Naprawdę myślała, że może być swego rodzaju kluczem, skoro przybyła tutaj w inny sposób niż pozostali. Potem naszła ją myśl, że jednak powinna przyjąć trochę pokory i nie myśleć o sobie tak górnolotnie. Może jej trafienie tutaj było zwykłym przypadkiem... Tak czy siak też wolała już wrócić, sprawdzić jak ma się Newt, wziąć prysznic i zasnąć jak kamień. Już rozumiała, czemu Minho tuż po powrocie potrafił być taki nieznośny, a kilkanaście minut później żartował jak najęty. Potrzebowała chwili odpoczynku.

Domyślała się, że blondyn poprosił Azjatę, aby ten jej pilnował. Nie odstępował Hope ani na krok, miał ciągle pod ręką i co jakiś czas upewniał się, czy wszystko jest w porządku. Pewnie gdyby nie prośba przyjaciela i tak by to zrobił. Summa summarum cieszyła się, że ma przy sobie ludzi, którzy się o nią troszczą i pragną jak najlepiej.

– Już wyjście! Ale czad! Mam nadzieję, że Patelniak przygotował coś dobrego – zawołał Ben, biegnący jako pierwszy i nieco przyspieszył, chcąc znaleźć się już na Stołówce. Ten Sztamak był wiecznie głodny i spożywanie posiłków było jego ulubionym zadaniem. Niestety takiej funkcji do objęcia nie było.

– Gadaliśmy już kiedyś o tym. Hope jest z nami, nie będzie dziś nic dobrego – zaśmiała się z uwagi Minho i zwolniła, chcąc ten ostatni odcinek pokonać wolniejszym tempem.

– Oj dajcie spokój. On naprawdę smacznie gotuje – wysapała, kładąc ręce po bokach i idąc już swobodnym krokiem. W gardle jej zaschło, krew dudniła w żyłach, mięśnie paliły, ale mimo niepowodzenia, była zadowolona z wyprawy. Czuła się spokojniejsza i miała wrażenie, że w końcu będzie w stanie rozprawić się ze swoimi koszmarami.

– Cóż, my pamiętamy jeszcze czasy, gdy ledwo dało się zjeść jego potrawy. Jeśli można je w ogóle tak nazwać. – Rozmawiali dalej, śmiejąc się i żartując, gdy nagle usłyszeli za sobą niepokojący dźwięk.

Wszystko potoczyło się tak szybko...

Bóldożerca, który skradał się za nimi bezszelestnie do samego wejścia.

Przerażenie na ich twarzach.

Wstrzymany oddech.

Strach wbijający w ziemię i zabierający zdolność do jakiegokolwiek ruchu.

Wyciągnięte ostrze, kierowane centralnie w jej stronę.

Jedyne co widziała to koszmarna gęba potwora, rozszerzona do granic możliwości, z której wyciekała lepiąca maź. Pamiętała jej konsystencję. W jednej chwili przeleciały jej przed oczami wszystkie ważne momenty ze Strefy, włącznie z pobytem w Labiryncie. Dobre i złe, przeplatane niekiedy wspomnieniami z wcześniejszego życia. Nie mogąc się ruszyć jedyne o czym pomyślała to to, że nie pożegnała się z Newtem. Uznała to za zbędne. Była pewna, że wróci z dobrymi wieściami. A teraz nie wróci wcale...

Zawsze będę [Newt] ~ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz