Część Ib. 8.

510 17 62
                                    


Tym razem miał wrażenie, że Bramy otwierały się wolniej niż zwykle. Czas wydłużał się, a on mimo całej nieprzespanej nocy wpatrywał się właśnie w coraz większą szczelinę, mając nadzieję na zobaczenie swojej dziewczyny całej i żywej całkowicie pobudzony. Wokół niego zebrała się masa osób, ale nie zwracał na nich uwagi. Liczyło się tylko jedno- jej powrót. W innym przypadku musiał wykombinować, jak uciec spod uważnego wzroku Azjaty.

W momencie gdy Wrota otworzyły się całkowicie, lecz nie ukazały im dziewczyny, wbiegł do środka pomimo obowiązujących reguł. Serce uderzało mu mocno o mostek i co jakiś czas nie mógł nabrać oddechu, przez co kręciło mu się w głowie. Przemierzył całą odległość korytarza i nagle zatrzymał się, widząc osobę, którą tak bardzo pragnął ujrzeć.

Klęczała pod ścianą, ze splątanymi włosami zasłaniającymi jej całą twarz. Opierała się o nią ręką i gdyby nie ta pozycja uznałby, że jest martwa. Powolnym krokiem, jakby nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście, podszedł bliżej, kucając tuż przed nią. Drżącymi dłońmi podniósł jej twarz za policzki, zauważając umorusaną i zapłakaną buzię. Oczy miała puste, pozbawione życia. Widział, jak bardzo jest zmęczona.

– Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę – wyszeptał pod nosem czując, że nie jest w stanie wypowiedzieć pełnym głosem tych słów. Wciąż obawiał się, że to jedynie sen, z którego zaraz się wybudzi. Hope jednak pokręciła głową i kolejne łzy spłynęły jej po policzkach.

– Przepraszam... – powiedziała równie cichym tonem, gdy nagle jej twarz spowił szok. Newt uniósł wzrok i zauważył stojącego nad nimi Bóldożercę, wbijającego w nią jedno ze swoich ostrzy.

– Nie! – krzyknął, ale było już za późno. Gdy wyciągnął przedmiot oddech ugrzęzł mu w płucach. To była odnoga odpowiadająca za Przemianę. Hope została właśnie dziabnięta na jego oczach. A on po raz kolejny nie zapobiegł katastrofie.

Ostatkiem sił złapał upadające nieprzytomne ciało dziewczyny, widząc, jak Dozorca wycofuje się w korytarz, z którego przyszedł. Sam nie zarejestrował nic więcej, poza ziemią przybliżającą się do jego twarzy...

Obserwująca wydarzenie Ava uśmiechnęła się pod nosem, zadowolona z toku całej akcji. Jej uśmiech poszerzył się, gdy na ekranie monitora zaczęły pojawiać się zmienne, jakich do tej pory nie dane im było widzieć. Fascynowały ją. To było dobre posunięcie i nie mogła się doczekać analiz, a także wdrożenia ich do badań. Kto wie, może właśnie któraś z nich posłuży im w najbliższym czasie do wynalezienia leku, a Hope w końcu będzie pożyteczna? Kto by się spodziewał...

Odwróciła się z wyrazem triumfu do współtowarzyszy i przejechała wzrokiem po każdym z nich. Otrzymała spojrzenia pełne aprobaty od wszystkich obecnych. Również od osoby, która kilka godzin wcześniej sporo namieszała. I mimo że obecne wydarzenia nie były jej na rękę, również uśmiechnęła się, przybierając dobrze wypracowaną przez lata maskę. Znów musiała grać. Nikt nie mógł się domyślić. Zbyt wiele od tego zależało.


Newt obudził się jakiś czas później, zrywając się szybko z pryczy i przewracając przez bolącą nogę. Nie wiedział, ile czasu minęło i w jakim obecnie jest stanie, ale gdy tylko ujrzał Hope na łóżku obok podbiegł do niej, kucając przy boku. Serce mu się krajało na ten widok i łzy bezsilności ponownie pojawiły się w oczach.

Dziewczyna rzucała się i jedynie przypięte pasy nie pozwalały jej spaść na ziemię. Rany zostały już opatrzone, a ciało umyte, jednak nie mógł zapomnieć, że pod materiałem nowej koszulki znajduje się przykryta opatrunkami dziura, która może stanowić o jej losie. Prawdopodobnie już go nawet przeważyła.

Zawsze będę [Newt] ~ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz