Część Ib. 6.

570 21 18
                                    


Na wstępie chciałabym bardzo serdecznie podziękować za ponad 2k wyświetleń i drugie miejsce w #themazerunner ^-^

Witam też wszystkie nowe osóbki ^-^ zapraszam do czytania :D

*********************************************************************************************** 

– Wstawaj, Hope– usłyszała nagle nad uchem i poruszyła się szybko, czując że leży na czymś miękkim.

– Newt! Wstawajcie! – Chuck poklepywał ich po ramionach, chcąc wybudzić ze snu. Przypominając sobie wczorajsze wydarzenia poderwała się do góry, tracąc równowagę, ale stojący obok chłopiec zdążył ją podeprzeć, dzięki czemu nie wywinęła orła. Przetarła zmęczoną twarz i spojrzała na wciąż pochrapującego blondyna.

– Newt, zaraz otworzą się Bramy – kopnęła go lekko, odrzucając koc na bok i nie siląc się na jego składanie. Zrobi to później. Teraz tętno jej przyspieszyło i nie oglądając się za siebie podeszła do Wrót, które powoli zaczynały wydawać dźwięki. Wpatrywała się w rozszerzającą się szczelinę ze złożonymi razem rękoma, które przyciągnęła w końcu do twarzy. Czekała.

Chuck stanął obok niej, również wypatrując kolegów, gdy Newt podparł się o nią, otaczając jednym ramieniem. Wciąż miał mało przytomny wyraz twarzy, ale powoli do siebie dochodził. Nadeszła właśnie chwila prawdy.

Wokół nich zaczęło się zbierać coraz więcej osób, czekających na werdykt nocy. Oni również zostali obudzeni przez Chucka. Chłopiec naprawdę się zaangażował i liczył na szczęśliwy finał całego wydarzenia. Nie wiedziała, ilu z ich ma nadzieję na powrót, a ilu pogodziło się ze stratą. Sama nie była pewna, do której grupy należała, choć zdawała sobie sprawę, do której należeć pragnęła.

Jednak każda mijająca im w ciszy minuta po całkowitym otwarciu Bram upewniała ją w tym, że muszą pożegnać się z przyjaciółmi. Pozbierać się do kupy, przeorganizować Strefę i zacząć żyć dalej. Poczuła, jak Newt opuszcza głowę i wzdycha przeciągle. Złapała go za dłoń i ścisnęła mocno, chcąc dodać im obojgu otuchy. To nie mogło dziać się naprawdę. Chłopak pocałował ją w odsłoniętą szyję i odsunął się, gdy nikt nie pojawił się przez długi już czas.

– Mówiłem ci, Chuck. Oni nie wrócą – powiedział cicho, sprawiając, że Hope przymknęła powieki, pozwalając w końcu potoczyć się kilku łzom. Nie wycierała ich i stała ciągle w miejscu. W końcu kucnęła, zaplatając dłonie na karku i wstrzymała oddech, nie dopuszczając do siebie myśli o stracie. W momencie, gdy miała mocno zaszlochać, usłyszała radosne wołanie Chucka.

– Tak! Tak! – Podniosła głowę, zauważając ich na końcu korytarza. Emocje dosłownie zwaliły ją z nóg. Upadła na tyłek, wpatrując się w nich zaszklonymi oczami. Oni żyją!

Streferzy ponownie zaczęli zbierać się przy Bramach, dookoła niej, nie myśląc nawet o wejściu w przejście i pomocy zmęczonym kolegom. Dopiero gdy znaleźli się tuż obok nich przejęli Albiego.

– Ostrożnie.

– Uwaga.

-Połóżcie go tutaj. – Wśród Streferów nastąpiło poruszenie, ale mimo przeżycia przez nich nocy w Labiryncie nie było radosnych okrzyków. Większość wpatrywała się w nieprzytomnego Przywódcę i gdyby nie unosząca się delikatnie klatka piersiowa można by pomyśleć, że jest martwy. Niemal od razu obok niej zmaterializowali się Clint i Jeff, którzy zaczęli oceniać stan chorego.

– Widzieliście Dozorcę? – zapytał nagle Chuck, przerywając panującą wokół ciszę.

– Tak, widziałem – odparł Thomas, który kucał przy ciele ciemnoskórego. Hope wpatrywała się w ich trójkę, nie wiedząc, co ma zrobić. W momencie gdy ich zobaczyła serce zatrzymało jej się na chwilę, lecz wznowiło swoje działanie i teraz biło już stabilnie. Delikatny uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy chłopak spojrzał jej w oczy. Dobrze, że wrócił.

Zawsze będę [Newt] ~ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz