Część Ia. 12.

800 29 6
                                    


Od ostatnich zdarzeń minęło trochę czasu. Hope zdrowiała, wracały jej siły i mogła sobie pozwolić na coraz więcej. Tak jak postanowiła, w końcu przeszła standardową ścieżkę Świeżaka- wylądowała każdego dnia w innym miejscu, zaznajamiając się ze specyfiką pracy, poznając nowe osoby i próbując przekonać je do siebie. Nie robiła jednak nic nadzwyczajnego, po prostu starała się być sobą. Przynajmniej „sobą", jaką wydawało jej się, że była.

Suma summarum jej zadania zostały ostatecznie przyznane odgórnie, na innych zasadach. Oczywiście po zaproponowaniu tego przez blondyna, który nie mógł przepuścić okazji, aby nie wtrącić w tym temacie swoich trzech groszy. Newt próbował również pilnować tego, aby się nie przemęczała i aby zadania nie były ponad jej siły. Starał się tym bardziej, że zdążył zauważyć skłonność dziewczyny do przepracowywania się. Sama tłumaczyła, że według pierwszej zasady Strefy- ma robić swoją robotę i nie być darmozjadem. Poza tym zwyczajne leżenie w łóżku już ją nudziło i sama rwała się do, nawet najlżejszej, pracy, byleby tylko wypełnić czymś dni.

Płynący czas, którego symbolem było pojawienie się w Strefie nowego Świeżaka, utwierdził część tych, którzy nie byli do Hope od początku przekonani, że nie mają się czego bać. Nawet Gally, wydający się jej na początku gburowatym Klumpem, obecnie zamieniał z nią od czasu do czasu parę słów. Nic nadzwyczajnego nie wydarzyło się po jej spektakularnym przybyciu, dlatego tak jak pozostali, po prostu przyzwyczaił się do jej obecności i wydarzenia te zaczęły odchodzić w niepamięć.

Hope nie chciała już dłużej zajmować kozetki w Lecznicy. Mogła być przydatna innym osobom, którym zajmowała czas, gdy tam przebywali, a na dodatek sama chciała zmienić już otoczenie. Hamak nie wchodził w grę, ze względu na wciąż gojące się obrażenia, dlatego podjęli inną decyzję. Łóżko które zrobił dla niej Gally było spore i bardzo wygodne, dzięki czemu mogła spokojnie odpoczywać w nocy i mieć przy sobie Newta, w którego pokoju ostatecznie wylądowała. Chłopak wolał mieć ją na oku; tym bardziej, że nie był przekonany co do intencji wszystkich Streferów. Obawiał się, że sytuacja może się powtórzyć.

Hope natomiast z jednej strony nie chciała nadużywać jego uczynności, ale przyjemnie zasypiało się obok kogoś potrafiącego zapewnić bezpieczeństwo. Ignorowała podśmiewywanie się niektórych Streferów i wciąż korzystała z oferty blondyna. Stało się to dla nich rutyną, nad którą nigdy więcej do tej pory nie dyskutowali. Koszmary senne wciąż się zdarzały, ale na szczęście z nieco mniejszą częstotliwością, co także przypisywała jako zasługę chłopaka.

Było coś jeszcze, co stało się jakiś czas temu. Sny. Pojawiły się raz czy dwa, nie pamiętała nigdy ich treści, ale miała mgliste przeświadczenie, że mogły być to jej wspomnienia. Błyski osób i wydarzeń z poprzedniego życia, chociaż ręki by za to uciąć nie oddała. Póki co zachowała więc tę informację dla siebie. Według Newta nie mieli oni tutaj ze sobą nic poza imieniem. Dlatego nawet jemu nie chciała o tym jeszcze mówić. Swoją drogą, mogło jej się to jedynie wydawać; narobiłaby niepotrzebnego bałaganu i zamieszania wokół swojej osoby, a tego nie chciała. Już wystarczająco wyróżniała się z tłumu.

Z każdym dniem coraz więcej Sztamaków przekonywało się do niej i próbowało lepiej poznać. Pomysłem, na jaki wpadała większość z nich było „przypadkowe" ranienie się i przychodzenie do Lecznicy, w której pomagała Plastrom. Dopiero po pewnym czasie, gdy zorientowała się w ich działaniu, tak kierowała za każdym razem rozmową, by subtelnie dać do zrozumienia, że mogą z nią porozmawiać chociażby podczas wspólnych obiadów na Stołówce. Kolejki pacjentów zaczęły zmniejszać się jak na pstryknięcie palca, co było dla niej nieco zabawne, ale nie dała nic po sobie poznać.

Zawsze będę [Newt] ~ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz