7. Dyrektor

1.9K 106 24
                                    

Po tym jak Lena wpadła w histerię, nauczyciel kazał nam wrócić do internatu. Wraz z Tiną i Wendy posłusznie wróciłyśmy do pokoju. Położyłam się na łóżku i pusto patrzyłam w sufit. Dotknęłam nosa, który był wilgotny i zdecydowanie nie należał do człowieka. 

- Biedna Lena - powiedziała Wendy, skupiając na sobie uwagę. Ruda dziewczyna ściskała w dłoniach koniec bluzki. - Boję, się o to co się ze mną stanie.

- A ja tam uważam, że fajnie trafiła. - Uśmiechnęła się Tina.

- Że została klaczą? - Wendy z niedowierzeniem pokręciła głową. - Ona miała kopyta. Ko-py-ta - przeliterowała. Jak teraz będzie chodzić?

- Dobrze, że to stopy się przemieniły, a nie dłonie - wtrąciłam, siadając na skraju łóżka.

- Konie są fajne. - Tina przyłożyła palec do ust, uważnie mi się przyglądając. - Chociaż Kira wygląda o wiele słodziej. 

Zmrużyłam oczy. Następnie poczułam jak uszy kładą się wzdłuż głowy. Momentalnie zakryłam je dłońmi.

- A nie mówiłam? - Tina klasnęła w dłonie. - Przecież to jest przesłodkie. W Japonii zostałabyś gwiazdą. 

- Naprawdę cię nie martwi to co się tu dzieje?

Dziewczyna pokręciła przecząco głową. 

- Okej, nie mam więcej pytań. - Wstałam i skierowałam się do drzwi.

- Gdzie ty idziesz? - zatrzymała mnie Wendy. 

-  Przejść się.

- Kazano nam pójść do pokoi... chcesz by stało się z tobą to samo co z Aaronem? 

Na wspomnienie wijącego się w panice węża, przeszedł mnie dreszcz. Zawahałam się jednak, w końcu chwyciłam za klamkę.

- Kazano nam pójść do pokoju, a nie w nim pozostać.

Wyszłam na zewnątrz. Przez dłuższą chwilę czekałam przed budynkiem, obserwując czy kolejna część ciała nie ulegnie przemianie, jednak nic takiego się nie działo. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę rzeki.  Po kilku minutach usłyszałam szum wody, jednak moją uwagę przykuły zapachy. Dużo zapachów. Jedne sprawiały, że obracałam się w ich stronę, a inne były na tyle intensywne, że przytłaczały i chciałam jak najbardziej od nich się oddalić. 

Kiedy doszłam do wody, przysiadłam na największym kamieniu. Położyłam brodę na kolanach. Promienie słońca, które zdołały przedrzeć się przez korony drzew, dawały przyjemne ciepło. Zdjęłam buty i dopiero teraz zauważyłam, że moje nogi pokryły się rzadkim futrem. Przejechałam po nim kilkukrotnie.

Spokojnie, wystarczy to zgolić i będzie dobrze - uspokajałam się w myślach. - Najważniejsze, że zachowały ludzki kształt. 

Westchnęłam smutno. Miałam dość. W ostatnich tygodniach wydarzyło się zdecydowanie za dużo. Przetarłam oczy, powstrzymując łzy. Czy naprawdę byłam aż tak okropnym dzieckiem, że zasłużyłam na banicję? 

Zacisnęłam dłonie na obroży. Chciałam ją zerwać, wyrzucić... jednak przypomniałam sobie, że ponoć to właśnie ona pomaga utrzymać ludzki wygląd oraz umysł. Jednak... jako zwierzę bym więcej mogła nie cierpieć, prawda? Wystarczyłoby oprócz psiego ciała dostać psi umysł i po prostu cieszyć się życiem. Tylko jak ją zdjąć? 

Nie mogąc usiedzieć w miejscu ubrałam buty i ruszyłam wzdłuż wody. Po kilkunastu minutach dotarłam do miejsca, gdzie nie mogłabym iść dalej, chyba że bym weszła do wody. Rozejrzałam się dookoła. Zdawało się, że oddaliłam się spory kawałek od internatu. Słyszałam jedynie chlupanie wody oraz śpiew ptaków wśród koron drzew. 

Poczułam jak ogarnia mnie spokój. W domu po tym jak się z kimś pokłóciłam, często ukrywałam się nad jeziorami. Byłam wtedy sama.  Zamknęłam oczy, chcąc chociaż przez chwilę poudawać, że to wszystko się nie wydarzyło, a ja ciągle siedzę nad stawem przy domu. Jednak nawet tego nie mogłam zrobić. Dotknęłam ogon. Czułam obrzydzenie. Doskonale rozumiałam Lenę, która wpadła w panikę, sama miałam ochotę krzyczeć. 

Nagle usłyszałam znajome głosy. Niepewnie ruszyłam przez las, aż znalazłam się na skraju skąd widziałam sporych rozmiarów dom, a raczej willę. Na podjeździe stał obok auta stał dyrektor wraz z Katrin. Natomiast w samym pojeździe siedział Aaron, który oparł głowę o szybę i albo spał, albo był nieprzytomny. 

- Ta młodzież z roku na rok ma głupsze pomysły - Katrin oparła się o bok samochodu. - Ostatni taki numer miałam szesnaście lat temu. 

Dyrektor spojrzał w moim kierunku, na co schowałam się głębiej za krzakiem. 

- I jak się wtedy skończyło? - spytał, ponownie skupiając się na nauczycielce. 

- Czasami odwiedzam go na farmie. - Wzruszyła ramionami, po czym spojrzała na Aarona. - Ten miał sporo szczęścia, że nie skończył podobnie. No nic - klasnęła w dłonie. - odwiozę go do internatu, dzięki za pomoc.

Dyrektor otworzył drzwi do auta, na co kobieta uśmiechnęła się zadowolona. Następnie wsiadła i odjechała. Mężczyzna obserwował jak opuszcza jego posesję, dopiero jak zniknęła za zakrętem, odwrócił się w stronę lasu. 

Ponownie ukryłam się za roślinami. 

- Wiesz, że wtargnięcie na prywatną posesję oraz podsłuchiwanie jest złamaniem regulaminu? - powiedział, krzyżując ręce na piersi.

Serce zabiło mi szybciej. Zakryłam usta dłonią... uciekać? 

- Jeśli nie wyjdziesz, to się przemienisz.

Uderzyłam dłonią o ziemię. Po co ja tu w ogóle przyszłam? Powoli wychyliłam się za krzaka. Dyrektor ścisnął usta, po czym ruchem dłoni zachęcił bym podeszła bliżej. Szłam jak na egzekucję, ociągając się i ciągle myśląc czy nie uciec. Kiedy byłam bliżej poczułam ten sam przyjemny zapach co w klasie i już byłam pewna, że to właśnie dyrektor był jego źródłem.

- Co tu robisz? 

- Ja... ja... - zawahałam się i rozejrzałam panicznie dookoła. - Nie wiem - odparłam, w końcu zgodnie z prawdą. 

- O ile się nie mylę waszej grupie kazano wrócić do pokoi. 

- Ale nie w nich pozostać - odparłam bez zastanowienia, na co mężczyzna uśmiechnął się tracąc poważną mimikę. Starał się to ukryć zasłaniając usta dłonią, ale nie wyszło mu to najlepiej i pomimo że szybko odzyskał krytyczny wyraz twarzy. - Czułam potrzebę przejścia się i przemyślenie paru rzeczy... i tak jakoś tu doszłam. To był całkowity przypadek, przysięgam. 

- Rozumiem.

- Wierzy mi pan? - spytałam, marszcząc brwi. - Naprawdę?

- Jakbyś mi skłamała, to byś się przemieniła. Jednak nic takiego się nie stało.  W sumie bardzo szybko nauczyłaś się wykorzystywać granice zasad, które są wydawane. Większość osób czeka przynajmniej tydzień nim zacznie sprawdzać jak bardzo mogą je nagiąć. 

- Nie jest pan zły? 

Pokiwał przecząco głową.

- Każdy przez to przechodzi... w sumie musi, by nauczyć się jak tu żyć. - Kiwnął głową w stronę domu. - Jako, że pierwszego dnia nie mieliśmy jak przeprowadzić rozmowy, a twoja wychowawczyni ratowała ze mną twojego kolegę z klasy, to może chcesz teraz to nadrobić? Odpowiem na twoje pytania.

Przypomniał mi się nasze pierwsze spotkanie. Zacisnęłam dłoń na obroży, którą mi siłą założył. Jednak teraz...

- Z chęcią - odparłam i ruszyłam za dyrektorem do jego domu. 

Nie wiem czy to przez jego zapach czy fakt, że w końcu ktoś chciał mnie wysłuchać, jednak nie chciałam od niego odchodzić.  

.

Hejooooo
Dawno mnie nie było, ale to przez fakt, że zapomniałam hasła do konta. Mam nadzieję, że teraz rozdziały ponownie będą się pojawiać systematycznie :* 

Mistrzowie ObrożyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz