1. Obroża

7.4K 153 63
                                    

Siedziałam na tylnym siedzeniu, obserwując mijający za szybą krajobraz. Las znajdował się po obydwu stronach drogi i zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Jego rozmiar był dla mnie sporym zaskoczeniem, szczególnie, że kilka godzin temu, wraz z innymi nastolatkami, opuściłam prom.  Wiedziałam jedynie, że trafiłam na jedną z wysp świętej Brygidy, nie spodziewałam się jednak, że jest ona tak rozległa.

Większość  osób spała. Ostatnie godziny podróży były ciężkie, a dni poprzedzające wyjazd również nie należały do najłatwiejszych. Do teraz nie mogłam uwierzyć w słowa ojca, który oznajmił mi, że oficjalnie nie jestem jego córką i kazał się pakować. Do samego końca miałam nadzieję, że żartuje. Że jedynie mnie straszy, tak jak to robił niezliczoną ilość razy, jednak tym razem naprawdę siedziałam w busie setki tysięcy kilometrów od domu, do którego już nigdy miałam nie trafić.

Byłam zmęczona, a jednocześnie przerażona. Tyle pogłosek słyszałam o tym państwie. Trafiały do niego największe wyrzutki społeczeństwa z innych krajów. Oparłam głowę o szybę. Czułam jak powieki zaczynają mi opadać, nim jednak zasnęłam, monotonny krajobraz zaczął się zmieniać. Drzewa ustąpiły miejsca łąkom, na których pasły się różnorakie zwierzęta, a kilka minut później dostrzegłam pierwsze budynki. Przejeżdżaliśmy obok niewielkiego miasteczka, po czym ponownie skręciliśmy w las.

Droga po raz kolejny stała się monotonna i nużąca, jednak pomimo wszelkich starań nie mogłam zasnąć. Minęła godzina nim autokar stanął.

- Budzimy się kochani! - krzyknął mężczyzna stając z swojego miejsca na przodzie. - Dotarliśmy - oznajmił z wyraźnym zadowoleniem.

Victor Wood był naszym opiekunem, którego poznaliśmy już w porcie przed odpływem na wyspę. Miał dwadzieścia osiem lat i był naprawdę przystojnym mężczyzną o brązowych włosach i ciemnych, wesołych oczach.

Wszyscy zaczęli się zbierać. Jako, że nie mieliśmy żadnego bagażu, nie zajęło nam to dużo czasu. Z własnego kraju nie mogliśmy zabrać nic. Oficjalnie już w nim nie istnieliśmy.
Wysiadłam. Od razu poczułam orzeźwiające, chłodne powietrze o zapachu butwiejących liści. Wzięłam głęboki wdech. Po ostatnich dniach wąchania przepoconych nastolatków była to zaskakująco przyjemna odmiana.

- To tutaj będziecie mieszkać przez najbliższe dni - Victor wskazał na budynek. - Możecie tam już iść. Ty Lena zaczekaj - zwrócił się do wysokiej blondynki. - Pójdziesz jako pierwsza do dyrektora załatwić wszystkie dokumenty.

Jak na akademik był wyjątkowo ładny. Żółte ściany, duże okna i przestronne, zaokrąglone balkony. A wokół niego niewielki ogródek z wieloma ławkami i miejscami wypoczynkowymi. Pomału weszłam do środka, hol był przestronny, a na jego środku znajdowała się okrągła kanapa. Do recepcji zrobiła się spora kolejka i obecne tam osoby odpowiedzialne za pokazanie i rozdysponowanie pokoi uwijały się jak mogły jak najszybciej ją rozładować.

Stanęłam z tyłu, opierając się o ścianę i obserwując jak moi towarzysze niedoli przepychają się między sobą. Jakby to miało jakieś znaczenie kiedy kto dostanie kluczyk. Nagle podszedł do mnie Victor.

- Skoro i tak czekasz, to możesz pójść do dyrektora.

- Nie bardzo mam ochotę.

- Będziesz mieć z głowy. - Uśmiechnął się przyjaźnie na co westchnęłam.

- Gdzie mam iść?

- Wyjdź z akademika i idź ścieżką w prawo. Po chwili powinnaś dotrzeć do szkoły.

Niechętnie odsunęłam się od ściany i ruszyłam wskazaną drogą. Nie chciałam tu być, jednak ucieczka nic mi by nie dała. Przynajmniej nie teraz, najpierw musiałbym mieć plan jak wydostać się z wyspy, której brzegi były strzeżone.

Kiedy doszłam do szkoły budynek okazał się być ogromny i nowoczesny. W środku panowała cisza. Zbliżał się wieczór więc nic dziwnego, że szkoła świeciła pustkami. Skierowałam się do sekretariatu, gdzie kobieta o białych, gęstych lokach podniosła wzrok znad dokumentów.

- Przysłano mnie by uzupełnić dokumenty.

- Proszę poczekać - Wskazała na krzesło.

Po chwili z gabinetu wyszła blondynka, która bez słowa opuściła sekretariat. W drzwiach gabinetu stanął wysoki mężczyzna. Naprawdę wysoki. Sięgałam mu zaledwie do klatki piersiowej, do tego był mocno umięśniony, co widać było nawet kiedy miał na sobie garnitur.

- Dzień dobry - powiedział, uśmiechając się. Jednak trochę mina mu spoważniałą kiedy nie odpowiedziałam, a jedynie spiorunowałam go nienawistnym spojrzeniem.  - Wejdź - dodał, wskazując na gabinet.

Minęłam go, po czym zamknął drzwi i usiadł za biurkiem, na którym oprócz ekranu monitora i stosu dokumentów, znajdowała się tabliczka z napisem "Roderick Roberts"

- Jak masz na imię?

- Kira Evans.

Mężczyzna pokiwał głową, po czym wpisał coś na komputerze.

- Dziewiętnaście lat. Wchodzisz w najlepszy okres w życiu.

- Może i by tak było, gdybym nie została wysłana w takie obleśne miejsce.

- Oj. Nie będzie tak źle.  Przynajmniej większość osób jest później zadowolona. Zechcesz mi powiedzieć z jakiego powodu tu trafiłaś?

- A czy to ma znaczenie?

- Ma.

- Więc zapewne jest to w moich dokumentach - Zaplotłam ręce na piersi z satysfakcją obserwując jego minę. Jeśli się zirytował, to dobrze to ukrywał.

- Tak, mam te informacje. - Spojrzał na monitor. - Według nich sypiałaś z połową wsi i dlatego rodzina postanowiła cię oddać do nas. To prawda?

Wzruszyłam ramionami, odwracając wzrok. Wcale wielkiego wstydu nie czułam, seks to normalna rzecz i nie rozumiem skąd u ludzi takie przewrażliwienie na jego punkcie. Szczególnie jeśli dotyczy innych osób.

Odwróciłam wzrok, czując ukłucie żalu do rodziny. Nadal nie mogłam uwierzyć, że to zrobili. Jeszcze jakby oni byli święci, mieli swoje za uszami, a i tak postanowili mnie oddać. Jakbym była jakąś rzeczą, a nie członkiem rodziny. Co prawda sprawiałam im kłopoty, ale ej! Byłam dorosła, to moja sprawa co robię z swoim życiem.

- Dobrze. - Z rozmyślań wyrwał mnie głęboki głos dyrektora. - Widzę, że nie jesteś typem gaduły

Podrapał się po zapewne dwudniowym zaroście. Następnie wstał i podszedł do szafy, w której było pełno obroży. Tak, obroży. Najróżniejszych. Otworzyłam szerzej oczy nie mogąc uwierzyć w to co widzę. On jednak jak gdyby nic wyciągnął jedną po czym spojrzał na mnie.

Położył na blacie przede mną zwykłą czerwoną obrożę, ozdobioną pojedynczymi cekinami.

- Co to ma być?!

- To co widać. Obroża.

- W życiu jej nie założę.

- Masz rację, ty jej nie założysz. Ja to zrobię. Pytanie tylko czy będziesz współpracować, bo możemy to zrobić szybko i przyjemnie, albo upokarzająco i boleśnie.

- Ty jesteś normalny?

Mężczyzna oparł się o biurko, po czym westchnął ciężko.  Spojrzałam na drzwi. Miałam szansę. Rzuciłam się do ucieczki nim jednak zdołałam dobiec, poczułam jak chwyta za moje ramię. Przyparł mnie do ściany.

- Próbuję być miły...

- Jesteś popaprany. Zbocze...

Nim zdążyłam dokończyć, chwycił mnie za gardło i skierował na ziemię. Następnie przygniótł  kolanem, a moje ręce, trzymał w lewej dłoni, kiedy prawą zakładał obrożę. Wierciłam się, jednak nie miałam szans, był za silny i za ciężki bym mogła się podnieść. Czułam jak skórzana obroża zaciska się na mojej szyj, idealnie do niej przylegając.

- Zdenerwowałaś mnie, więc jakie są kary za złamanie zasad przekonasz się na własnej skórze. Z dobroci serca jednak radzę ci zapoznać się z regulaminem przed apelem, bo im szybciej to zrobisz tym lepiej będzie dla ciebie.

Wstał ze mnie, dzięki czemu mogłam zrobić to samo. Podbiegłam do drzwi, które szybko otworzyłam i wybiegłam na zewnątrz, mijając po drodze kolejne osoby wysłane do tego pojeba. Byłam spocona i zdenerwowana kiedy opuściłam ten przeklęty budynek. Spojrzałam za siebie czy nikt mnie nie gonił, po czym chwyciłam za obrożę. Przejechałam palcami wzdłuż niej jednak nigdzie nie znalazłam zapięcia. Włożyłam pod nią dwa palce, które się zmieściły i szarpnęłam, jednak ponownie ani drgnęła.

Po kilku próbach resztki motywacji mnie opuściły. Musiałam znaleźć nożyczki. Nie mając lepszego pomysłu skierowałam się do akademika. Może w moim pokoju znajdę coś co pomoże mi pozbyć się tego badziewia.

.

.

.

Hejooo
Opowiadanie pisane w wolnych chwilach dla zabawy i rozluźnienia. Nie oczekujcie niczego wybitnego, bo jedyne co tu znajdziecie to prosty odmóżdżacz i różne fetysze seksualne (i w tym miejscu pragnę zaznaczyć, że wszystkie postacie w tym op są pełnoletnie) oraz dziwne i groteskowe sytuacje.

A z innej beczki. Jak myślicie jakimi zwierzakami zostaną główne postacie? A będzie ich sporo, możecie dawać swoje propozycje.

Mistrzowie ObrożyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz