21. Obóz

1K 78 74
                                    

Nie wiem ile jechaliśmy. Większość drogi przespałam zwinięta obok dyrektora. Czasami tylko nadstawiałam uszu lub otwierałam oczy kiedy prowadzone rozmowy stawały się bardziej intensywne.Ogólnie to panowała przyjemna atmosfera. Wszyscy pomimo niespodziewanego wyjazdu wydawali się być zrelaksowani. 

 Co jakiś czas padały pytania o to gdzie konkretnie jedziemy, jednak żaden nauczyciel nie chciał udzielić takiej odpowiedzi, więc jedynie obserwowaliśmy mijające drzewa po obydwu stronach drogi.

W końcu jednak bus się zatrzymał. 

 -Jesteśmy na miejscu - oznajmił Roderick. 

 Wszyscy spojrzelismy za okna, jednak nic ciekawego nie dostrzegliśmy. Byliśmy pośrodku... niczego. 

 - Las? - Lena uniosla brew. - Wywieźliście nas do lasu? 

- Wiecie, że takie wycieczki w horrorach nigdy nie kończą się dobrze? - zaznaczyła Tina.

- Całe szczęście nie jesteśmy w horrorze - zaśmiała się Katrin i zaklaskała w dłonie. - No już. Ruchy, ruchy. Jeszcze kawałek drogi nas czeka.

Niepewnie wyszliśmy z pojazdu i ustawiliśmy się na poboczu drogi. Dyrektor jeszcze przez chwilę rozmawiał z kierowcą, po czym uśmiechnął się i pomachał mu na pożegnanie. Bus ruszył, zostawiając naszą jedenastkę na kompletnym zadupiu. 

- Czeka nas około godzina marszu... - zaczął Viktor.

- Ile? - Lena nie kryła niezadowolenia. Od razu dało się poznać, że nie jest w najlepszym humorze, a to za  sprawą opuszczonych uszu i nerwowo drgającego ogona. - Wiecie ile robali jest w lasach? 

- Wiemy. Ale wiemy, też że nie ma tu takich, które mógłby nas pozbawić życia. - Katrin machnęła dłonią. - No już, idziemy. Nie ma co tracić czasu... 

Wszyscy jęknęli z niezadowoleniem.  

- Jeszcze chwila. - Roderick podszedł w moją stronę i nim zdążyłam zorientować się co zamierzał zrobić, zdążył zapiąć smycz do mojej obroży. 

Przez pierwszy szok nie byłam w stanie się ruszyć, a jedynie pusto wpatrywałam się w jego osobę. Czy on naprawdę zapiął mnie na smycz? Szarpnęłam się, chcąc się uwolnić, dyrektor jednak mocno trzymał linkę. Zawarczałam. 

Jeśli to był żart to wyjątkowo nieśmieszny.

- Przepraszam cię, ale to dla twojego dobra. To twój pierwszy spacer w tej postaci. Jeszcze nie panujesz nad odruchami ciała i nie chcę byś się zgubiła... Proszę, nie traktuj tego jako coś uwłaczającego. 

Zaskomlałam. Panowałam nad sobą... Spojrzałam na czerwony od krwi rękaw dyrektora. Nie, nie panowałam. Jaki był więc sensu udawać, że jest inaczej? Powinnam się w ogóle cieszyć, że nie postanowił mi jeszcze kagańca założyć. 

Opuściłam głowę, dając do zrozumienia, że pozwolę się prowadzić. Dyrektor pogłaskał mnie po policzku. Podniosłam na niego wzrok. Wydawał się być równie zakłopotany co ja. 

- Będzie dobrze... - powiedziała Wendy i uśmiechnęła się pokrzepiająco. 

Westchnęłam. Ile razy już to słyszałam. 

- Byłabyś tak miła i ją trzymała? - Podał smycz dziewczynie. - Myślę, że Kira będzie się lepiej czuć, idąc przy koleżance. 

Wendy pokiwała głową i wzięła smycz. Z jednej strony cieszyłam się, że z nią będę, a z drugiej... chciałam być bliżej dyrektora. Czułam się przy nim tak bezpiecznie...  Chociaż myśl, że miałby mnie prowadzić niczym swoje zwierzątko była zbyt uwłaczająca. 

Mistrzowie ObrożyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz