Długo zastanawiałam się nad tym, czy nie wziąć kogoś ze sobą. Na dobrą sprawę cały czas miałam wątpliwości. Bałam się pojechać tam sama. Jednak z drugiej strony wiedziałam, że tę podróż muszę odbyć sama...dla Aidena.
Poszłam do szkoły na piechotę. Wiem, że nie powinnam była chodzić sama po nocy w Beacon Hills. Czułam jednak taką wewnętrzną potrzebę. Mogłam w spokoju pomyśleć i przygotować się psychicznie na to, co mnie czekało.
Zatrzymałam się dopiero przy schodach, z których szczytu widać było to miejsce...miejsce moich demonów, z którymi musiałam się dzisiaj zmierzyć.
Czy chciałam to zrobić? To chyba najtrudniejsze pytanie, które sobie zadawałam przez cały dzień. Jakaś moja część wiedziała, że nie jestem gotowa się z tym zmierzyć. Druga zaś chciała tutaj być, aby na nowo sobie to wszystko odtworzyć.
Wzięłam parę głębokich wdechów, co było dla mnie pewnego rodzaju wyzwaniem, ponieważ wiedziałam, co ma nastąpić później. Z każdym pokonanym stopniem walczyłam z rozpaczliwą chęcią odwrócenia się i pobiegnięcia z powrotem do apartamentu...albo gdziekolwiek, byle jak najdalej stąd.
Mimo wszystko udało mi się pokonać wszystkie stopnie. Przy każdym kolejnym kroku, coraz bardziej czułam, jak nogi mi się trzęsą.
Zatrzymałam się dopiero, kiedy miałam pewność, ze znajduję się w tym samym miejscu, co wtedy.
Nogi same się pode mną ugięły, przez co upadłam na ziemię. Poczułam się wtedy dokładnie tak samo, jak tamtego dnia.
Poczułam w sobie podobny ból, który zabrałam Aidenowi. Na nowo próbowałam sobie uświadomić, że mój przyjaciel umiera. Rozpaczliwie próbowałam odpuścić i dać mu odejść, lecz coś mi nie pozwalało. Znowu w głowie zadźwięczały mi jego ostatnie słowa: „ Ja też was kocham". Poczułam na swojej skórze jego ostatni oddech. Usłyszałam szloch Ethana, kiedy przytulał się do już nieżyjącego bliźniaka.
Wtedy podniosłam głowę i rozejrzałam się naokoło. Byłam pewna, że znowu ich zobaczę. Niestety nie było tu żywej duszy. Byłam sama... razem z duchami przeszłości.
Ta scena była tak prawdziwa...
Kiedy uświadomiłam to sobie, coś we mnie pękło. Złożyłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Byłam sama...całkiem sama. Nie miałam już nikogo na świecie. Zostały ze mną tylko duchy...duchy, które goszczą w moim sercu.
Długo dochodziłam do siebie...o ile w ogóle można dojść do siebie po czymś takim. Cieszyłam się jednak, że nikogo ze sobą nie wzięłam. Dzięki temu mogłam dać sobie czas na to wszystko. Dałam upust emocjom, które tyle czasu w sobie dusiłam.
Wstałam na chwiejnych nogach, które trzęsły się z nadmiaru emocji. Chciałam stąd odejść jak najszybciej, ale nie mogłam się ruszyć. Po prostu stałam i patrzyłam się w jeden punkt. Czułam się, jakbym była oderwana od rzeczywistości.
Niestety to rzeczywistość przyszła do mnie.
Usłyszałam za sobą dziwny świst. Gdybym miała więcej czasu i wilczą szybkość, pewnie bym się obróciła w stronę owego dźwięku. Jednak nie minęła nawet chwila, gdy coś wbiło mi się w plecy pomiędzy łopatkami. Siła uderzenia była tak silna, że upadłam na ziemię. Dopiero wtedy poczułam przeszywający ból, który rozchodził się po moim ciele.
Po chwili ktoś zaczął iść w moją stronę. Szedł powolnym i spokojnym krokiem. Kiedy mój napastnik zatrzymał się obok mnie, chciałam wstać i rozszarpać mu gardło. Miałam w tamtym momencie gdzieś, że nie mam w pełni sprawnych wilkołaczych mocy. Byłam gotowa zabić go gołymi rękami bez cienia zawahania.
![](https://img.wattpad.com/cover/228915187-288-k108400.jpg)
CZYTASZ
Miłość, Śmierć i Kłamstwo|| teen wolf
Fanfiction"Nie miałam innego wyjścia. Jedyna osoba, która mogła mi pomóc, to Deucalion. A żeby on mnie przyjął... po prostu musiałam. Nie mogłam łudzić się, że uwierzą w moją wersję wydarzeń. To było... konieczne. Albo ja, albo one. Przynajmniej tak sobie będ...