XXXII

271 19 1
                                    

Cały czas czułam się trochę nieswojo w apartamencie, lecz jakoś próbowałam do niego przywyknąć. Z dnia na dzień poruszałam się po nim coraz pewniej, ale i tak zachowywałam minimalną ostrożność, ponieważ nie wiedziałam, gdzie Chris pochował broń. Już natknęłam się na parę sztuk, lecz nie ruszałam ich.

Wreszcie udało mi się spać dłużej niż 3 godziny za jednym razem, co było pewnym postępem. Opanowałam rownież kwestię przeziębienia, uświadamiając sobie jednocześnie, że dbanie o swoje zdrowie, to od teraz kolejne moje zmartwienie. Szczerze mówiąc, to zdążyłam już zapomnieć o tak przyziemnych rzeczach jak infekcje. Jedyne, co mnie wcześniej przejmowało, to rozległe rany cięte, spore urazy wewnętrzne, albo nacięcia zadane przez miecze nieznanego pochodzenia.

Nie wypakowałam praktycznie w ogóle swoich rzeczy...a przynajmniej nie do szaf. Ubrania były upchnięte niechlujnie w torbach w salonie, albo leżały obok nich na podłodze. Parę moich notesów z notatkami było porozkładanych na kuchennym stole. Sama zaś spałam na kanapie w salonie, a na stoliku obok mnie leżała moja broń. Tylko przez pierwsze dwie noce spałam z dłonią na nim. Później odłożyłam ją na stolik kawowy. Wiem, że zabrzmię jak paranoik, ale nie czułam się dość bezpiecznie, odkąd straciłam wilkołaczą stronę.

Raz na jakiś czas wychodziłam do sklepu, lub po prostu się przejść. Dwa razy nawet poszłam pojeździć na motocyklu po obrzeżach miasta, bo myślałam, że zaraz zwariuję. Miałam kontakt jedynie ze Scottem, który sporadycznie do mnie dzwonił. Głównie mówił, co się dzieje w mieście...i poza nim. Słyszałam o znalezieniu Dereka, oraz ciotce Allison, która wyszła z grobu, o ataku czegoś dziwnego i o skradzionych pieniądzach Hale'ów. Czasami też McCall pytał się mnie, jak się czuję, co na początku było dla mnie dość dużym zaskoczeniem. Z czasem jednak zauważyłam, że chłopak, w jakiś osobliwy sposób, się o mnie troszczy. Nie rozumiałam do końca naszej relacji, ale chyba zaczęliśmy się powoli do siebie przekonywać.

Większość czasu siedziałam sama, przez co znów zaczęłam myśleć o śmierci Aidena.

~

Siedziałam na kanapie w salonie i po raz kolejny sprawdzałam telefon w nadziei, że Ethan wreszcie się odezwie. Nie dostałam od niego znaku życia przez ten cały czas. Ostatnio miałam z nim jakikolwiek kontakt przed wylotem... na lotnisku. Potem się już nie odezwał. Na dobrą sprawę nawet nie wiem, czy jeszcze żyje. Na początku próbowałam to jeszcze wytłumaczyć. Myślałam, ze klimatyzuje się w Londynie i ogarnia sobie jakieś miejsce do zamieszkania. Minęło jednak już parę tygodni, a ja cały czas nic nie wiedziałam.

Miałam dość złudnej nadziei, która mówiła mi, że Ethan może się odezwać lada chwila.

Nie wiem, co mnie popchnęło do ruszenia się z kanapy. Moje ruchy były automatyczne i mimowolne. Ubrałam na siebie bluzę i założyłam buty. Zostawiłam telefon, ale wzięłam klucze, którymi zamknęłam drzwi frontowe, kiedy wyszłam z apartamentu.

Kiedy byłam w windzie myślałam, że znowu pojadę na dół, aby wyjść trochę pobiegać. Jednak-ku mojemu zaskoczeniu- wcisnęłam przycisk na najwyższe piętro. Wiedziałam, że to nie skończy się dobrze, lecz wysiadłam z windy, gdy tylko drzwi się otworzyły. Stanęłam przed apartamentem, w którym mieszkałam razem z watahą alf.

Odruchowo złapałam się za szyję, gdzie był mój tatuaż z symbolem stada, które otoczyło mnie opieką...ze stada, z którego zostałam tylko ja.

Patrząc się na drzwi, coraz bardziej poddawałam się wspomnieniom. Najpierw miałam przed oczami Deucaliona, kiedy do niego przyszłam po zabiciu Sary. W moich uszach wybrzmiały słowa, które wtedy wypowiedział: „Jesteś wyjątkowa. Rozumiesz?". Przypomniałam sobie, jak mi się z nimi mieszkało. Otoczyli mnie opieką i stworzyliśmy pewnego rodzaju nierozerwalną więź. Czułam się bezpiecznie, gdy przy nich byłam. Czułam się na swój sposób kochana.

Miłość, Śmierć i Kłamstwo|| teen wolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz