XXXVI

102 6 0
                                    

Czekaliśmy w domu aż zjawią się Kira i Liam. Czas dłużył się w nieskończoność.

W końcu poprosiłam Scotta, aby poszedł ze mną do pokoju obok, ponieważ chciałam z nim porozmawiać. Chłopak bez chwili namysłu poszedł za mną.

- Wiem, że się denerwujesz i chcesz dobrze, ale nie wiem, czy dobrze się do tego zabierasz- powiedziałam.- Nie mam ochoty brać w tym udziału. Poza tym to twoja beta. Jeśli reszta umie tylko gadać, to nic z tego nie będzie.

- Dlatego miałem małą nadzieję, że mi pomożesz- wypalił nagle, a mnie zatkało. Byłam ostatnią osobą, która powinna mu doradzać przy wychowaniu bety.- Wiem, że nie masz zbyt dobrych doświadczeń, ale dzięki temu masz inne podejście. Nie chcę tego schrzanić.

- Nie możesz poprosić Dereka?- spytałam.- Jest w tym lepszy.

- Poprosiłem go, ale chcę mieć też inne spojrzenie na to- odparł Scott.- Niechętnie to przyznaję ze względu na to, co robiłaś ze swoją watahą, ale naprawdę cię potrzebuję- powiedział proszącym tonem, a mi zrobiło się go żal. On tego nie planował, więc nic dziwnego, że nie wie, co ma zrobić. Skoro był gotowy poprosić mnie o pomoc, to znaczy, że naprawdę jej potrzebował.

- Dobrze. Pomogę ci- westchnęłam, na co chłopak mi podziękował.- Tylko, żebyś potem nie składał reklamacji- uprzedziłam na wstępie.

Nagle do moich uszu dotarło chyba z milion dźwięków naraz. Każdy najmniejszy szmer był głośny, jakby ktoś startował helikopterem. W pierwszym odruchu zakryłam uszy dłońmi, aby zagłuszyć dźwięki. Niestety podziałało to tylko w minimalnym stopniu.

Potem przyszedł ból związany z tak nagłą eskalacją dźwięków. Nogi ugięły się pode mną i już po chwili zwijałam się z bólu na podłodze.

W pewnym momencie poczułam jak Scott stawia mnie ostrożnie na nogi. Później przełożył moją rękę przez swoje barki. Chwilę czekał, aż w miarę stabilnie stanę na nogach, po czym poszedł razem ze mną w stronę salonu.

- Co się stało?- zapytał Stiles, gdy tylko znaleźliśmy się w pomieszczeniu.

- To przez te dźwięki- wydukałam ledwo, ponieważ strasznie kręciło mi się w głowie.

- To znaczy, że moce wracają?- dopytywał wyraźnie przejęty Stilinski.

- Chyba tak- odpowiedział mu McCall.

- Zajmę się nią- oznajmiła z determinacją w głosie Lydia.

- Na pewno?- upewnił się Scott.

- Tak. Kira i Liam będą tu lada chwila, a reszta jest tu bardziej potrzebna- stwierdziła, po czym podeszła do McCalla, aby mnie przejąć.- Pójdziemy do doków. Tam jest ciszej- wyjaśniła spokojnym głosem, na co tylko nieznacznie pokiwałam głową.

Droga z domu do jeziora była istnym koszmarem. Od nadmiaru dźwięków rozbolała mnie głowa. Czułam jak opuszczają mnie wszystkie siły. Jedynym pocieszeniem było to, że na miejscu faktycznie było o wiele ciszej.

Lydia pomogła mi usiąść na podłodze. Już po chwili poczułam poprawę mojego stanu, ponieważ świat przestał wirować.

- Musisz mnie przykuć i zostawić- powiedziałam słabym głosem.

- A co jeśli ci się pogorszy?- spytała, patrząc się na mnie ze współczuciem.

- To tym bardziej powinnaś to zrobić- stwierdziłam, lecz Lydia nie wyglądała na przekonaną.- Nic mi nie będzie. Poradzę sobie- zapewniłam ją.

Dziewczyna w końcu ustąpiła i zapięła wokół mnie łańcuchy, które skutecznie przygwoździły mnie do jednego z pali. Martin jednak nie ruszyła się potem z miejsca. Stała nade mną i patrzyła się na mnie ze współczuciem.

- Możesz iść. Dam sobie radę- powiedziałam do Lydii i uśmiechnęłam się słabo. Dopiero na ten gest rudowłosa mnie opuściła.

Zostałam sama.

Z całych sił próbowałam się jakoś wyciszyć wewnętrznie, ponieważ musiałam wiedzieć, co się ze mną dzieje. Musiałam umieć przewidywać zachowania organizmu. Chciałam wiedzieć, co przyjdzie jako następne, aby móc się jakoś przygotować.

Kiedy wreszcie mi się to udało, ból głowy wreszcie zaczął ustępować. Niestety nie na długo miałam swój upragniony spokój.

Nagle do moich nozdrzy napłynęły zapachy. Ale nie takie zwykłe. To były chemosygnały osób, które zbliżały się w moją stronę. Po zapachu doszłam, że to Kira i Scott oraz pewnie Liam. Czułam ich złość, panikę, stres.

Gdy tylko weszli do doków, odruchowo odwróciłam się w ich stronę i...zobaczyłam ich bardzo wyraźnie. Scott szarpał się z Liamem, a Kira podeszła do pala obok mnie z łańcuchami w rękach.

- Marika, wszystko w porządku?- zapytała z troską w głosie, kiedy czekała, aż McCall przyprowadzi Dunbara.

- Całkiem- powiedziałam w pierwszym odruchu.- A co? Coś nie tak?- spytałam nagle, jednocześnie próbując zignorować warki Liama za moimi plecami.

- Nie. Nic...- zaczęła Yukimura, lecz nie dane jej było dokończyć, ponieważ stanęła przed trudnym zadaniem skucia nowej bety.

Scott siłował się ze swoją betą, a ja tylko się temu przyglądałam. Chciałam się odezwać, lecz wiedziałam, że nie był to najlepszy moment. Ostatecznie sprawę załatwiła Kira, która zdzieliła Liama wiosłem w głowę. Blondyn stracił przytomność i dopiero wtedy dało się go przykuć.

Oboje usiedli na podłodze obok mnie, łapiąc oddech. Gdy już jednak doszli do siebie, to stałam się tematem przewodnim.

- Marika, twoje oczy świecą- zauważył w pewnym momencie Scott.

- Tak? A na jaki kolor?- spytałam z lekką nadzieją w głosie.

Skoro już mi wracały moce, to chciałam odzyskać też swoje oczy. Chciałam je takie, jakie powinny być. Czerwone. Wcześniej dużo mówiłam, że powinnam mieć niebieskie, i że nie należą mi się oczy alfy. Jednak kiedy straciłam moce, zaczęłam je doceniać. To właśnie one mnie określały. Budowały mnie i moją historię. Szkoda, że dopiero gdy je straciłam- może bezpowrotnie- zaczęłam je doceniać.

- Cały czas niebieski- odpowiedział McCall, a ja się nie odezwałam.

- Czemu nie zaryczałeś?- zapytałam nagle, przy okazji zmieniając temat. Chłopak najpierw chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnował.- Następnym razem się nie wahaj.

- Nie chcę tego załatwiać siłą- odparł Scott.

- No właśnie widziałam- powiedziałam sarkastycznie.- Chodzenie za nim jak cień po szkole, zwabianie go do domku nad jeziorem. Szarpanie się z nim, aby wreszcie zdzielić go wiosłem i skuć łańcuchami.

- Do czego zmierzasz?- zapytał trochę zirytowany.

- Do tego, że jeśli chcesz utrzymać tego chłopaka w ryzach, to musisz myśleć jak alfa, a nie jak przestraszony dzieciak- stwierdziłam, a irytacja chłopaka zmieniła się w gniew.- Nie wkurzaj się na mnie, bo wiesz, że mam rację. Poza tym sam chciałeś, żebym ci pomagała, więc teraz nie narzekaj.

- To co mam niby zrobić?- spytał McCall.

- Pokazać mu kto jest alfą, a kto betą- odpowiedziałam mu.

- I być tyranem?- wtrąciła się Kira, co szczerze mnie zaskoczyło.- To tylko dzieciak- zauważyła, patrząc się na nieprzytomnego Liama.

- Niekoniecznie. Ma cię szanować i respektować. Nie trzeba być tyranem, aby to osiągnąć. Postaw się na jego miejscu i poprowadź go tak, jak sam byś chciał zostać przez to wszystko poprowadzony- wyjaśniłam, kończąc jednocześnie dyskusję.

Scott i Kira po jakimś czasie zaczęli zajmować się sobą, co mnie ucieszyło, ponieważ nie miałam ochoty w nimi dalej rozmawiać. I nie musiałam, ponieważ niedługo potem poczułam swoje wyczerpanie i jakimś cudem udało mi się wprowadzić w stan pewnego rodzaju półsnu- nigdy nie umiałam spać podczas pełni.

Miłość, Śmierć i Kłamstwo|| teen wolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz