Prolog

2K 51 4
                                    

W nocy wymknęłam się z domu przez okno i pobiegłam do lasu. Wiedziałam, że jest jeszcze za wcześnie ( moja alfa zawsze wzywała watahę później), jednak ja znowu pokłóciłam się z rodzicami. Po prostu nie wytrzymałabym ani minuty dłużej w domu.
Ostatnio czepiają się mnie o to, że co chwila mnie nie ma i zadaję się z ludźmi, z którymi normalnie nie zamieniłabym słowa. A to wszystko dlatego, że trochę ponad miesiąc temu zostałam przemieniona w wilkołaka.
Dzisiaj pokłóciłam się z nimi znowu. Problemem była jednak pełnia. Uciekłam, ponieważ bałam się, że zrobię im krzywdę.

Biegłam wgłąb lasu, prosto do naszego miejsca spotkań. Im dalej od domu byłam, tym wolniej biegłam. Próbowałam się uspokoić i jakoś zapanować nad przemianą, co nie było takie łatwe. Moja alfa powiedziała, że mam sobie sama z tym radzić.
Oparłam się o najbliższe drzewo. Byłam naprawdę zmęczona walką z samą sobą. Przez stres i gniew przemieniłam się całkowicie i rozpaczliwie próbowałam wrócić do swojej ludzkiej postaci. Myślałam tylko o uspokojeniu mojego serca, które łomotało mi w piersi.

W pewnym momencie usłyszałam kroki. Pewnie to moja alfa. Jednak coś mnie zaniepokoiło. Usłyszałam dwa bijące serca, z czego żadne nie było moje. Ona z kimś przyszła i wątpię, żeby z tego wyszło coś dobrego. Postanowiłam wybadać sytuację i podsłuchać ich rozmowę.

- Obserwowaliśmy ciebie i twoje stado przez jakiś czas- stwierdził obcy mi mężczyzna.

- Wiem- odpowiedziała Sara- Wiem również kim jesteście- rzekła moja alfa.

- Rozumiem, że nie muszę ci tłumaczyć, po co tu przyszliśmy- bardziej stwierdził niż spytał jej rozmówca. W jego głosie był niepokojący spokój.

- Wyjdź zza tego drzewa, Marika- usłyszałam głos Sary. Serce zabiło mi mocniej i na chwiejnych nogach podeszłam do nich.

Obok blondyny stał starszy mężczyzna z białą laską z prawej ręce. Niewidomy wilkołak...? To jest coś nowego. Jednak ich spokój był przerażający, zwłaszcza, że ich podsłuchiwałam.

- Marika, to jest Deucalion- moja alfa przedstawiła mi swojego rozmówcę.- Chce, żebym dołączyła do jego stada- powiedziała zadowolonona.

- Ale ty jesteś alfą. Ty masz SWOJE stado- stwierdziłam. Uznałam, że lepiej jest się odezwać i stłumić czymś smród mojego strachu.

- Właśnie! I tu leży problem- powiedziała mimochodem i popatrzyła się na mnie z determinacją, a ja już sobie dopowiedziałam resztę.
Chce nas wszystkie pozabijać, żeby pójść z Deucalionem. A ja chyba będę pierwsza.

Chodziła w te i z powrotem, przysłuchując się rozmaitym dźwiękom. Prawdopodobnie czekała, aż stracę czujność, lub że znudzi mi się wodzenie za nią wzrokiem. Niewidomemu najwyraźniej się to znudziło, bo pożegnał się z nami i poszedł wgłąb lasu.

Zostałyśmy same.

Nagle usłyszałam w oddali kroki. Pewnie reszta mojej watahy. Odwróciłam się odruchowo w stronę odgłosów, lecz od razu przypomniałam sobie o Sarze.
Popatrzyłam się z powrotem na dziewczynę, która była już w powietrzu, rzucając się na mnie. Poczułam swój strach i serce mi waliło. Nawet nie wiem, kiedy wyciągnęłam rękę do przodu i przebiłam jej gardło.
Wyjęłam z niej zakrwawione pazury, a blondynka upadła martwa na ziemię.

Kroki przybliżały się w zastraszajacym tempie, a ja nie wiedziałam, jak mam się z tego wytłumaczyć. Przecież nikt mi nie uwierzy. Gdyby jeszcze była betą, to mogłoby się to udać. Niestety teraz ja miałam jej czerwone oczy, a ona leżała na ziemi w kałuży krwi. To nie wyglądało jak obrona własna, tylko jak zwykłe, bezczelne przejęcie władzy. Dziewczyny mnie zabiją. Byłam najkrócej z nich w stadzie, więc nie liczyłam na łagodne traktowanie, tylko na rzucenie mi się do gardła.

Miłość, Śmierć i Kłamstwo|| teen wolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz