Rozdział korektowany przez Cessidy84
Harry wszedł do pokoju wspólnego Slytherinu i zastał tam dość ciekawy widok. Pansy Parkinson, Teodor Nott, Draco Malfoy, Blaise Zabini, bliźniacy Weasley, ich siostra, jak i Hermiona Granger stali w półkolu, celując swoimi różdżkami w nieprzytomnych uczniów po kilka osób z każdego domu.
- Ilu? – spytał Harry.
- 14 ze znakiem i 17 bez – odparł Draco.
- Ilu pod Imperiusem? – spytał Harry.
- Poza Weasley'em, to nie wiemy, bo Panna-Wiem-To-Wszystko potraktowała ich grupowym czarem paraliżu defendere internorum tormenta: (chroń unieruchom), który Weasley był pod Imperiusem– Draco wskazał na sofę, gdzie leżał pogrążony we śnie Ron.
- Macie 15 minut, nim zawiadomię McGonagall i Amelie Bouns i do tego czasu nie chcę tu widzieć żadnego Weasley'a i panny Granger, bo jeszcze nie miałem przyjemności poznać Artura i Molly, ale nie chce ich poznawać, tłumacząc im, czemu ich dzieci są ciągane po biurze Aurorów. A, Draco pozwól na moment na stronę – poprosił. I gdy stanęli kawałek dalej, Harry, rzuciwszy Muffiato, zaczął mówić – Twoi rodzice są teraz, jak wiesz, nieosiągalni i na czas szkoły zwykle byłeś pod opieką Snape'a, ale że jego też tu nie ma i póki co nie mam pewności, jaki on jest i po czyjej stronie stoi. Tak więc póki co na ten rok Lucjusz przepisał całą władzę nad Tobą, jak i opiekę na rzecz Lorda Blacka. To samo się tyczy Lorda Notta. Tylko jego interesy reprezentuje Luniek. O Blaise'a nie trzeba się niepokoić, bo jest pod opieką Clausa, czyli starego rodu wampirzego. Ale co z panną Parkinson? Jak jej rodzice się dowiedzą o jej zdradzie, to mogą ją nawet zabić na odległość – ni to spytał, ni to stwierdził młody nauczyciel.
- Myśleliśmy o tym i nawet Theo zgodził się ją przyjąć do swojego rodu. Tylko nie zdążyliśmy doczytać, jak to zrobić.
- Myślę, że mam lepszy pomysł – stwierdził Harry, po czym zniwelował swój czar i zwrócił się do Pansy – Panno Parkinson, pozwoli pani na słówko – poprosił.
- Oczywiście, profesorze – odparła brunetka. I gdy znów otoczyło ich bezpieczne Muffiato, Harry zobaczył, jak Gryfoni opuszczają pokój, a puszystowłosa steruje niewidzialnymi noszami, na których został ułożony Ron.
- Panno Parkinson, słyszałem, że potrzebujesz szybko zmienić status społeczny, że tak to ujmę. Co powiesz na należenie do rodu Acilius?
- Ależ, profesorze to najstarszy ród i można się tam dostać tylko przez małżeństwo! Sam Merlin nie miał takich chodów! – stwierdziła dziewczyna.
- No widzisz, a ja mam. W ciągu 45 minut Twoja magia się nieco zmieni i pewnie wzrośnie. Nie wiem co z wyglądem, ale pewnie się nieco zmieni. Wiesz, oni są dość specyficzni, więc nie dziw się jeśli imię również ci zmienią. Jak rytuał dobiegnie końca, na Twoim nadgarstku pojawi się ich tatuaż z godłem rodowym – wyjaśnił Harry – No, chyba że wolisz ryzykować pozostanie Parkinson. Mogę ci też zaproponować bycie Potter lub Black, ale wtedy dyrektor mógłby próbować czegoś na Tobie, aby wpłynąć na nas, a jakby nie było, to nawet on nie jest na tyle głupi, aby podpadać rodowi Acilius.
- Profesorze, chętnie bym została Potter, czy Black, bo to dwa zaszczytne rody, ale przy trzecim rodzie, to z całym szacunkiem, ale się nie umywają, byłabym głupcem nie wybierając, tego co dla mnie najlepsze – Harry skinął głową i wezwał swojego skrzata, po czym przekazał mu, aby sprowadził do Pansy Klaudiusza Aciliusa, po czym wyjął wspomnienie i podał je swojemu skrzatowi i ruszył do gabinetu dyrektora, gdzie znajdowali się jego opiekunowie. Po drodze wezwał Stworka, skrzata Lorda Blacka.
- Panicz wzywał Stworka? – spytało stworzonko, drepcząc obok niego.
- Stworku, mój skrzat jest teraz nieosiągalny, a potrzebuję kogoś zaufanego. Syriusz na pewno nie będzie miał nic przeciw temu – mówił Harry.
- Mój Pan kazał słuchać Swojego syna, jak i partnera, więc co Stworek może zrobić dla panicza?
- Sprowadź, proszę, jak najszybciej do gabinetu dyrektora, profesor McGonagall i Madame Bones i pozbądź się jakoś na czas naszej rozmowy z dyrektorem jego straży przybocznej, czyli tego narwańca Moody'ego.
- Oczywiście, paniczu – odparł skrzat i już go nie było, a Harry dotarł pod wejście do gabinetu dyrektora, ale gargulec ani drgnął. Już miał spróbować, czy Remus go usłyszy, lecz pojawiła się McGonagall i podała hasło "cytrynowe dropsy" (musiałam), po czym razem ruszyli kręconymi schodami do gabinetu dyrektora.
![](https://img.wattpad.com/cover/203431236-288-k210597.jpg)
YOU ARE READING
Obietnica Huncwota
FanfictionPo śmierci Potterów mały Harry trafia pod opiekę dwójki przyjaciół swego ojca. Syriusz nie ruszył złapać Petera Pettigrew. A co dalej? Przekonajcie się sami. Całość opowiadania jest betowana przez Cessidy84.