Rozdział korektowany przez Cessidy84
Wszedł do pokoju wspólnego i rozejrzał się po uczniach. Niektórzy mieli w ręku puchary z jakimś, jak się Harry domyślał, alkoholem.
- Gdzie znajdę pana Zabiniego lub pana Malfoy'a? – spytał najbliżej stojących uczniów.
- Pewnie są w swoim pokoju, czyli w pokoju perfekta – odparł mu siódmoroczny uczeń.
- Panie Blake, czy w takim wypadku nie powinieneś się po nich udać, skoro, jak mi wiadomo, to jestem nauczycielem.
- Nie trzeba, profesorze Potter. Jesteśmy tutaj – odezwał się Draco, stając obok opiekuna swojego Domu – Szukał nas profesor w konkretnej sprawie?
- Tak, ale pozwólcie ze mną gdzieś, gdzie możemy porozmawiać.
- Profesorze! – Harry usłyszał za sobą wołanie, więc się odwrócił.
- Tak, panie Nott? – spytał grzecznie.
- Napije się profesor z nami?
- Po pierwsze: Panie Nott, nie piję. Po drugie od tego kielicha na milę jedzie Amortencją, a po trzecie: Jeszcze jeden taki numer, a dostanie pan szlaban, panie Nott. Panno Bulstrode i panno Parkinson radzę się dwa razy zastanowić, bo jak mnie zaatakujecie, będę musiał was wyzwać na honorowy pojedynek, a nie chciałbym wam zrobić krzywdy. Po czwarte i ostatnie: Dzięki tej trójce nigdy więcej nie dostaniecie ode mnie mojego ulepszonego eliksiru na kaca, którego będziecie mogli spróbować jutro rano i zapewniam was, że mój specyfik nie pachnie, ani nie smakuję, jak kupa Trolla – po czym zwrócił się do Draco i Blaise'a – Piliście coś? – ci skinęli mu głowami – To wy pierwsi spróbujecie mojego eliksiru, bo potrzebuję was zupełnie trzeźwych – dwójka wyżej wymienionych Ślizgonów tylko kiwnęła mu głową, po czym podeszli do stolika przez pokój przeleciał siódmoroczny Ślizgon o nazwisku Dover – Panie Diamond Dover – Czy pan naprawdę myślał, że nie czuję na sobie, że pan próbuje we mnie rzucić Imperiusa? Powinienem na pana donieść do ministerstwa, ale nie zrobię tego. A wie pan, czemu, panie Dover? Bo po dwóch godzinach byłby pan już martwy albo w lochach u swojego pana – mówiąc to, odkrył jego przedramię szaty, na co Ślizgon zaśmiał mu się w twarz i bo przedramię było czyste – Czy ty myślisz? – spytał zirytowany Harry, po czym zaczął wymawiać inkantację – Mostra o que escondes amosará o signo de escuridade.
- To nie jest łacina – mruknął Draco, widząc, jak na skórze jego kolegi z Domu pokazuje się Mroczny Znak.
- Zgadza się, panie Malfoy. Język, w jakim wymówiłem to zaklęcie to gealicki szkocki. Dziś już rzadko jest używany, a i dzięki swojemu koledze macie koniec imprezy – powiedział Potter – W tej chwili skrzaty właśnie pozbierały cały wasz alkohol i odzyskacie go na koniec roku. Jak macie jakieś pretensje zgłoście się do dyrektora Dumbledore'a, a za koniec imprezy możecie podziękować swojemu koledze – tu wskazał na Dovera, po czym pokazał Draco i Blaise'owi, aby podążyli za nim.
Gdy znaleźli się w jego gabinecie, nalał trzy szklanki szkockiej i podając gościom trunek, usiadł w fotelu, zapraszając gestem, aby do niego dołączyli. Ciszę przerwał Draco:
- Nie wiedziałem, że Dover nie potrafi nawet Imperiusa rzucić.
- Oj, on potrafi go rzucić i to nawet dość silnego, tylko tak się składa, że na mnie ten czar nie działa. Poza tym pokazałem wam to gdy walczyłem z Syriuszem i Remusem, ale albo przegapiliście, albo zapomnieliście – odparł mu avadooki – A teraz do rzeczy. Po pierwsze: Jak ktoś się dowie, że dałem wam alkohol, to ciężko z wami będzie, bo możecie wtedy całkiem niechcący powiedzieć o sobie parę rzeczy w Wielkiej Sali. Po drugie: Serio możecie do mnie przyjść w każdej sprawie. Wiem, że jestem w waszym wieku, ale mam nieco większe zaplecze i chętnie pomogę. Następna sprawa: Chodzi o profesor Vector. Czy macie jakiegoś zaprzyjaźnionego i wartego zaufania trzecioroczniaka w Slytherinie?
- No jest mój młodszy brat Nathari Zabini i jest godzien zaufania, ale nie wystawię go na niebezpieczeństwo – stwierdził mulat.
- Tu nie o coś niebezpiecznego chodzi. Raczej o małą grę aktorską. Słuchajcie, mój plan polega na tym, że chcę przyłapać profesor Vector na ingerowanie w moje kompetencje i myślę, że zrobimy to pojutrze, a i jeszcze jedna sprawa. Nie musicie odpowiadać, ale chciałbym wiedzieć, jak u was się przedstawia sprawa z Voldemortem i jakie macie podejście do jego polityki?
- Polityki? Proszę cię, Harry – zaśmiał się Draco, przy okazji podwijając rękaw koszuli, pokazując nieskazitelną skórę. Obok niego Blaise zrobił to samo. Podetknęli mu ręce przed twarz, na co Draco powiedział: – Sprawdź – na co Harry rzucił ten sam czar, co w pokoju wspólnym, a ich przedramiona zostały nieskazitelnie czyste.
- Przepraszam – powiedział, na co oni kiwnęli w zrozumieniu.
- Wracając do tematu, pewnie nasze rodziny będą chciały nas tam wciągnąć, ale proszę cię Harry, jaka polityka? – mówił Draco – Przecież ta jaszczurcza gęba nie ma żadnej polityki. Może i chce się pozbyć szlam i mugoli, a co potem?
- Jak ich już nie będzie, to weźmie się za całą resztę. Skoro już teraz nie ma problemu z torturowaniem swoich ludzi do nieprzytomności lub zabijaniem ich za najmniejsze przewinienia – kontynuował Potter, na co nastolatkowie tylko pokiwali głową.
_______________________
***** Pokaż, co ukrywasz, pokaże znak ciemności *****
YOU ARE READING
Obietnica Huncwota
FanfictionPo śmierci Potterów mały Harry trafia pod opiekę dwójki przyjaciół swego ojca. Syriusz nie ruszył złapać Petera Pettigrew. A co dalej? Przekonajcie się sami. Całość opowiadania jest betowana przez Cessidy84.